Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zadanie wykonane, panie prezesie Giertych!

Redakcja
Piotr Farfał rządzi dziś największą spółką telewizyjną w Europie. Jako pełniącego obowiązki prezesa praktycznie nic go nie ogranicza w podejmowaniu merytorycznych i finansowych decyzji. Dzisiaj telewizja publiczna ma jego twarz - niedbale ostrzyżonego trzydziestolatka bez wyrazu, z mdłym uśmiechem, ale za to z wyraźnym ideologicznym zacięciem.

Przychodząc do TVP, Farfał miał zaledwie 27 lat - trafił tam z politycznego rozdania, jego stanowisko członka zarządu i wiceprezesa było częścią wypłaty, jaką Liga Polskich Rodzin wzięła za wejście do koalicji z PiS i Samoobroną. Tamtej wiosny na korytarzach przy Woronicza złośliwie komentowano, że Farfał dostał robotę w ramach rządowego programu "Pierwsza Praca". Wprawdzie nie była to pierwsza praca jednego z najbardziej zaufanych ludzi Romana Giertycha, ówczesnego wicepremiera i ministra edukacji, ale przyznać trzeba, że doświadczenie w mediach Farfał miał niewielkie i dość specyficzne: w latach 90. wydawał rasistowskie pisemko "Front". Napisała o tym "Gazeta Wyborcza". Farfał ją pozwał, ale proces przegrał. Sąd orzekł, że gazeta miała prawo nazwać go "byłym neonazistą". Wyrok jest nieprawomocny.
Farfał był też członkiem Młodzieży Wszechpolskiej, zrezygnował z udziału w tej organizacji w styczniu 2006 r., kiedy został wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Warszawie. Był też naczelnym redaktorem pisma "Wszechpolak".
Mówi dobry znajomy Bronisława Wildsteina, byłego prezesa TVP: - Z nagonką na Farfała wiąże się pewna historia, która doskonale oddaje jego charakter. "Wyborcza" za te szkaradne pisemko waliła w niego jak w bęben. Bronek stanął wtedy w obronie Farfała, powiedział "dość" nagonce i Farfał złapał oddech - za co mu zresztą podziękował, nie jakoś wylewnie, ale tak zwyczajnie. Kiedy jednak Wildsteina odwołano z funkcji prezesa, Farfał automatycznie przestał mu się kłaniać. Jakby Bronek był przezroczysty.
Niechętni Farfałowi, a tych jest zdecydowanie więcej, mówią, że "to facet o mentalności plemiennej, z prostym czarno-białym oglądem świata, żadna osobowość". Czy trudno go przeniknąć? - Nietrudno, bo nie ma nic do przenikania - ucina nasz rozmówca, jeden z członków zarządu TVP. I przypomina, jak Farfał, chcąc zabłysnąć na zebraniach, używał łacińskich zwrotów... ale błędnie. Jako plus przypomina, że przygotowywał się do posiedzeń, czytał dokumenty, starał się pozyskiwać wiedzę.
Dodaje: - Nie mam wątpliwości, że Farfał kieruje się w życiu zasadą: cel uświęca środki. Przyszedł do telewizji z jasno postawionym zadaniem, które rzetelnie wypełniał od pierwszego dnia. Tym celem było umieszczenie w TVP jak największej liczby osób z Ligi Polskich Rodzin - na każdym możliwym szczeblu, na każdym stanowisku. W ciągu dwóch lat pracy w telewizji ściągnął do niej kilkadziesiąt osób.
- Farfał za wszelką cenę próbował obsadzać swoimi ludźmi stanowiska dyrektorów ośrodków regionalnych, ale i za prezesury Wildsteina, i za Urbańskiego był zbyt słaby, żeby przeforsować własnych kandydatów, więc brał co się dało - mówi nam pracownik TVP.
W zarządzie odpowiadał za zakładowy ośrodek zdrowia, administrację (wyposażenie, transport, ochronę itp.), archiwum oraz biuro audytu i kontroli wewnętrznej - negocjował też w imieniu telewizji prawa do transmisji mistrzostw Europy w piłce nożnej.
- Najłatwiej było mu upychać swoich w administracji, doszło do tego, że zatrudnił jako kierowcę człowieka, który miał prawo jazdy dopiero od dwóch tygodni, nawet myjkowy, który szlauchem polewa samochody ekip telewizyjnych, został zatrudniony z polecenia LPR i Farfała - mówi członek zarządu. I wylicza jeszcze innych posłów związanych z Ligą zatrudnionych na Woronicza: Krzysztofa Bosaka, swego czasu prezesa Młodzieży Wszechpolskiej, i Daniela Pawłowa - obecnie członków rady programowej TVP. Rok temu zarząd powołał Radosława Pardę - także byłego prezesa Wszechpolaków - na swego pełnomocnika ds. Euro 2012, a zaraz po nim na Woronicza wylądował Piotr Ślusarczyk jako starszy specjalista w Dziale Reemisji Sygnału, części Biura Współpracy Międzynarodowej i Handlu.
- Farfał wszedł w swoistą symbiozę z Andrzejem Urbańskim - mówi osoba związana z zarządem TVP. - Dwaj wiceprezesi, Sławomir Siwek i Marcin Bochenek, głośno sprzeciwiali się większości decyzji Urbańskiego, jak chociażby emisji cyklu "Gwiazdy tańczą na lodzie", a przede wszystkim zatrudnieniu Hanny i Tomasza Lisów. Jednak Urbański, wspierany głosem Farfała, przeforsował swoje pomysły. Tak było na oko kilkadziesiąt razy, jednak Farfał nie robił nic za darmo.
Do otwartej wojny, która odbiła się szerokim echem, pomiędzy Siwkiem i Bochenkiem z jednej a Urbańskim z drugiej strony, doszło przy okazji podpisywania kontraktów dla Lisów. Ona dostała do prowadzenia "Wiadomości", które - mimo różnych ułomności - mają około 50 procent udziału w rynku oglądalności, on - autorski program publicystyczny w TVP2. Oboje zaś pensje, które dla przeciętnego widza, płacącego abonament, są nierzadko rocznym dochodem albo nawet go przekraczają. "Dziennik" podawał, że firma Tomasza Lisa będzie otrzymywała z kasy TVP 76 tys. zł za realizację każdego odcinka "Tomasz Lis na żywo" i 70 tysięcy zł za samo prowadzenie show. Z kolei Hanna Lis ma dostawać 60 tys. zł brutto miesięcznie. Umowy nie zatwierdzono jednomyślnie. Zdecydował głos prezesa Urbańskiego - "tymi gażami Urbański miał sobie kupić polisę ubezpieczeniową" - komentowano.
- Wypłacanie tak olbrzymich pieniędzy w telewizji publicznej jest po prostu niemoralne - mówi były członek zarządu. Lisowie, a przede wszystkim Hanna, okazali się koniem trojańskim, który wysadził z fotela prezesa Andrzeja Urbańskiego - jej zawieszenie w połowie grudnia miało być jednym z oficjalnych powodów odsunięcia Urbańskiego od władzy.
Na korytarzach TVP od dawna mówiło się, że prezes stracił poparcie Prawa i Sprawiedliwości. Plan był prosty - pozbyć się Urbańskiego, a w miejsce wsadzić kogoś bardziej lojalnego. Sławomir Siwek chyba nie bez kozery mówił w jednym z wywiadów, że może zostać prezesem telewizji. Na to stanowisko podobno szykował się także odwołany w listopadzie prezes Polskiego Radia Krzysztof Czabański - także członek Rady Nadzorczej TVP, zaufany braci Kaczyńskich.
Do realizacji tego planu potrzebne było jednak wsparcie innego członka rady, kiedyś z nominacji Andrzeja Leppera, dziś "wolnego elektrona", Tomasza Rudomino. Miał pomóc w odwołaniu Urbańskiego. Rozmowy i zakulisowe targi trwały w najlepsze, gdy do gry wszedł Roman Giertych, anioł stróż Piotra Farfała. Telefony na linii dawny prezes - podwładny podobno znowu grzały się do czerwoności. Wkrótce okazało się, że Farfał zaproponował Rudomino dużo więcej, niż PiS, bo... miejsce w zarządzie TVP.
50-letni Tomasz Rudomino w 1994 roku był prezesem zarządu Wydawnictwa "Ad Novum", które wydawało "Trybunę". Przede wszystkim jednak jest kojarzony z prezesem TVP za rządów lewicy Robertem Kwiatkowskim, a także ze środowiskiem Stowarzyszenia "Ordynacka". W przeciwieństwie do pełniącego obowiązki prezesa Farfała, ma duże doświadczenie telewizyjne, jest autorem cyklu programów podróżniczych oraz filmów dokumentalnych.
- Takich jak on dziennikarzy na Woronicza jest cała masa. Tylko że Rudomino miał ambicje, był człowiekiem, który chciał zaistnieć. I zaistniał - ocenia osoba powiązana z zarządem TVP. - Człowiek znikąd, bez zaplecza, wsparcia partyjnego, niczym Nikodem Dyzma wszedł na sam szczyt, bo potrafił dobrze lawirować, wiedział, kiedy i jakie sojusze zawierać.
Jeden z byłych wiceprezesów: - To szczwany lis, wbił nam nóż w plecy.
Pracownik TVP: - Rudomino skalkulował w prosty sposób, jaki sens ma wymienianie Urbańskiego na innego prezesa z pisowskiego rozdania, to jak w przysłowiu "zamienił stryjek siekierkę na kijek", czyż nie lepiej samemu przejąć ster władzy i zasiąść na którymś z eksponowanych stołków?
I tak 19 grudnia 2008 roku podczas posiedzenia Rady Nadzorczej TVP doszło do bezprecedensowej rewolucji na Woronicza. Rada głosami członków z rekomendacji LPR i Samoobrony zawiesiła na trzy miesiące cały PiS-owski zarząd, a do pracy w nim oddelegowała jednego ze swoich członków - Tomasza Rudomino.
Na Woronicza przyszło nowe - po raz kolejny. Mimo że stary zarząd próbował walczyć i odwoływał się do Sądu Rejestrowego, niewiele wskórał, bo ten uznał racje "rewolucjonistów" - podobno to sam Giertych dostarczył opinii prawnych, dowodzących, że działania nowej rady są legalne.
Malarze już szykują nowy gabinet dla obecnego dyrektora programowego odpowiedzialnego nie tylko za ramówkę, ale także za kadry, tak więc Rudomino i spółka pozostanie pewnie dłużej u steru niż trzy miesiące. Na dzień dobry Rudomino zwolnił ośmiu dyrektorów, dzisiaj zdecyduje o nowej ramówce telewizyjnej, z ekranu zniknie znienawidzona przez Farfała "Misja specjalna", Hanna Lis spokojnie będzie prowadziła "Wiadomości", a na specjalne życzenie Tomasza Lisa emitowany w TVP1 cykl o Jamesie Bondzie zostanie przesunięty na późniejszą godzinę, by nie psuć oglądalności jego show. Zapewne później przyjdzie czas na dyrektorów ośrodków regionalnych. Farfał ostatecznie dopnie swego.
- Będzie mógł, jak Lech Kaczyński po wygranych wyborach prezydenckich, zameldować: "Zadanie wykonane, panie prezesie!" - kwituje pracownik TVP.
Małgorzata Pietkiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski