Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczynają się oswajać z nową rolą faworyta

Jerzy Zaborski
Hokej. Unia Oświęcim wygrała wyjazdowe spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec 3:2 i nadal pozostaje na szczycie ekstraklasy. Ma jednak o jeden mecz rozegrany więcej. Kibice zadają sobie pytanie, jak to jest, że drużyna, która potrafiła rozbić u siebie mistrza Polski, tyski GKS 6:2, męczy się z ligowymi przeciętniakami.

Sosnowiczanie w pierwszych meczach nie zdobyli gola, a Unii zaaplikowali aż dwa. - Trzeba przyznać, że w dwóch ostatnich meczach trafialiśmy na niezwykle zdeterminowanych przeciwników, którzy chcieli przerwać serię porażek. Polonii to się udało, a Zagłębiu już nie - zwraca uwagę Sebastian Kowalówka, skrzydłowy pierwszego ataku Unii. - Poza tym, było to dla nas już drugie w tym sezonie spotkanie, w którym po przeciwnej stronie barykady stanęli ludzie z oświęcimską przeszłością - mówiąc te słowa oświęcimski napastnik miał na myśli nie tylko starszego brata Adriana, ale także Marcina Jarosa, czy duet szkoleniowców Zagłębia.

Być może nie wszyscy o tym pamiętają, ale prowadzący obecnie Zagłębie Mieczysław Nahuńko, był asystentem Stanisława Małkowa, kiedy Unia sięgała po pierwsze w historii klubu mistrzostwo Polski. To był jednak 1992 rok. Z kolei jego asystent, Jerzy Pawłowski, był związany z Unią jeszcze wcześniej. - To dlatego nie powinniśmy się zagłębiać w styl, w jakim pokonaliśmy przeciwnika - uważa Sebastian Kowalówka. - Kto za kilkanaście dni będzie pamiętał, w jakich okolicznościach pokonaliśmy Zagłębie. To tak samo, jak było w przypadku Unii z Polonią. Kogo interesuje, że sami strzeliliśmy sobie wszystkie bramki. Wygrali rywale i to się liczy. Myślę, że dwa nasze ostatnie mecze dobitnie pokazały starą sportową maksymę, że lepiej jest brzydko wygrać, niż ładnie przegrać. Tego się trzymajmy. Zawsze chcemy wygrywać, czasem może za bardzo, co - jak pokazuje liga - może się także obrócić przeciwko nam.

Oświęcimianie u progu rozgrywek znaleźli się na szczycie tabeli. Każdy rywal dodatkowo się na Unię mobilizuje. Być może nie wszystkim to odpowiada, że ligę za nos wodzi szósty zespół minionych rozgrywek. - Można zaryzykować stwierdzenie, że uczymy się roli faworyta - podkreśla z uśmiechem napastnik Unii. - Nie powiem nic odkrywczego, że zawsze lepiej się gra z pozycji skazanego na porażkę, niż mającego narzucić swój styl gry. Przecież także w futbolu gra z kontry bardziej wszystkim odpowiada niż prowadzenie ataku pozycyjnego. Przed sezonem sami chcieliśmy pomieszać w szykach faworytom. Skoro tak się stało, musimy się w tej sytuacji odnaleźć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski