Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczarowane dorożki Krakowa

Paweł Stachnik
Krakowskie dorożki zwane fiakrami lub dryndami. Zdjęcie z II poł. XIX w.
Krakowskie dorożki zwane fiakrami lub dryndami. Zdjęcie z II poł. XIX w. Archiwum
3 marca 1855 * Na rynku głównym w Krakowie po raz pierwszy pojawiają się jednokonne powozy * Fiakry na stałe wpisują się w krajobraz miasta * Służą mieszkańcom do połowy XX w.

Wjednej ze swoich książek Ambroży Grabowski, historyk, kolekcjoner i badacz przeszłości Krakowa zapisał: „Dnia 3-go marca (r. 1855) pierwszy raz pojawiły się na rynku krakowskim nowo zaprowadzone jednokonne dorożki, czyli fiakry. Te niezbędne ku wygodzie publicznej powozy dotąd niepotrzebnie zaprzęgano parą koni, kiedy jeden tęż samą posługę dopełnić może, a oszczędność przy żywieniu drugiego konia będzie znaczną.

Naśladowano tu zwyczaj wielkich miast, Wiednia, Berlina i tak dalej, a urośnie stąd korzyść i dla publiczności, bo cena najmu fiakra jednokonnego mniejszą będzie”. W ten oto sposób w krajobrazie miejskim Krakowa pojawiło się coś, bez czego przez wiele lat mieszkańcy nie potrafili wyobrazić sobie życia – dorożki, zwane pod Wawelem fiakrami lub dryndami.

No właśnie: dorożka czy fiakier? – _W Krakowie powinniśmy mówić fiakier. Dorożka to królewiacki rusycyzm. Gałczyński urodził się w Warszawie, dlatego najpiękniejszy wiersz o Krakowie nosi tytuł „Zaczarowana dorożka”, a nie „Zaczarowany fiakier_” – tłumaczył kiedyś „Dziennikowi Polskiemu” wybitny krakauerolog Mieczysław Czuma.

Dziś krakowska dorożka jest wyłącznie atrakcją turystyczną, ale przez dziesiątki lat służyła krakowianom jako niezbędny, codzienny środek transportu. Wielu mieszkańców miasta pamięta jeszcze czasy, gdy dorożka była normalnym środkiem transportu. Woziło się nią meble, jeździło za miasto, używało jak dziś taksówki.

W niektórych źródłach przeczytać można, że dorożki powszechnie funkcjonowały w Krakowie co najmniej od 1815 r., a w 1855 – jak poinformował nas wcześniej Ambroży Grabowski – pojawiła się ich jednokonna wersja. Z czasem ukształtowała się w mieście charakterystyczna sylwetka dorożkarza, czyli fiakra, ze wszystkimi przynależącymi tej profesji zwyczajami, zachowaniami, a także śmiesznostkami.

Specyfikę krakowskich fiakrów z końca XIX i początku XX w. przekazał nam w swoich wspomnieniach Stanisław Broniewski, twórca Polskiego Radia w Krakowie w latach 20 ub.w., piewca dawnego miasta, chodząca encyklopedia Galicji i Młodej Polski. Tak oto opisywał emblematyczną postać „krakowskiego dorożkarza”: „Pan fiakier był bowiem osobą czcigodną, choć nie pozbawioną poczucia podmiejskiego humoru. Nosił się godnie, na czarno, w wysokich butach, zazwyczaj na lekko iksowatych nogach.

Chyba że w młodości służył w kawalerii, wówczas miał nogi raczej kabłąkowate, ale w jednym i drugim wypadku nosił bokobrody a la Franc Josef. Na głowie sterczał symbol fachu – sztywny melonik czyli dętek, zzieleniały od deszczu i słońca. W zimie wdziewali dorożkarze granatowe lub czarne płaszcze z pelerynką, a na nogi konewkowate buciory uplecione ze słomianych powróseł. Na postojach skracali sobie czas grą w zechcyka lub werbla, gdy pogoda – na koźle, gdy deszcz – pod budą dorożki lub w pudle karetki”. Ojczyzną fiakrów były głównie dwie podkrakowskie miejscowości: Czarna i Nowa Wieś.

Fiakrzy nie stronili – a jakże! – od alkoholu. Ułatwiała im to dziwna korelacja między szynkami a stanowiskami postojowymi. „Czy dyrekcja policji była tak uprzejma, że wyznaczała postoje w najbliższym sąsiedztwie knajp, czy też knajpy garnęły się do dorożkarzy, dość że szynk zawsze był pod ręką” – ironicznie zauważa Broniewski. I tak na przykład przy ul. Krupniczej w jednopiętrowym domku mieścił się wielce lubiany przez fiakrów szynk Liebeskinda. Mieli do niego blisko, bowiem postój zlokalizowany był dokładnie naprzeciwko, przy rogu ul. Szujskiego.

Wchodzący do szynku fiakier już od progu dysponował: „Trzy rumy po pińć i halbe piwa!”. „Ustawiano więc na blaszanym szynkwasie trzy kielichy z grubego szkła, pełne brunatnego płynu o aromacie landrynek, oraz duże piwo z czapką. Po wymieszaniu tego szatańskiego cocktailu pan dorożkarz przytykał na dłuższą chwilę kufel do bokobrodów. Jedynym znakiem pomyślnego przebiegu reakcji było powolne podnoszenie się kufla i systematyczny ruch grdyki, po czym kufel wracał na ladę z umownym stuknięciem i zabieg zaczynał się od początku. Po serii, zależnej od temperatury powietrza i temperamentu pana fiakra, zapalało się fajkę z porcelanową główką, na której w technice wielobarwnej odbijanki widniał wesoły Tyrolczyk lub głowa Najjaśniejszego Pana” – relacjonuje Broniewski, który miał okazję na własne oczy obserwować fiakierskie zachowania w szynku przy Krupniczej.

Mimo zamiłowania do knajp i alkoholi, widok pijanego dorożkarza należał podobno w Krakowie do rzadkości. Do rzadkości nie należały natomiast wypadki z udziałem dorożek i w ogóle pojazdów konnych. „Czas” co rusz donosił w swojej „Kronice miejscowej” o stratowaniach, przejechaniach, wtargnięciach pieszych pod dorożkę czy znarowionych koniach, które poniosły. Dodajmy jeszcze, że do lat 20. ub.w. w Krakowie obowiązywał ruch lewostronny.

Funkcjonowanie transportu dorożkarskiego regulowane było urzędowo. Przykładowo 10 czerwca 1916 r. c.k. Namiestnictwo zatwierdziło „Przepisy jazdy dla doróżek jedno- i dwukonnych w Krakowie wraz z taryfą cen jazdy”. W myśl tych przepisów, zezwolenia na wykonywanie „przemysłu dorożkarskiego” w obrębie miasta Krakowa udzielał magistrat, nadzór nad nim prowadziła c.k. Dyrekcya Policyi, która w porozumieniu z magistratem wyznaczała miejsca postoju. Do jazdy można było używać tylko tych doróżek, co do których dyrekcja policji orzekła, że znajdują się w stanie zgodnym z obowiązującymi przepisami.
A tak w przepisach określono wymagania względem pojazdów: „Doróżki [tak w oryginale – przyp. aut.] mają być kształtne, obszerne, dostatecznie wysokie i głębokie, wygodne i lekkie, a przytem z dobrego i trwałego materiału wykonane. Mają być zawsze czysto utrzymywane i w dobrym stanie, wykluczającym narażenie na szwank gościa lub jego rzeczy. Doróżki wszystkie powinny być kryte, zaopatrzone w oszklone okna. Każda doróżka ma mieć 2 latarnie i hamulec, działający szybko, pewnie i bez wielkiego hałasu.

Wewnątrz ma być umieszczony w miejscu łatwo dostępnem gwizdek kauczukowy, za pomocą którego może gość dać znak woźnicy”. Podobnie jak dziś w taksówkach, w każdej dorożce w widocznym miejscu miała być „umieszczona kieszeń skórzana, a w niej jeden egzemplarz niniejszych przepisów w odpowiedniej torebce wraz z cennikiem jazdy. Taryfa ma być wydrukowana dużym i czytelnym drukiem; zbrukane egzemplarze należy wymienić na czyste”. Do ciągnięcia dorożek należało używać koni dobrze odżywionych i silnych. Zabronione było zaprzęganie zwierząt płochliwych, kąśliwych, wierzgających lub znarowionych.

Powozić dorożkami mogły osoby co najmniej 18-letnie, odpowiednio silne, trzeźwe, nieposzlakowane, „bez żadnych odrażających ułomności”, umiejące dobrze powozić, obeznane z miejscowością i przepisami jazdy. By zostać dorożkarzem, należało przejść egzamin i odbyć próbną jazdę (dziś, by zostać taksówkarzem, egzamin nie jest już potrzebny).

Dalej w przepisach czytamy, że „Doróżkarz wobec Publiczności winien być uprzejmym i grzecznym. Woźnica jest obowiązany przy wynajmowaniu doróżki pokazać zegarek gościowi i podać czas dokładnie w minutach”. Podczas jazdy fiakier nie mógł palić tytoniu ani cygar. Potwierdza to Stanisław Broniewski, pisząc: „Dorożkarz był zawsze uprzejmy i jeśli nawet dostał tylko 60 helerów za kurs, bez napiwku, uchylał melonika i mówił »»cajerączki«”. Przepisy zabraniały domagania się napiwków i naddatków.

No właśnie – ceny. Ile płacono za kurs krakowskim fiakrem? Za pierwszy kwadrans jazdy w obrębie starych fortyfikacji (tj. do dzisiejszych Alej Trzech Wieszczów, Wisły i linii kolejowej) stawka wynosiła wspomniane 60 halerzy (dorożką jednokonną – 40 halerzy). Dalej – do Zwierzyńca, Czarnej Wsi, Grzegórzek i Dębnik – płaciło się już 2 korony, a za kopiec Kościuszki – 3. Przed reformą walutową z 1892 r. za zwykły kurs płacono 20 centów. Klienci z gestem, np. bogaci przybysze z Kongresówki, potrafili za krótki kurs z Hotelu Saskiego pod teatr miejski zapłacić całego guldena, co szokowało oszczędnych krakowian.

Jako podstawowy środek transportu dorożki funkcjonowały w Krakowie gdzieś do lat 60. ub.w. Wyparte zostały przez zmechanizowaną komunikację miejską: tramwaje (najpierw też konne, później elektryczne), autobusy i samochody, spadając do roli atrakcji turystycznej, skierowanej przede wszystkim do przybyszów zwiedzających Kraków. Ale to już temat na osobną opowieść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski