Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z pozycji guru

Redakcja
Fot. archiwum prywatne
Fot. archiwum prywatne
Z LESZKIEM CZARNECKIM, najbogatszym Polakiem według miesięcznika "Forbes", głównym udziałowcem i założycielem grupy finansowej GETIN Holding SA, rozmawia Grażyna Starzak

Fot. archiwum prywatne

- Czy w szkole był Pan prymusem?

- Uczyłem się bardzo dobrze.
- Jaki bohater literacki był dla Pana wzorem?
- Tomek Wilmowski, bohater książek Alfreda Szklarskiego.
- Czy wolał Pan czytać książki Bolesława Prusa, czy Stefana Żeromskiego?
- Zdecydowanie Prusa, uwielbiałem "Lalkę".
- Tzw. żyłka do robienia interesów jest w Pana przypadku rodzinna?
- Nie zastanawiałem się nad tym. Ojciec jest inżynierem, ja też skończyłem studia w politechnice.
- Mówi się o Panu "polski Warren Buffett". Czy identyfikuje się Pan z tym najbardziej znanym amerykańskim inwestorem giełdowym? Czy imponuje Panu ktoś inny?
- Trudno mówić o konkretnych osobach. Duże wrażenie zrobiła na mnie historia Google. Trzeba mieć naprawdę genialny umysł, żeby w tak krótkim czasie zbudować firmę o globalnym zasięgu.
- Jak wygląda codzienne życie najbogatszego Polaka?
- Nie jestem najbogatszym Polakiem, więc nie wiem.
- Uprawia Pan sporty ekstremalne. W prospekcie emisyjnym LC Corp., gdy wchodził na giełdę, zaznaczono w rozdziale, w którym opisane są czynniki ryzyka, że wszelkie ewentualne odniesione przez Pana obrażenia "mogą wpłynąć na zdolność grupy do podejmowania decyzji operacyjnych lub inwestycyjnych". Czy to element medialnego wizerunku, czy też wabik dla tych, którzy inwestując w akcje muszą mieć dodatkową porcję adrenaliny...?
- To nie jest wabik, lecz ostrzeżenie. Ludzie są ważnym aktywem firmy, więc akcjonariusz taki jak ja, który równocześnie nią zarządza, jest bardzo istotnym aktywem. Jeśli istnieje ryzyko utraty zdrowia czy nawet życia takiej osoby, automatycznie stanowi to ryzyko dla firmy. Może na przykład pociągnąć za sobą zwolnienie tempa jej rozwoju albo gorsze zarządzanie. Nie wiem, czy w moim przypadku takie ryzyko rzeczywiście istnieje, jednak o moim zamiłowaniu do sportu trzeba było poinformować inwestorów.
- Jakie jeszcze ma Pan pasje prócz nurkowania? Grę w golfa?
- Nigdy w życiu nie grałem w golfa. Może jednak trzeba się będzie nauczyć. Ostatnio jeden z menedżerów zachodniego Banku powiedział mi, że jego koledzy nawołują do powrotu do klasycznej bankowości, zgodnie z zasadą "3-5-3", czyli - zbieramy depozyty od klientów oferując im 3 proc., udzielamy kredyty na 5 proc., a o 3 po południu jedziemy już na golfa.
- W jaki sposób dobiera Pan współpracowników? Czy stawia Pan na ludzi, z którymi się zna z ławy szkolnej, na krewnych, czy dobiera osoby na podstawie skomplikowanych testów, mających wykazać rzeczywiste kwalifikacje?
- Myślę, że trzeba współpracować z ludźmi, którym się ufa. Mogą to być zarówno znajomi, członkowie rodziny, jak i zupełnie obce osoby. Jednak niezależnie od zaufania, jakim się ich wszystkich darzy, muszą wykazać się wysokim poziomem profesjonalizmu.
- Powodzenie w biznesie w dużej mierze zależy od tego, z kim się współpracuje. Pan uważa się pod tym względem za szczęściarza?
- Bankowość to sfera gospodarki, która stwarza wiele okazji do nadużyć, dlatego trzeba bardzo uważnie dobierać współpracowników. Jednak po 25 latach prowadzenia biznesu, zatrudniając obecnie ok. 6 tys. osób, muszę stwierdzić, że ludzie z gruntu rzeczy są uczciwi i chcą tacy pozostać.
- Jaka jest recepta na to, żeby właściwie wykorzystać potencjał ludzki firmy?
- Wyrobić sobie opinię wszystkowiedzącego guru, zatrudnić lepszych od siebie i im nie przeszkadzać.
- Niełatwo obiektywnie ocenić własne zdolności menedżerskie. Proszę jednak spróbować, odpowiadając na pytanie, czy będąc dziś absolwentem wyższej uczelni, starałby się Pan o pracę w GETIN Holding?
- Własne zdolności menedżerskie oceniam wysoko. Nie wyobrażam sobie, aby na rynku mógł dobrze funkcjonować przedsiębiorca, który ma problem z oceną własnej wartości. Taki natychmiast zniknie. Czy chciałbym pracować w GETIN Holding? Pracuję w nim od początku jego istnienia. Przecież nie dlatego, że muszę (śmiech). Zawsze pracowałem w swojej firmie. Do dziś zarządzam wieloma spółkami w ramach holdingu. Miałem epizod, kiedy stworzyłem joint venture z największym francuskim bankiem Credit Agricole, stając się z jednej strony udziałowcem, z drugiej menedżerem wysokiego szczebla. Jednak nie trwało to długo. Taka praca mi zdecydowanie nie odpowiadała. Później słyszałem komentarze, że pewnie moje cechy przywódcy były przeszkodą w pracy w korporacji. Odpowiadałem, że to nieprawda, bo ja bardzo lubię pracować w korporacjach. Muszą jednak spełniać jeden podstawowy warunek - muszą to być moje korporacje (śmiech).
- Niektórzy, zwłaszcza młodsi wiekiem przedsiębiorcy tak wiele czasu poświęcają pracy, że z góry zakładają, iż w ich życiu nie ma miejsca na rodzinę. Pan ją dopiero niedawno założył...
- Rodzina jest tak samo ważna jak praca, a częstokroć nawet ważniejsza. To, moim zdaniem, klucz do sukcesu w biznesie. Jeżeli nie ma się takiego miejsca, do którego chce się wracać, to istnieje duże ryzyko, że szybko przyjdzie wypalenie, a nawet depresja. Praca powinna być pasją, ale nie można się w niej zatracić.
- Co by Pan radził młodym ludziom, którzy chcą założyć własną firmę?
- Po pierwsze, żeby otwierając własny biznes, nie myśleli tylko o pieniądzach. Oczywiście, trzeba myśleć o nich pod kątem kosztów funkcjonowania firmy, ale nie o tym, ile zarobię i co z tego będę miał. Ważniejsza jest determinacja, aby mój produkt i moja spółka były najlepsze. Jeżeli o tym cały czas pamiętamy, to jestem przekonany, że w końcu sukces sam przyjdzie.
- Czy Pana firma odczuła już skutki kryzysu?
- To zależy od punktu widzenia. Gdy ocenimy giełdową wartość akcji, to rzeczywiście odczuliśmy jego wpływ. Jednak ja na to patrzę całościowo, mając na względzie rozwój firmy. Od tej strony mogę zapewnić, że nie przynosi ona strat, a wręcz przeciwnie, rośnie, ma jeszcze bardziej solidne podstawy. Paradoksalnie, dzięki temu, że osiągamy kryzys finansowy, możemy myśleć o szybszym rozwoju. Na rynku pojawiają się okazje, które były poza naszym zasięgiem w czasie koniunktury. Wierzymy, że jeżeli z nich skorzystamy, to z kryzysu wyjdziemy znacznie silniejsi i z jeszcze lepszą pozycją rynkową.
- W co inwestować w czasach kryzysu? Jakie rady dałby Pan drobnym ciułaczom?
- Być może zaczyna się dobry okres na kupowanie akcji, jednak trzeba do tego podchodzić bardzo selektywnie. Nie wszystkie walory będą rosły. Inwestowania w indeks giełdowy nie uważam obecnie za najlepszą strategię.
- A złoto? Nieruchomości?
- Złoto? - nie mam pojęcia, czy to jest dobra inwestycja. Nieruchomości są trudno zbywalne...
- Jak długo, Pana zdaniem, potrwa światowy kryzys gospodarczy? Co możemy zrobić w naszym kraju, żeby zminimalizować jego skutki?
- Myślę, że nikt w tej chwili nie odpowie na pytanie "jak długo?". Pewne jest to, że skoro kryzys został wywołany na Zachodzie, to tam on się najpierw skończy. Więc rozwiązanie leży poza naszym krajem. W związku z tym bez sensu jest np. zwiększanie deficytu budżetowego, skoro i tak jesteśmy zależni od globalnej makroekonomii. Jeśli chodzi o założenia strategiczne, ogólnie zgadzam się z tym, co robi nasz rząd. Jednak w ramach tej strategii można zrobić więcej, pomagając w konkretny sposób przedsiębiorcom.
- Jest Pan uważany za osobę nieco tajemniczą, rzadko udziela Pan wywiadów. Tymczasem od niedawna w ramach kampanii "Przedsiębiorczość" realizowanej z niektórymi uczelniami w Polsce, opowiada Pan o sobie...
- Nie opowiadam o sobie, tylko o tym, co robię jako przedsiębiorca. To dla mnie ogromna satysfakcja i przyjemność. Jestem przekonany, że od osób, które coś osiągnęły, oczekuje się, że będą się dzielić swoimi doświadczeniami z młodymi ludźmi. Dlatego zdecydowałem się na cykl spotkań i wykładów dla studentów uczelni ekonomicznych w ramach programu "Przedsiębiorczość", który jest właśnie odpowiedzią na te oczekiwania i dziesiątki zaproszeń, jakie od dłuższego czasu napływały do mnie zarówno od studentów, jak i uczelni.

CV

Leszek Czarnecki
Wrocławianin Leszek Czarnecki (rocznik 1962) uważany za jednego z trzech najbogatszych ludzi w Polsce, ukończył Wydział Inżynierii Sanitarnej na Politechnice Wrocławskiej, później obronił doktorat na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Podczas studiów, w 1986 pracował w Przedsiębiorstwie Hydrotechniki i Inżynierii TAN, zajmującym się robotami podwodnymi; wkrótce stał się w nim głównym udziałowcem. Po transformacji ustrojowej w Polsce założył w 1991 Europejski Fundusz Leasingowy. Firmę tę sprzedał francuskiemu bankowi Crédit Agricole za 900 mln zł w 2001 obejmując jednocześnie 25 proc. udziałów nowo tworzonej spółki Crédit Agricole Polska. Dwa lata później odsprzedał te udziały Francuzom. Od 2004 tworzy grupę spółek Getin Holding SA, zajmujących się działalnością na rynku usług bankowych, ubezpieczeniowych i leasingowych. Na przełomie lat 2005 i 2006 za 17,5 mln euro kupił w centrum Wrocławia Poltegor Centre, najwyższy w mieście wieżowiec zbudowany pod koniec lat 70. Na miejscu wyburzonego Poltegoru powstaje Sky Tower. Inwestorem jest spółka LC Corp, należąca do Czarneckiego. Jest biznesmenem, który bez sentymentu potrafi sprzedać świetnie prosperujący biznes i zacząć wszystko od nowa. Na najnowszej (2008) liście najbogatszych ludzi świata miesięcznika "Forbes", z majątkiem szacowanym na 2,6 mld dolarów, zajął 446. miejsce. Wśród Polaków awansował na 1. miejsce tej listy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski