28 ukraińskich marynarzy zginęło na Morzu Barentsa
Wśród ofiar katastrofy "Kurska" jest 28 Ukraińców. W poniedziałek z lotniska wojennego "Kacza" pod Sewastopolem do północnej Rosji wyleciały rodziny zmarłych marynarzy. W Rosji rodziny ofiar przetransportowano do Widiajewa - miasteczka rosyjskich marynarzy na wybrzeżu Morza Barentsa, gdzie dowiedzieli się, że nie przeżył nikt z członków załogi "Kurska".
Po podaniu wiadomości o zatonięciu "Kurska" matka Juryja czekała w Sewastopolu, obok łóżka sparaliżowanego męża, byłego marynarza wojennego ze statku "Noworosyjsk", na wiadomość o losach załogi. Przez łzy mówiła, że problemy finansowe zmusiły jej syna do szukania pracy w rosyjskiej marynarce.
W Sewastopolu rozpoczęto zbieranie pieniędzy na pomoc dla rodzin marynarzy ukraińskich z "Kurska". Wczoraj ogłoszono, że rząd wspomoże finansowo rodziny ofiar.
Ściśle tajne
O stanie armii ukraińskiej najlepiej świadczy wypowiedź eksperta wojskowego Serbija Zgórca: - Dowództwo armii ukraińskiej nie lubi, gdy ktoś zaczyna interesować się sprawami wojska. Armia jest najbardziej konserwatywnym i hermetycznym środowiskiem.
Kiedy Ukraina odzyskała niepodległość, pojawiły się nadzieje na zmiany również w armii. Na początku 1992 roku rozpoczęto badania socjologiczne, aby poznać nastroje i kondycję psychiczną żołnierzy i oficerów. Wstępne wyniki okazały się tak niepochlebne dla armii, że dowództwo odmówiło kontynuacji badań. Działające w wojsku zespoły socjologów rozwiązano. Jeden z socjologów sam zrezygnował z pracy jeszcze przed rozwiązaniem zespołu.
Światła dziennego nie ujrzała Biała Księga, zawierająca informacje o wojsku ukraińskim. Miały się w niej także znaleźć informacje na temat tego, jak są wykorzystywane pieniądze podatników na cele wojskowe.
Sztab Generalny wydał zarządzenie, iż dziennikarze piszący na tematy wojskowe mają obowiązek uzgadniać publikacje ze specjalnym wydziałem armii ds. prasy. Dlatego coraz trudniej otrzymać w sposób oficjalny informacje.
Ministerstwo Obrony Ukrainy zrezygnowało z organizowania konferencji prasowych. Aby uzyskać w miarę rzetelne informacje, dziennikarz musi mieć informatorów w wojsku.
Sowiecki duch
Zdaniem publicystów, oprócz kilku elitarnych jednostek, większość żołnierzy ukraińskich jest nadal wychowywana w duchu i tradycjach sowieckich. Nadal trwa selekcja negatywna. Im więcej brutalności i mniej kultury, tym więcej władzy. Liczy się tylko lojalność i układy.
Dziennikarze zarzucają dowództwu również brak kompetencji, złe dowodzenie i arogancję. Wiosną tego roku podczas ćwiczeń na poligonie niedaleko Czernichowa jedna rakieta taktyczna "Toczka" poleciała w kierunku stolicy Ukrainy - Kijowa. Doleciała do miasta Browary (20 km od Kijowa). Pocisk trafił w dom mieszkalny, zabijając kilka osób. Dowództwo armii nie znalazło winnych. Nie przeproszono rodzin ofiar.
Bez większych sukcesów zakończyła się próba wprowadzenia do użycia w wojsku języka państwowego - ukraińskiego. A armii nadal dominuje rosyjski. Dziennikarze żartują, że w wojsku po ukraińsku mówi tylko minister obrony.
Przedstawiciele mediów dodają, iż w wojsku nie przeprowadza się reform, bo podwładni nie rozumieją rozkazów przełożonych. - _I dlatego dobrze, że armia ukraińska nie ma atomowych okrętów podwodnych i własnego Morza Barentsa. Bo ukraińskie siły zbrojne niczym się specjalnie nie różnią od rosyjskich. Chyba tylko tym, że są jeszcze gorzej wyszkolone - _dodają dziennikarze.
EUGENIUSZ TUZOW-LUBAŃSKI (Kijów)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?