Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczęło się pół roku wyborczych emocji

Redakcja
- W Stanach Zjednoczonych rozpoczął się cykl prawyborów, które wyłonią kandydatów Partii Republikańskiej w wyścigu prezydenckim. Pierwsze odbyły się w stanie Iowa i wygrał je Mitt Romney.

ROZMOWA z dr. PAWŁEM LAIDLEREM, zastępcą dyrektora Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych UJ, o amerykańskich prawyborach

- To bardzo doświadczony polityk, były gubernator Massachusetts. W prawyborach startował już cztery lata temu i nawet przez pewien czas prowadził, ale ostatecznie przegrał z Johnem McCainem. Zdobyte wtedy doświadczenie teraz procentuje. Pod względem poglądów Romney jest kandydatem umiarkowanym. Zapatrywania ma oczywiście jak najbardziej republikańskie - pod względem roli państwa, podejścia do prywatności czy kwestii gospodarczych. Nie są one jednak aż tak skrajnie konserwatywne, jak Ricka Santo-ruma czy Michele Bachmann, którzy też startowali w prawyborach i którzy są przedstawicielami bardziej prawej strony Partii Republikańskiej.

Romney sytuuje się bliżej centrum. Prócz doświadczenia stanowego ma też pewne doświadczenia szczebla federalnego. Jako gubernator współpracował w wielu sytuacjach z politykami demokratycznymi, co też nie jest bez znaczenia. Wydaje się więc, że jest osobą przygotowaną do walki o Biały Dom i do konfrontacji z Barackiem Obamą. Ponadto Mitt Romney ma też jedną ważną cechę - ma sporo pieniędzy, które do tej pory zebrał na kampanię, a zbierze na pewno jeszcze więcej. To może dać mu przewagę nad innymi kandydatami.

- Drugie miejsce w Iowa zajął Rick Santorum, były kongresman z Pensylwanii.

- Santorum zdobył zaledwie osiem głosów mniej, więc niektórzy mówią wręcz o remisie, a wielu uważa, że ten wynik to sensacja. Ale gdyby prześledzić ostatnie tygodnie przed wyborami, okazałoby się, że Santorum jako jedyny odbył podróże do wszystkich 99 hrabstw stanu, odwiedzał tam mieszkańców i przekonywał ich do swoich racji. A jakie to są racje? To racje, które sytuują go po stronie skrajnej amerykańskiej prawicy i odwołują się przede wszystkim do zasad religijnych. Powiedziałbym, że Santorum ze swoimi poglądami i miejscem na scenie politycznej bliski jest pozycji, jaką zajmował prezydent George W. Bush. Jego zwolennikami są neokonser-watyści i tzw. ewangelikałowie, czyli ci, dla których ważne są tradycyjne, mocno konserwatywne wartości religijne, a w polityce zagranicznej wyjątkowa pozycja USA w świecie i ich dominacja wśród innych państw. Santorum ma też skrajne poglądy dotyczące aborcji, religii, prowadzenia wojen w Iraku i Afganistanie czy reagowania na zagrożenie płynące z Iranu. Pytanie brzmi, czy Santoruma z jego poglądami poprze większość republikanów? Wydaje się, że Romney miałby większe szanse na pokonanie Baracka Obamy. Tymczasem na Santo-ruma na pewno część republikanów nie zagłosuje, nie mówiąc już o demokratach.

- Trzeci w wyścigu był Ron Paul, postać dość barwna.

- Bardzo barwna. Jeżeli o Santorumie można powiedzieć, że jest podobny do George'a W. Busha, to Ron Paul to cały Ronald Reagan. Jest tzw. libertarianinem, czyli skrajnym liberałem. Ważne są dla niego wolności obywatelskie, a przede wszystkim swobody związane z możliwością samodzielnego funkcjonowania obywatela w ramach państwa. Ron Paul też jest doświadczonym politykiem, z dużą umiejętnością wypowiadania się, ale mocno niedocenianym. Gdziekolwiek próbował zaistnieć na szczeblu federalnym (nie mówiąc o wcześniejszych prawyborach), nigdy nie zdobył znaczącej liczby głosów. Być może teraz przyszła jego pora, choć zasadne jest pytanie, czy potrafi zdobyć więcej niż 22-23 proc. głosów. Szczególnie, że pojawił się Rick Santorum. Zanim go nie było, Romney i Paul byli dwójką pewnych kandydatów, którzy mieli ze sobą stoczyć główną walkę. W tej chwili Santorum może odebrać trochę głosów Romneyowi i znacznie więcej Paulowi.
- Na czwartym miejscu uplasował się Newt Gingrich.

- Były speaker Izby Reprezentantów, chyba najbardziej znany ze startującej czwórki. Gingrich stał się obiektem wielu ostrych ataków podczas tej kampanii, czarny PR był stosowany głównie przeciw niemu. On sam starał się używać metod trochę obamowskich, tzn. swoją pozycję starał się budować na charyzmie i public relations. Obiecywał, że wiceprezydentem byłaby u niego Sarah Palin lub Condoleezza Rice, a więc chce pozyskać elektorat kobiecy. Okazało się jednak, że początkowe sukcesy jego kampanii nie przełożyły się na wynik w prawyborach. Romneya postrzega się jako bardziej energicznego, aktywniejszego, młodszego i bardziej skutecznego. A co do Gingri-cha, to wielu uważa, że jego najlepszy czas już minął.

- Jaki będzie teraz kalendarz prawyborów w USA?

- Po wczorajszych prawyborach w New Hampshire, pod koniec miesiąca odbędą się kolejne w Południowej Karolinie i na Florydzie. Ale to dopiero początek, prawybory odbywają się we wszystkich 50 stanach i trwają od początku stycznia do końca czerwca. Przed Amerykanami pół roku mniejszych lub większych emocji wyborczych. Mniejszych lub większych, bo prawybory w poszczególnych stanach mają zróżnicowane znaczenie pod względem wpływu na wynik końcowy całej procedury. Uwaga skupiona będzie na tzw. superwtorku, który tym razem wypadnie 6 marca. Odbędą się wtedy prawybory w dziesięciu stanach. Te początkowe prawybory, do su-perwtorku, będą obserwowane nie pod kątem tego, kto zdobywa najwięcej głosów, ale raczej pod kątem tego, kto zdobył ich najmniej i kto pierwszy wycofa się z wyścigu. Podejrzewam, że do końca dotrwa dwóch lub trzech kandydatów i to spośród nich Partia Republikańska wybierze głównego kandydata na prezydenta. Dokona się to na konwencji partii pod koniec sierpnia. Proszę zauważyć, że tym razem wszyscy będziemy fascynować się wydarzeniami po prawej stronie amerykańskiej sceny wyborczej. Cztery lata temu wszyscy ekscytowali się prawyborami u demokratów i walką o nominację między Barackiem Obamą i Hillary Clinton. Nota bene ten pojedynek był chyba atrakcyjniejszy niż późniejsza potyczka Obamy i McCaina.

Prawybory będą dla Partii Republikańskiej ważne, bo wszak ich celem jest odebranie Białego Domu demokratom. To będzie musiała być osoba, która potrafi zjednoczyć partię wokół siebie. Obawiam się jednak, że ze względu na różnorodność frakcji istniejących w Partii Republikańskiej, szczególnie zaś na obecność frakcji skrajnie konserwatywnych, o taką jedność może być trudno.

- Czy republikański kandydat - niezależnie, kto nim zostanie - ma szansę pokonać Obamę?

- Myślę, że to zależeć będzie od tego, kto zostanie wybrany. Romney ma dziś moim zdaniem większe szanse niż np. Santorum. Ten drugi nie jest w stanie zebrać 100 procent głosów republikanów. Przypomnijmy sobie, co działo się cztery lata temu. Na Obamę głosowali nie tylko demokraci, ale również niektórzy republikanie. Obama skupił poparcie olbrzymiej, największej niż ktokolwiek w historii, grupy mniejszości rasowych i kobiet. To będzie walka nie tylko o wyborców o wyrazistych poglądach, ale także o grupy niezdecydowanych i o tych, którzy tym razem niekoniecznie zagłosują na Obamę. Duży spadek poparcia, z jakim boryka się prezydent pokazuje, że niekoniecznie będzie w stanie wygrać drugą kadencję. Nawet mimo tego, że urzędującemu prezydentowi zawsze łatwiej jest prowadzić kampanię.
- No właśnie: poparcie Amerykanów dla Obamy było bardzo wysokie, a dziś, po czterech latach rządów, spadło poniżej 50 procent. Dlaczego tak się stało?

- Prawda jest taka, że Obama nie osiągnął zbyt wiele sukcesów, a PR, na którym przez trzy ostatnie lata próbował polegać nie przynosi już efektów. Prezydent nie jest już w stanie przekonać do siebie Amerykanów pięknymi przemówieniami. Teraz będzie musiał ich przekonać, że ma realny plan na kolejne cztery lata. A brak pewnej konsekwencji zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej, może spowodować, że część tych, którzy głosowali na niego cztery lata temu teraz nie pójdzie do głosowania. Obama zaczynał z bardzo wysokim poparciem i było oczywiste, że w trakcie rządów ono spadnie. Tymczasem spadło o wiele bardziej niż spodziewał się sam Obama i jego sztab. W USA kryzys jest wciąż odczuwalny, a w sferze gospodarczej wszystkie pakiety ustaw, które wprowadzał prezydent nie przyniosły efektów widocznych dla zwykłych ludzi. Dochodzi do tego przekonanie, że establishment, który zdaniem większości jest odpowiedzialny za pojawienie się kryzysu, zdołał uniknąć jakichkolwiek kar. W tej chwili dla przeciętnego Amerykanina, który odczuwa skutki kryzysu, Wall Street jest symbolem wrogiego miejsca. Jeżeli Obama będzie potrafił przekonać ludzi, że odciął się od elity finansowej oskarżanej o kryzys, to jego szanse wzrosną. Druga sprawa to polityka zagraniczna. Prezydent przez trzy lata opowiadał, że wycofa wojska z Iraku i wreszcie to zrobił, bo zbliżał się rok wyborczy. Trwa jednak wojna w Afganistanie, a jej przebieg staje się coraz trudniejszy. Niewiele też udało się zrobić w kwestiach ekologicznych i energetycznych. Amerykanie mają prawo czuć się zawiedzeni.

Rozmawiał Paweł Stachnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski