Zadbajmy o jakość dłuższego studiowania

Dyplom ukończenia studiów z roku na rok traci jednak na znaczeniu. To efekt przede wszystkim tego, że za ostemplowanym dokumentem często nie idzie w parze ani specjalistyczna wiedza, ani konkretne umiejętności.

Nie ulega wątpliwości, że jakość edukacji oferowanej przez rodzime uczelnie pozostawia wiele do życzenia. Rewolucja w kształceniu niestacjonarnym, którą proponuje wicepremier Gowin, ma być kolejnym krokiem na drodze do podniesienia poziomu kształcenia i ograniczenia masowej produkcji absolwentów. Ilość wiedzy, jaką studentowi uda się zdobyć w murach uczelni, w dużej mierze zależy od jego indywidualnego podejścia. Nawet największym prymusom trudno jednak nadrobić to, czego wykładowcy nie zdołają przekazać podczas weekendowych zjazdów.

Jeśli chcemy dyplomy studiów dziennych i zaocznych traktować na równi, płatne kształcenie wymaga reformy. Z deficytem potrzebnych godzin uczelnie zaczęły już zresztą radzić sobie na własną rękę. W krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej część niestacjonarnych studiów inżynierskich została wydłużona o semestr.

Można mieć wątpliwości, czy akurat siedem lat to adekwatny okres, żeby także zaocznym żakom zapewnić kompletną edukację. Jeżeli reforma proponowana przez ministra Gowina wejdzie w życie, dużo istotniejsze będzie jednak to, w jaki sposób uczelnie wykorzystają ten czas.

Łatwo sobie wyobrazić, że szkoły, które już teraz na płatnym uczeniu zarabiają coraz mniej, staną przed pokusą zapełnienia dodatkowych semestrów małym nakładem pracy. A bez dbałości o jakość kształcenia i zdobywanie praktycznych umiejętności na końcu dłuższej drogi znów będzie czekał niewiele wart dyplom.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dłuższa droga do dyplomu