Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za zamkniętymi drzwiami

Redakcja
(INF. WŁ.) Adriana przywiozła z Niepołomic do szpitala w Prokocimiu karetka pogotowia. Miał sińce w okolicy pępka i lędźwi. Nie mógł samodzielnie oddychać. Badanie tomograficzne wykazało, że 4-miesięczny chłopczyk ma stłuczone płuco, krwiaka w wątrobie i obrzęk prawej nerki. Ponieważ dwa miesiące wcześniej Adrian był w szpitalu z podobnymi obrażeniami, pracownica poradni socjalno-prawnej zawiadomiła policję i prokuraturę. Rodziców niemowlęcia zatrzymano. Przesłuchującemu ich policjantowi zeznali, że nie wiedzą, co stało się ich dziecku.

Czteromiesięczny Adrian trafił do szpitala z ciężkimi obrażeniami ciała. Rodzina nie potrafi lub nie chce powiedzieć, co przydarzyło się dziecku.

    Wiadomość o tragedii lotem błyskawicy rozeszła się po Niepołomicach. Ludzie są zaszokowani. W domu rodziny P., gdzie mieszkają m.in. dziadkowie Adriana, panuje głucha cisza. Nikt nie reaguje na dźwięk dzwonka.
   Janina Trochimiuk, pracownik socjalny niepołomickiego ośrodka pomocy społecznej, tak samo jak inni zachodzi w głowę, co też mogło się tam dziać w piątek. - Byłam przedwczoraj w tym domu. Rozmawiałam z babcią dziecka i siostrą jego matki. Obie mówiły, że nie mają pojęcia, jak mogło dojść do obrażeń u Adrianka. Wyglądały na zaskoczone tym wszystkim, co się stało - mówi. W jej opinii, rodzina P. żyje normalnie, jak setki innych w Niepołomicach. Nadzwyczajnej biedy tam nie widać, chociaż ojciec Adriana pracuje tylko dorywczo. - Na pewno nie jest im lekko, bo oprócz Adriana mają jeszcze dwójkę chłopców, w wieku 1,5 i 3 lat, ale państwu P. pomagają rodzice. Być może dlatego matka Adriana tylko raz skorzystała z naszej pomocy, otrzymując zasiłek porodowy - mówi Janina Trochimiuk.
   Ewa Krzysica, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Niepołomicach, nie zna rodziny P., dlatego nie potrafi powiedzieć, czy jest możliwe, że dziecko zostało pobite.

   Twierdzi, że takim przypadkom trudno zapobiec, bo chociaż w ośrodku pracuje wystarczająca - jej zdaniem - liczba pracowników socjalnych, jednak nie są oni w stanie systematycznie monitorować życia swoich podopiecznych, a co dopiero rodzin, które - jak państwa P. - nie figurują w rejestrach stałych klientów ośrodka.
   Nazwisko matki Adriana znajduje się natomiast w komputerowym spisie innej instytucji - zamiejscowego oddziału Powiatowego Urzędu Pracy. Inspektor Maria Bułat przypomina sobie tę szczupłą i bardzo miłą dziewczynę z dzieckiem na ręku, która przyszła załatwić ubezpieczenie dla siebie i dzieci, gdy najmłodszy syn, Adrianek właśnie, trafił po raz pierwszy do szpitala w Prokocimiu. - Sprawiała wrażenie bardzo troskliwej matki. Mówiła, że syn jest chory - leży w szpitalu, dlatego ubezpieczenie jest konieczne. Zarejestrowała się jako bezrobotna, więc nie było z tym problemu - mówi Maria Bułat. - Niestety, nic nie mogłam jej zaproponować, bo chociaż wskaźnik bezrobocia w naszej gminie jest bodaj jednym z najniższych w Małopolsce - wynosi około 8 procent - dla ludzi takich jak pani P., z podstawowym wykształceniem, obarczonych trójką małych dzieci, trudno znaleźć cokolwiek. Ale gdy maluchy podrosną, może skierujemy ją na jakiś kurs, np. obsługi kasy fiskalnej.
   Maria Bułat i pracująca przy biurku obok pani Iza są wstrząśnięte wiadomością o ciężkim stanie Adriana. - Gdy usłyszałam o tym w radiu, nie wierzyłam, że coś takiego zdarzyło się u nas, w Niepołomicach - mówi pani Iza. - Nawet nie dopuszczam myśli, że cierpienia temu dziecku zadał ktoś z dorosłych.
   - Nam się to też w głowie nie mieści - przyznają najbliżsi sąsiedzi rodziny P. Według nich chłopca mogli pobić starsi bracia.

Nie wierzą,

żeby mogło to zrobić któreś z rodziców. - Matkę Adriana, mimo młodego wieku, trzeba zaliczyć do tych najbardziej oddanych i troskliwych. Ojciec chłopca też sprawia wrażenie, że kocha dzieci nad życie. Gdy przebywały w ogrodzie, nigdy nie zauważyliśmy, żeby ktoś z dorosłych podniósł rękę na chłopców czy nawet zwymyślał ich - mówi pan T.
   - Chyba że tak robili tylko dla oka, a w domu, za drzwiami, zmieniali się. Ale trudno nam w to uwierzyć - dodaje inny sąsiad.
   Pan K. przypomina, że w 1996 r. w jednej ze wsi w rejonie Niepołomic powszechnie szanowany ojciec i mąż molestował i znęcał się fizycznie oraz psychicznie nad swoimi dwoma córkami. - Wtedy też wszyscy mówili, że to niemożliwe, bo takie rzeczy nie mieszczą się w głowie. A dochodzenie wykazało, że tatuś to zwyrodnialec, a i mamusia nie lepsza, bo bała się mówić o tym komukolwiek - opowiada pan K. Uważa, że przypadek Adriana to_"bardzo dziwna sprawa".
   
- Dziwna, bo dorośli nie potrafią wytłumaczyć, skąd u dziecka takie obrażenia - zgadza się komisarz Sylwia Bober z biura prasowego komendanta małopolskiej policji. - Myślę, że więcej światła _wniosą opinie biegłych, którzy będą analizować rodzaj obrażeń, jakie wystąpiły u Adriana. Były one na tyle poważne i charakterystyczne, że lekarze ze szpitala w Prokocimiu sugerowali, iż mogą one świadczyć o wystąpieniu u Adriana zespołu dziecka maltretowanego.
   Teresa Staszczyńska ze szpitalnej poradni socjalno-prawnej w Prokocimiu nie chce wypowiadać swojej opinii. Uważa, że od tego jest prokuratura i policja. Twierdzi jednak, że niezależnie, co było przyczyną ciężkiego stanu Adriana, jej obowiązkiem było zgłosić sprawę właściwym organom. Bo tak czy inaczej obrażenia u niemowlaka powstały na skutek zaniedbania ze strony rodziców, którzy mają obowiązek zapewnić swoim dzieciom właściwą opiekę.
   Opiekująca się Adrianem dr Janina Lankosz-Lauterbach, ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego, pytana o zdanie na temat charakteru obrażeń u chłopca, odpowiada, że

trudno uwierzyć

w to, iż mogły wystąpić na skutek uderzenia piąstkami młodszych braci, którzy sami niedawno byli niemowlakami. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że dziecko, gdy je do nas przywieziono, było w bardzo poważnym stanie. Stwierdzono u niego stłuczenie prawego płuca, krwiak w wątrobie oraz pourazowy obrzęk prawej nerki. Okulista stwierdził odklejenie siatkówki w prawym oku i stare blizny po wybroczynach w oku lewym. Pytałam matkę, która przyjechała z dzieckiem, co się Adrianowi stało. Kiwała głową, że nie wie. Była roztrzęsiona. Później - już trochę spokojniejsza - stwierdziła, że nie było jej kilka godzin w domu, gdy po powrocie z zakupów zajrzała do chłopca, wydawał się jej jakiś dziwny, dlatego zadzwoniła po pogotowie. Nie do mnie należy ustalenie, jak było naprawdę. Mam nadzieję, że policja i prokuratura wyjaśni, dlaczego to niemowlę musiało i musi tak cierpieć - mówi lekarka.
   Zarówno dr Janina Lankosz-Lauterbach, jak i Teresa Staszczyńska przyznają, że do szpitala coraz częściej trafiają dzieci maltretowane fizycznie i psychicznie, molestowane, zaniedbywane przez rodziców. A ponieważ często nie ma kto stanąć w ich obronie, musi to robić szpital.
   Stan Adriana jest obecnie stabilny - tak mówią lekarze. Za kilka dni malec zostanie przeniesiony na zwykły oddział. Chłopczyka odwiedzili wczoraj w szpitalu dziadkowie i ciocia, która jest jego mamą chrzestną. Na ich twarzach malował się smutek i przygnębienie.
GRAŻYNA STARZAK

BIŁA I GRYZŁA

   Skazaniem na 4 lata więzienia zakończyła się sprawa 42-letniej Barbary S., mieszkanki Krakowa, która w styczniu 2000 r. pobiła 18-miesięcznego synka. Barbara S., kobieta z wyższym wykształceniem, znęcała się fizyczne i psychiczne nad dzieckiem. Przed sądem przyznała się tylko do pobicia syna i... pogryzienia go. Lekarze z pogotowia stwierdzili u chłopca urazy głowy, twarzy i nóg, sińce na całym ciele, złamanie obojczyka, a także ślady po przypalaniu papierosem.

WYSTAWIONA NA MRÓZ

   Za pobicie 6-letniej córki cierpiącej na porażenie mózgowe została w Krakowie skazana na 5 lat więzienia 30-letnia Ewa J. Kobieta najpierw pobiła dziecko, a potem - ubrane tylko w cienki sweterek i skarpetki - zamknęła na balkonie przy 5-stopniowym mrozie. Sama wyszła na zakupy. Dziewczynka przebywała na mrozie ponad dwie godziny. Jej płacz usłyszeli sąsiedzi, którzy przeciągnęli małą na drugi balkon. Przemarznięte dziecko odwieziono do szpitala.

NOWE  ŚLEDZTWO

   W ubiegłym roku wadowicki sąd postanowił umieścić kilkunastomiesięcznego Adama w pogotowiu opiekuńczym do czasu rozpoznania sprawy o pozbawienie rodziców władzy nad chłopcem. Stało się to po tym, gdy dziecko ponownie trafiło do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego z krwiakami, siniakami i niewyleczonym złamaniem. Już wcześniej lekarze krakowskiego szpitala, gdzie mały był leczony, uznali, że dziecko mogło być bite. Zawiadomiona o tym prokuratura umorzyła sprawę, opierając się na opinii biegłych, z której wynikało, że nie można jednoznacznie stwierdzić pochodzenia obrażeń. Eksperci skłaniali się jednak ku wersji, że siniaki są efektem choroby - skazy krwotocznej. Objawów tej choroby dziecko nie miało podczas 4-miesięcznego pobytu u rodziny zastępczej, do której trafiło decyzją sądu rodzinnego. W grudniu 2002 r. rodzice odzyskali Adama. W kwietniu dziecko ponownie znalazło się jednak w szpitalu w Prokocimiu. Prokuratura na nowo podjęła śledztwo. Jak powiedział wczoraj "Dziennikowi" prokurator rejonowy w Wadowicach, chłopczyk od czasu pobytu w pogotowiu opiekuńczym nie ma objawów skazy krwotocznej.

PODRZUCONA NA WYCIERACZKĘ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski