Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił żonę na oczach własnych dzieci

PAWEŁ SZELIGA
Stanisław W. na sądowej sali w pierwszym dniu procesu Fot. Paweł Szeliga
Stanisław W. na sądowej sali w pierwszym dniu procesu Fot. Paweł Szeliga
Do zbrodni doszło w grudniu 2011 r. pod Bieczem, a świadkami tragedii była czwórka dzieci.

Stanisław W. na sądowej sali w pierwszym dniu procesu Fot. Paweł Szeliga

NOWY SĄCZ. W Sądzie Okręgowym rozpoczął się wczoraj proces 44-letniego Stanisława W. Gorlicka prokuratura oskarżyła go o zamordowanie żony.

Na twarzy oskarżonego nie widać było emocji. Spotkał tam m.in. siostrę swojej żony, reprezentującą interesy pokrzywdzonych, czyli jego nieletnich dzieci. Sąd zgodził się wczoraj, żeby kobieta występowała też na procesie jako oskarżyciel posiłkowy. Zawnioskowała ona o wyłączenie jawności rozprawy, powołując się na dobro dzieci. Do tego wniosku przychylił się też prokurator, a także obrońca Stanisława W. Przewodnicząca składu sędziowskiego Anna Hevler zdecydowała, że proces będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami. - Dzieci doznały wielkiej krzywdy, a ich stabilność emocjonalna została poważnie zachwiana - dodaje sędzia Anna Hevler.

Przez wiele lat małżeństwo W. uchodziło za wzorcowe. On był animatorem koła Radia Maryja w Bobowej, ona pomagała mu przystrajać kościoły i sale w lokalach na komunie, chrzciny i wesela. Krótko przed tragedią wyszło na jaw, że dziewięć lat po ślubie, od 2004 r. ,Stanisław W. miał się znęcać nad dziećmi. - Musieliśmy ustami zbierać śmieci z podłogi, a czasami je zjadać - zeznała córka oskarżonego. Bywało, że za nieposłuszeństwo dzieci musiały klęczeć z pokrzywami w ustach. Stanisław W. zaprzecza, by znęcał się nad dziećmi. - Stosowałem wobec nich kary, ale była to wyłącznie forma wychowania - wyjaśniał podczas śledztwa.

W 2008 r. swoją agresję przerzucił też na żonę. Chorobliwie podejrzewał ją o zdradę. Dwa razy uderzył ją w twarz, bił też kobietę miotłą po nogach. Nie godziła się z jego metodami wychowawczymi i atakami agresji. We wrześniu 2011 r. uciekła z dziećmi do Ośrodka Interwencyjno-Mediacyjnego pod Bieczem. Złożyła też doniesienie na policję, informując o nieludzkim traktowaniu dzieci przez męża. Chciała się z nim rozwieść, ale on, jako przykładny katolik nie chciał się na to zgodzić.

4 grudnia zaczaił się na żonę za drewnianą chałupą w Bieczu. Gdy kobieta nadjechała samochodem, obrzucił go kamieniami, zmuszając ją do zatrzymania pojazdu. Marta W. nie czuła zagrożenia. Wracała z niedzielnej mszy. Obok niej siedziała koleżanka, a z tyłu czwórka dzieci małżeństwa W. Najmłodsze miało wtedy 8, a najstarsze 15 lat. Gdy Marta W. otworzyła drzwi, mąż zadał jej kilka ciosów nożem. Co najmniej dwa były śmiertelne. Chwilę po tym zdarzeniu próbował popełnić samobójstwo, raniąc się nożem w klatkę piersiową. Rany nie były jednak groźne i odratowano go w gorlickim szpitalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski