Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za wzgórzami

Redakcja
Cristian Mungiu, rumuński reżyser, błysnął najpierw analizą brutalnych czasów komunistycznej opresji w nagrodzonym Złotą Palmą filmie "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”. Teraz z równie doskonałym skutkiem przygląda się współczesności.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Reżyser przenosi nas za wzgórza, gdzieś na prowincję obecnej Rumunii, kraju zawieszonego wciąż między teraz i kiedyś. Życie znajdujących się tu ludzi rozpięte jest na sinusoidzie kontrastów. Używają komputerów i telefonów komórkowych, a jednocześnie mieszkają w chatach bez bieżącej wody, niemal odcięci od świata przez śnieg.

Podpatrujemy sunące powolnym krokiem losy księdza oraz sióstr zamkniętych w klasztorze. Ich codzienność wypełniają rytuały, począwszy od prozaicznych czynności koniecznych do przetrwania, a skończywszy na sakralnej celebracji. Uporządkowana egzystencja zostaje zburzona, gdy do klasztoru na zaproszenie jednej z sióstr przyjeżdża jej dawna przyjaciółka Alina. Dziewczyna zbuntowana, pełna niepokoju, targana skrajnymi emocjami – w tej roli nagrodzona w Cannes Cristina Flutur, która stworzyła wspaniałą, przejmującą kreację.

W filmach Mungiu dostrzegam wiele cech dzieł tureckiego mistrza, Nuri Bilge Ceylana, także cenionego na festiwalu w Cannes. Obaj preferują kino dyskretne, delikatne, powolnym krokiem zdążające do celu. Nie stawiają na modną dziś eskalację emocji, ale poruszają struny w sposób łagodny. Nie znaczy to jednak, że ich muzyka pozbawiona jest mocnego brzmienia. Instrument filmowy, którym grają na pięciolinii naszej wrażliwości, wydaje głębokie, przenikające dźwięki. Dźwięki, które ujmują szczerością i autentycznością, niczym w dokumencie.

Mungiu wywraca do góry nogami hierarchiczną społeczność i z zacięciem psychologa przypatruje się, jak reagują na to bohaterowie. Oglądamy intymny portret wewnętrznej transformacji. Pod wpływem gwałtownych emocji zmieniają się wszyscy, sugeruje Mungiu. Fala, która wzbiera, zagarnia kolejnych pływaków. I większość z nich sprowadza na dno.

Rumuński reżyser patrzy przez obiektyw szerokokątny. "Za wzgórzami” to moralitet o współczesnym człowieku. Główna bohaterka symbolizuje człowieka u progu XXI wieku. Żyjemy w świecie, w którym środki komunikacji zostały dopracowane do perfekcji. A mimo to wciąż czujemy się samotni, odrzuceni. Alinie nikt nie potrafi pomóc, ani sacrum, ani profanum. Obie sfery wykazują albo zbyt małe, albo zbyt duże, a przez to niemożliwe do akceptacji zaangażowanie. Brakuje empatycznej więzi, próby zrozumienia. Każdy stara się pomóc, dopasowując zranioną jednostkę do swoich reguł. Nikt nie potrafi nagiąć zasad, by ratować drugiego człowieka.

Ten mistrzowski film przenicowuje do szpiku kości – od pierwszej do ostatniej sceny. Mungiu zamyka film poruszającą sekwencją. Pokazuje, że życie biegnie dalej, a tragedia jednostek umyka w chaosie rzeczywistości. Smutne to. I wyjątkowo filmowe.


FOT. NOWE HORYZONTY

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski