Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za kulisami. Spektakl "Imię róży" według książki Umberto Eco w reżyserii Radosława Rychcika [RECENZJA, ZDJĘCIA]

Łukasz Gazur
Spektakl "Imię róży" w Teatrze w Krakowie im. Juliusza Słowackiego
Spektakl "Imię róży" w Teatrze w Krakowie im. Juliusza Słowackiego Andrzej Banas / Polska Press
Reżyser Radosław Rychcik przygotował spektakl spektakl według książki Umberto Eco "Imię róży" w Tetrze w Krakowie im. Juliusza Słowackiego

O tym, że Radosław Rychcik przeżył „duchowy zwrot” w swoim życiu, nie tylko plotkowano w środowisku od jakiegoś czasu. Reżyser przyznał to przed premierą w Teatrze im. Słowackiego „Imienia róży”. Ale niestety spektakl oparty na najsłynniejszej książce Umberto Eco zamiast wielowymiarowej produkcji stał się deklamatorskim popisem.

Historia wizyty dwóch mnichów - Wilhelma z Baskerville (niezła kreacja Rafała Dziwisza) i Adso z Melku (Karol Kubasiewicz) - w słynnym opactwie przy okazji odbywającej się tu teologicznej debaty, mają zgłębić wątek tajemniczej śmierci jednego z zakonników. A rozwiązanie zagadki zdaje się tkwić gdzieś między księgami w zakonnej bibliotece...

Niestety, świat mnichów, który dla Umberto Eco stał się punktem wyjścia do wielowarstwowej opowieści na temat hierarchii, wiedzy, siły książki, ale i katolickiej etyki seksualnej oraz grzechów kościoła, w tym wypadku potraktowany jest dość umownie i bez głębszej analizy. Może jedynie dyskusja teologiczna na temat ubóstwa, zmieniająca się w zwykłą pyskówkę dresiarzy przyodzianych w stroje kościelnych hierarchów, próbuje być jakimś głosem w dyskusji. Poza tym oczywiste wydają się tok zdarzeń i dykcja tego przedstawienia. Ogląda się je bez emocji. Szkoda, zwłaszcza w sytuacji, gdy jednym z głównych wątków jest tu miłość w rozmaitych swoich odcieniach.

Nie ma tu nic ze świata pop-skojarzeń Rychcika, które znamy choćby z jego „Dziadów”. Dziwi to o tyle, że „Imię róży” dawało szerokie i ciekawe pole do interpretacji, zabawy konwencją teatralną, współczesnych nawiązań, wreszcie do włączenia się teatru w gorące dzisiejsze dyskusje. Choć wyraźnie twórcy chcieli nawiązać do wątków polskich - w kolory kotar wpisane są polskie barwy narodowe, a na scenie mnichom towarzyszy Madonna z Krużlowej, jedna z najsłynniejszych rzeźb sakralnych w Polsce. Ale zamiast odwołań do dzisiejszych tematów dostaliśmy oczywiste odtworzenie książki, audiobook zagrany na scenie. Wyszło letnio i nudno. Dla kogoś, kto zna „Imię róży”, spektakl po prostu niczego nie wnosi.

Jakąś próbą pójścia w typowy dla rychcikowego teatru teren była chęć sięgnięcia - obok chorałowego śpiewu - nawiązanie muzyczne do filmów i seriali kryminalnych, które miały kreować aurę tajemnicy.

Niestety, niespecjalnie też trafia do mnie pomysł scenograficzny. Tandetne wyglądające kotary są kiczem w kiepskim wydaniu. I nie da się ich sprowadzić do twierdzenia, że wyrażają niewyszukane gusta polskiego kościoła. To nie jest krytyczny sznyt w stylu „złote, a skromne”, to jest po prostu kiepsko wykonane. Choć sam pomysł ruchomych kotar, skrywających i odsłaniających kolejne tajemnice opactwa i plany teatralne wydaje się bardzo ciekawy.

Szkoda, że po spektaklu Rychcika ma się wrażenie, że siła krytyczna książki Umberto Eco zwietrzała zupełnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski