Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żaba

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Jedna z ulubionych anegdot krakowian głosi, że pewnego razu profesor ASP, znakomity grafik Andrzej Stopka wezwany został przed oblicze ministra.

Problem polegał na tym, że profesor straszliwie często używał brzydkich wyrazów i zachodziła uzasadniona obawa, iż rzuci mięsem w rozmowie z szefem resortu.

- Duszku - błagała żona, jeśli już nie będziesz mógł wytrzymać, to zamiast „k…” mów „żaba”. Rozmowa przeszła bez lingwistycznych zakłóceń, ale już żegnając się w drzwiach gabinetu Stopka potknął się o dywan i, zgodnie z wytycznymi magnifiki ryknął: - O, żaba! - A skądże ta k… się tu wzięła? - pokręcił głową minister.

Wobec tego słowa, uznawanego (ale już coraz rzadziej) za nieprzyzwoite jesteśmy jako nacja bezradni. Całkowicie bezradni.

Popularny warszawski satyryk Marek Majewski ma rację:

„(…) Gdybyś znikła - rozmawiać by ludzie przestali
Wojsko by moc straciło, bezbronne wśród wrogów
Sejm, transport, budownictwo - kompletny paraliż
A film polski by został całkiem bez dialogów”.

Skąd się to u nas wzięło? Ha, według relacji czeskiego kronikarza Kosmasa pierwszym życzeniem Bolesława Chrobrego po przybyciu w 999 roku do Krakowa było zwiedzenie Smoczej Jamy.

Przy wejściu do jaskini przybysz z Pyrlandii potknął się był o hodowane tam kury i boleśnie uderzył w głowę - To k…! - zawołał w języku gminu znad Gopła wskazując na uciekającą w głąb jamy samicę kura (koguta).

Towarzyszący księciu wojewoda Stoigniew złapał za żupan grododzierżcę Krakowa i pod karą gardła rozkazał natychmiast „wyżenić z jaskini całe to k…”. Dostojnik, nie do końca rozumiejąc, o kogo chodzi na wszelki wypadek skazał na banicję zarówno kury, jak i gnieżdżące się w Jamie dziewki wszeteczne, które od tej chwili zaczęto zwać imieniem ich opierzonych towarzyszek niedoli.

„(…) Imienia twego ludzie wzywają strapieni
Świadomi instynktownie twej kojącej roli
A gdy ktoś się uderzy, kiedy je wymieni
To od razu jest raźniej, od razu mniej boli!”...

O samicy koguta pisali - dla uzyskania prawdziwie głębokiej poetyckiej wymowy - m.in. Mikołaj Rej i Jan Kochanowski. Romantycznie naiwni Mickiewicz i Słowacki szukali innych poetyckich określeń, ale już o dziadku Fredrze nawet nie ma co mówić. Według Reymonta chłopi swym adwersarzom „jaże do maci sięgali”, co chętnie naśladował sam komendant Piłsudski. W Sejmie „rzucił k...” z mównicy najbardziej nobliwie wyglądający (potomek węgierskiej arystokracji) marszałek Józef Zych.

Pamiętam, w przeczytanym ongi wywiadzie z zakonnicą żurnalista dopytywał: - Czy gdy dzwonek na jutrznię brzmi wyjątkowo nieprzyjemnie, gdy mateczka przełożona niesprawiedliwie skrzyczy albo gdy w refektarzu kromka spadnie masłem do ziemi to czy siostrzyczkom nie zdarza się brzydko mówić? - Och, niestety tak - zarumieniła się zakonnica. Naganne to, ale bywa. Dziennikarz aż podskoczył z wrażenia: - No, no, jakże przeklina się dzisiaj w żeńskich zakonach? - O, Jeruzalem! - westchnęła ze wstydem siostra.

A więc można w skarbcu języka polskiego szukać z powodzeniem ulgi i ukojenia. Ale czy namawianie do tego coś zmieni? Nic! Jedyna nadzieja, że ten język potrafi wykreować nowy, uniwersalny, wspólny dla wszystkich (z wyjątkiem zakonów żeńskich, co do męskich nie jestem pewien) środowisk przynoszący natychmiastową ulgę bluzg, nową „żabę”. Ale póki co - radzi pan Majewski:

Zatem pozostań z nami, bo choć żeś nie święta
My bez ciebie jak okręt, gdy się urwie szturwał
I strzeż nas w Europie na życia zakrętach!
Wszak w językach romańskich „zakręt” to jest „curva”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski