Starsi kibice z pewnością pamiętają Andrzeja Joczysa. Zawodnik ten, wychowanek rabczańskich Wierchów, w latach 60. był podporą defensywy ekstraklasowej wówczas Cracovii, zaliczając również epizod w poznańskim Lechu. Był dosłownie o włos od przenosin do Legii Warszawa.
- Za moich czasów to byli gracze... - rozmarzył się po zawodach Joczys. - Grając w Cracovii miałem zaszczyt opiekować się kilkoma czołowymi, naprawdę nieprzeciętnymi napastnikami. Dzisiaj takich w Polsce raczej już nie uświadczy.
Oto swoisty alfabet Andrzeja Joczysa:
- jak Banaś Jan. Niezwykle ruchliwy, świetnie wyszkolony technicznie zawodnik. Swoimi sztuczkami potrafił ośmieszyć każdego obrońcę. Ale nie ze mną takie numery.
- jak Domarski Jan. Piłkarz dość przeciętny jak na pierwszą ligę, za to niezwykle skuteczny. Nie imponował techniką, ale silny jak tur. Właśnie owa siła i żelazna kondycja to były główne zalety strzelca złotej bramki na Wembley.
- jak Faber Eugeniusz. Skrzydłowy Ruchu każdego obrońcę potrafił wpędzić w kompleksy. Ale ja miałem na niego sposób. Wiedziałem, że jego ulubionym trickiem było nagłe puszczenie sobie piłki na kilkanaście metrów i pogoń za nią. Tylko na to czekałem. Zanim Faber się orientował, byłem dwa kroki przed nim i zgarniałem mu futbolówkę sprzed nosa.
- jak Gadocha Robert. Szybszy od piłki. To był jego główny atut. Czasem jednak zatracał się w swych dryblingach. Dobry kolega.
- jak Jarosik Andrzej. Wyborny strzelec, choć zawodnik nieco chimeryczny. Ale gdy miał swój dzień, to bywał nie do powstrzymania. Nie do końca wykorzystany, wielki talent.
- jak Lubański Włodzimierz. Bezwzględnie najwybitniejsza postać w polskim futbolu. Gracz tyle znakomity, co dżentelmeński. Potrafił właściwie wszystko. Wydawało się, że biegniesz do piłki na równi z nim na pełnym gazie, gdy nagle Włodek włączał piąty bieg i odjeżdżał ci na kilka metrów. Nasz ówczesny trener Michał Matyas powtarzał mi: - Jak Lubański uda się do szatni, masz iść za nim. I miał sporo w tym racji. Obym się mylił, ale takiego piłkarza długo jeszcze na naszych stadionach nie będzie.
- jak Marks Joachim. Piłkarz nieco przereklamowany. Owszem, strzelił w lidze sporo bramek, ale jak na reprezentanta kraju, prezentował trochę za mały zasób umiejętności.
- jak Wilim Jerzy. Solidny środkowy napastnik. Świetnie grał głową. Pamiętam, że tuż po finale Pucharu Polski, podczas którego strzelił dla Górnika trzy bramki, przyjechał do Krakowa i tutaj nie zrobił nawet sztycha.
** missed drop char ** - jak Żmijewski Janusz. Piłkarz - efemeryda. Znakomite występy przeplatał słabszymi, nawet zupełnie nieudanymi. Miał świetną kiwkę, ale jej nadużywał. Stąd kibice wołali za nim "żyła".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?