Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Zabójca lotniskowców” na dnie. Jak utrata "Moskwy" wpłynie na inwazję Rosji

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
„Moskwa” był najpotężniejszym okrętem Floty Czarnomorskiej. To była jedyna jednostka liniowa tej klasy na Morzu Czarnym
„Moskwa” był najpotężniejszym okrętem Floty Czarnomorskiej. To była jedyna jednostka liniowa tej klasy na Morzu Czarnym Vadim Savitsky/Russian Defense Ministry Press Service via AP
Był niewątpliwie najpotężniejszym, choć przestarzałym, okrętem Floty Czarnomorskiej. Jego zatonięcie to kara za pychę, z jaką Rosjanie poczynali sobie na morzu. Co więcej, utrata krążownika „Moskwa” komplikuje rosyjskie plany nie na tylko na wodzie, ale i na lądzie.

Drugiego maja 1982 roku, w czasie wojny o Falklandy, brytyjski okręt podwodny storpedował argentyński krążownik „Generał Belgrano”. Zginęło 321 osób. Osiem miesięcy później do służby w siłach morskich Związku Sowieckiego wszedł krążownik „Sława”. Cztery dekady później, już pod zmienioną nazwą, stał się największą od czasów „Generała Belgrano” morską jednostką wojenną zatopioną przez przeciwnika. Ale z większymi stratami ludzkimi – blisko pół tysiącem członków załogi. Utonięcie „Moskwy” to największa strata dla rosyjskiej/sowieckiej floty od czasów ostatniej wojny światowej. Zresztą właśnie na Morzu Czarnym Sowieci ponieśli największe straty.

Oficjalna wersja rosyjska mówi, że na okręcie doszło do potężnego pożaru w wyniku eksplozji amunicji, „Moskwa” straciła stabilność i po kilkunastu godzinach „w warunkach sztormowych” zatonęła. Problem w tym, że w tym czasie w części Morza Czarnego na zachód od Krymu warunki pogodowe raczej sztormu nie przypominały (wiatr wiejący z prędkością 14 węzłów i fale około 1 m). Według Pentagonu, w momencie eksplozji, krążownik wraz z grupą innych rosyjskich jednostek, znajdował się ok. 100 km na południe od Odessy.

Czy rosyjska wersja o pożarze jest kłamstwem? Niekoniecznie. Raczej nie dopowiedzeniem wszystkiego. Bo pożar mógł wybuchnąć po uderzeniu wrogich pocisków. Jak twierdzi strona ukraińska, w okręt trafiły dwa rakietowe pociski manewrujące systemu przeciwokrętowego Neptun. Mają zasięg 300 km, więc „Moskwa” zbliżając się na 100 km od brzegu, wręcz wystawiła się na cel.

Tyle że zdaniem ekspertów jeden Neptun w najlepszym razie może zatopić okręt o wyporności maksymalnie 5 tys. ton. Dwa pociski kontra „Moskwa” o wyporności 11 tys. ton? Wydaje się za mało. I tu wracamy do moskiewskiej wersji o pożarze. Być może Ukraińcy mieli dużo szczęścia, bo w wyniku uderzeń Neptunów doszło do pożaru – i to wystarczyło. Krążowniki tej klasy przypominają bowiem pływające składy amunicji. „Moskwa” była dosłownie naszpikowana różnego rodzaju uzbrojeniem, a więc i amunicja do niego: od tej do działek 130 mm poczynając, po torpedy, potężne pociski antyokrętowe i pociski ziemia-powietrze.

„Zabójcy lotniskowców”
Należy pamiętać, że budowie krążowników w ZSRR/Rosji przyświeca zupełnie inna wizja niż choćby ta w USA. Krążownik dla US Navy jest tak zaprojektowany i uzbrojony, aby przede wszystkim pełnić rolę kluczowego obrońcy lotniskowca w tzw. grupie lotniskowcowej. Sowieci/Rosjanie dorobili się zaledwie jednego lotniskowca („Admirał Kuzniecow”), na dodatek wciąż się psującego. Więc i do innych celów zaprojektowano takie krążowniki, jak choćby „Moskwa”. To miał być nie obrońca, a „zabójca lotniskowców”. Stąd kluczowy element uzbrojenia, jakim są systemy pocisków przeciwokrętowych P-1000 Wulkan (w czasach sowieckich były to słabsze systemy P-500 Bazalt) - „Moskwa” była uzbrojona w 16 pocisków Wulkan (można je uzbroić w głowice atomowe).

Krążownik zaczęto budować w 1976 roku w stoczni w Mikołajowie w ramach projektu 1164 (klasa Atlant, potem zmieniona na Sława). Zwodowany został w 1979 roku pod nazwą „Sława”, a do służby trafił w 1982 roku. Początkowo planowano zbudować 10 jednostek projektu 1164, skończyło się na trzech. Po „Moskwie” były jeszcze „Warjag” (obecnie okręt flagowy Floty Pacyfiku) i „Marszałek Ustinow” (obecnie Flota Północna).

Uzbrojenie Atlantów, nazywanych „zabójcami lotniskowców”, było bardziej ofensywne niż defensywne. Głównym elementem były początkowo przeciwokrętowe pociski manewrujące Bazalt o maksymalnym zasięgu 550 km, potem zastąpione Wulkanami o zasięgu 700 km. Drugim atutem była obrona powietrzna jednostki składająca się z trzech ogniw. Po pierwsze, obrona dalekiego zasięgu umożliwiająca strefową obronę powietrzną: ochronę całego obszaru lub eskadry przed atakami nieprzyjaciela. Taką zapewniać ma jeden system pocisków ziemia-powietrze S-300 Fort. Obronę średniego zasięgu zapewniają dwie wyrzutnie pocisków ziemia-powietrze Osa-MA. Obronę bliskiego zasięgu zapewniać ma sześć szybkostrzelnych działek artyleryjskich AK-630 zainstalowanych w pokładowych wieżyczkach.

Historia „Moskwy”: od remontu do remontu
Krążownik „Sława” po upadku Związku Sowieckiego i podziale Floty Czarnomorskiej między Rosję i Ukrainę pozostał oczywiście w służbie rosyjskiej. Zresztą od 1989 r. był w remoncie w mikołajowskiej stoczni. Problemy finansowe rosyjskiego wojska na początku lat 90. XX w. powodowały, że tego remontu nie można było wciąż ukończyć. W tej sytuacji dowództwo Floty Czarnomorskiej zwróciło się do władz Moskwy o objęcie jednostki patronatem, a więc i zapewnienie środków finansowych na dokończenie remontu. Krążownik stał się „Moskwą” w 1996 roku, zaś jego poprzednia nazwa „Sława” stała się określeniem tej klasy okrętów (zamiast Atlant). W 1999 r. krążownik wrócił do służby – uzbrojony już w nowsze rakiety przeciwokrętowe Wulkan.

W 2008 roku „Moskwa” wzięła oficjalnie udział w wojnie z Gruzją. Pojawiła się u brzegów tego kraju, ale nie uczestniczyła bezpośrednio w działaniach wojennych na morzu, podczas których zniszczono trzy gruzińskie kutry. W marcu 2014 r. krążownik, wraz z innymi okrętami Floty Czarnomorskiej, wziął udział w blokadzie ukraińskiej floty wojennej w Zatoce Donuzławskiej. Pod koniec 2015 roku „Moskwa” zajęła pozycję u wybrzeży Syrii w pobliżu Latakii. Jej zadaniem było osłanianie zgrupowania lotniczego rosyjskich sił powietrznych w bazie Chmejmim. Jednak już w następnym roku „Moskwa” została zastąpiona na Morzu Śródziemnym przez krążownik „Warjag”. Wróciła do Sewastopola. W 2016 r. krążownik wziął jeszcze udział w paradzie z okazji Święta Wojennych Sił Morskich, ale w międzyczasie decydowały się już jego dalsze losy. Rozważano trzy opcje: złomowanie przestarzałego okrętu, modernizację w stoczni w Siewierodwińsku lub remont w stoczni w Sewastopolu.

Dowództwo pieniędzy na modernizację pozwalającą wyposażyć krążownik w nowoczesne uzbrojenie rakietowe i radary nie znalazło. Ale nie chciano też – z prestiżowych względów – wycofać „Moskwy” ze służby. Wybrano więc wariant pośredni. W Sewastopolu przeprowadzono „remont z elementami modernizacji”. Wymieniono więc m.in. generatory diesla i okablowanie, a także sprzęt radiowy. Ale już np. nie zainstalowano nowoczesnych systemów przeciwpożarowych. No a przede wszystkim nie wymieniono choćby części uzbrojenia na nowsze. Efekt? Gdy latem 2021 roku „Moskwa” wyszła w morze po remoncie, jej system obrony powietrznej był wciąż taki sam, jak 40 lat wcześniej, gdy krążownik zwodowano. Tymczasem taki choćby system Osa-MA jest nieskuteczny w walce z nisko lecącymi celami, a S-300 jest obsługiwany przez tylko jeden system radarowy, którego awaria całkowicie pozbawia okręt obrony przeciwlotniczej dalekiego zasięgu.

Dlaczego tak stara jednostka wciąż była w służbie? Na dodatek w roli okrętu flagowego? Rosjanie nie mają po prostu potencjału by budować tak duże okręty wojenne. Nawet nie próbowali projektować czegoś większego od fregaty. Mają co prawda jeszcze dwa ciężkie krążowniki, znacznie większe od „Moskwy”, tyle że jeden z nich przechodzi właśnie remont.

Utrata „parasola”
„Moskwa” posiadała, jak wspomniano, dwa główne systemy uzbrojenia. Jeden przeciwokrętowy - nie miał on jednak większego znaczenia w tej wojnie, ponieważ flota ukraińska została dość szybko zneutralizowana. Drugim była obrona powietrzna dalekiego zasięgu - to był kluczowy atut „Moskwy”, który decydował też o tym, gdzie w danej chwili krążownik się znajdował. Jego głównym zadaniem, obok funkcji dowodzenia całą Flotą Czarnomorską, było wszak nie polowanie na lotniskowce, ale roztaczanie „parasola” nad większością innych okrętów, a nawet nad oddziałami walczącymi w pobliżu wybrzeża.

„Moskwa” miała potężny system radarowy kluczowy dla obrony przeciwlotniczej całej floty na Morzu Czarnym. Niewykluczone, że używała swojego systemu (radary, ale i systemy S-300) także do osłony rosyjskich oddziałów walczących w obwodzie chersońskim. Utrata tej osłony może mieć pogorszyć położenie Rosjan, których od dłuższego czasu atakują na tym froncie Ukraińcy (zresztą już doradca Zełenskiego, Ołeksij Arestowycz zasugerował, że po zatonięciu „Moskwy” rosyjskie wojska pod Chersoniem mogą czekać „niespodzianki). Skoro mowa o znaczeniu zatonięcia krążownika dla działań na lądzie – na pewno nie ma to wpływu na ostrzał rakietowy z morza, bo przestarzała „Moskwa”, nie była uzbrojona w pociski manewrujące Kalibr. Natomiast fakt, że Rosjanie nie mogą teraz liczyć na jej osłonę przeciwlotniczą powoduje, że opcja desantu morskiego stała się już zupełnie nierealna. Wątpliwe, aby duże jednostki desantowe poważyły się podpłynąć do brzegu, wiedząc, że poziom ich ochrony przed pociskami ukraińskimi drastycznie się zmniejszył. W styczniu 2022 r. magazyn „Forbes” pisał, że „Moskwa” posiada wystarczającą liczbę pocisków rakietowych obrony powietrznej, aby odeprzeć ewentualny atak powietrzny na flotyllę desantową Floty Czarnomorskiej. Teraz te kilkanaście desantowców traci osłonę przed ukraińskimi pociskami rakietowymi.

Pomimo wcześniejszej utraty dużej jednostki desantowej „Saratow” w porcie w Berdiańsku, rosyjska flota operowała do tej pory bez ograniczeń na Morzu Czarnym. Nie było żadnego oporu ani zagrożenia dla okrętów wojennych, więc rosyjskie okręty wojenne odważyły się wpłynąć na wody ukraińskie i patrolować je w pobliżu Odessy. Teraz będą ostrożniej operować na Morzu Czarnym i utrzymywać dystans od wybrzeży Ukrainy. Dodatkowo, jak zauważył w rozmowie z portalem LIGA.net szef Instytutu Czarnomorskich Badań Strategicznych Andrij Kłymenko, po zatopieniu „Moskwy” siła rażenia pociskami manewrującymi przez okręty na Morzu Czarnym zmalała o niemal jedną czwartą. Choć we wschodniej części Morza Śródziemnego pływają jeszcze dwa krążowniki tej samej klasy („Warjag” i „Marszałek Ustinow”), ich użycie do wzmocnienia Floty Czarnomorskiej nie wchodzi w grę, ponieważ cieśniny tureckie są nadal zamknięte.

„Moskwa” był najpotężniejszym okrętem Floty Czarnomorskiej. To była jedyna jednostka liniowa tej klasy na Morzu Czarnym. Całej rosyjskiej flocie wojennej zostały już tylko cztery krążowniki: „Admirał Nachimow”, „Piotr Wielki”, „Marszałek Ustinow” (wszystkie trzy we Flocie Północnej) oraz „Warjag” z Floty Pacyfiku. Jak powiedział w komentarzu dla CNN emerytowany kapitan US Navy Carl Schuster, tylko utrata okrętu podwodnego z pociskami balistycznymi czy jedynego lotniskowca mogłaby być większym ciosem dla reputacji rosyjskich sił morskich i morale Rosji. Nazwa okrętu tylko zwiększa psychologiczny efekt jego zatopienia.

Mimo poważnego ciosu w reputację, atak na „Moskwę” nie zmienia sytuacji strategicznej na Morzu Czarnym. Rosja nadal posiada wystarczające zasoby, aby je kontrolować. Jednak czas gra na korzyść Ukrainy. Chodzi nie tylko o Neptuny, ale przede wszystkim wsparcie w postaci ponad setki brytyjskich pocisków przeciwokrętowych Harpoon oraz szanse na pozyskanie podobnego przeznaczenia norweskich pocisków NSM. Jeśli do tego dodać osłabienie potencjału obronnego w wyniku zatonięcia „Moskwy”, to rosyjska flota na Morzu Czarnym staje się coraz łatwiejszym celem dla Ukraińców.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Zabójca lotniskowców” na dnie. Jak utrata "Moskwy" wpłynie na inwazję Rosji - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski