Anna Woźniakowska: Z SALI KONCERTOWEJ
Muzyczny wieczór otwarły 32 wariacje c-moll na temat własny Beethovena ukazujące nowatorstwo myśli twórczej kompozytora, po czym słuchaliśmy 11 Humoresken dobiegającego czterdziestki Jörga Widmanna, w których spoza współczesnego języka muzycznego co chwilę mniej lub bardziej wyraźnie błyskało oblicze Schumanna. Potem zabrzmiały wspomniane utwory romantyków, a zakończyła recital Grande sonate G-dur op. 37 Czajkowskiego. Na bis Yefim Bronfman dorzucił sonatę Scarlattiego, fragment jednej z sonat Prokofiewa i Etiudę c-moll "Rewolucyjną" op. 10 Chopina. Tak zróżnicowany program ukazał pełnię walorów pianistycznych artysty.
W interpretacjach Yefima Bronfmana zachwycać mogła logika w budowie formy i dramaturgii utworów oraz doskonały warsztat pozwalający świetnie realizować wszelkie pianistyczne zamierzenia. Bogactwo barw wydobywanych z fortepianu, delikatne, wręcz ulotne piana, energia potężnych kulminacji, dobór właściwego gatunku dźwięku do stylu prezentowanych utworów - wszystko to potwierdzało, że mamy do czynienia z pianistą zaiste wybitnym.
A tytułowy niedosyt? W pełni uznając mistrzostwo Yefima Bronfmana czekałam na chwilę wzruszenia wywołaną intymnym ciepłem płynącym ku mnie z estrady. Czekałam na próżno.
Dzień później w sali Teatru im. Słowackiego za sprawą instrumentalistów Ensemble Matheus oraz sześciorga śpiewaków pod dyrekcją Jeana-Christophe'a Spinosiego zachwycaliśmy się muzyką Vivaldiego. W 332. rocznicę urodzin wielkiego mistrza baroku w cyklu "Opera rara" usłyszeliśmy jego "Wierną nimfę". W jednym z najlepszych swych dzieł operowych Vivaldi pięknie namalował muzyką charaktery swych bohaterów i sytuacje, w jakich się znaleźli. Bogactwo inwencji melodycznej i muzycznej, jakie zaprezentował w rozlicznych ariach czyni z każdej z nich prawdziwy klejnot.
W czwartek było to tym bardziej słyszalne, że odtwórcy poszczególnych partii byli wyborni. Podziwiać mogliśmy nie tylko dobrze już w Krakowie znane sopranistki: Robertę Invernizzi w partii głównej bohaterki oraz Marię Grazię Schiavo jako jej ukochanego, ale też solistów po raz pierwszy goszczących na krakowskiej estradzie - obdarzoną pięknym mezzosopranem Amerykankę Jennifer Holloway, świetnego koreańskiego kontratenora Dawida dq Lee i równie doskonałego niemieckiego tenora Tilmana Lichdi.
Skąd więc znów niedosyt? Z brzmienia zespołu grającego z taką lekkością, że końce fraz ulatywały gdzieś w niebyt. Podobno na radiowej antenie słychać było wszystko. Chwała realizatorom dźwięku!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?