Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żadnych kompromisów

Paweł Gzyl
Amerykanie z Deerhoof próbowali zdemolować klub RE
Amerykanie z Deerhoof próbowali zdemolować klub RE Fot. Artur Rakowski
Miejscówka. Jeżeli ktoś chce w Krakowie posłuchać dobrej muzyki alternatywnej, wie, że musi zajrzeć do klubu RE przy ulicy św. Krzyża. Już od prawie piętnastu lat to jedno z najważniejszych miejsc na koncertowej mapie Polski.

Wszystko zaczęło się pod koniec lat 90., kiedy pod Wawel zjechał z Końskich rzutki animator tamtejszej sceny alternatywnej – Grzesiek Kwiecień. Nabywszy doświadczenia w mniejszym mieście, postanowił ożywić krakowskie podziemie, w którym w tamtym czasie działo się naprawdę niewiele.

– Od zawsze poszukiwałem w muzyce wyrazistych zjawisk, artystów posługujących się własnym językiem, których wspólnym mianownikiem była oryginalność. A takich można było znaleźć przede wszystkim na obrzeżach mainstreamu – wyjaśnia Grzesiek.

Los chciał, że trafił do niewielkiego klubu RE na obrzeżach krakowskiego Rynku Głównego. Jego właściciele, Katarzyna Filewicz i jej syn Jerzy postanowili mu zaufać – i dali wolną rękę w stworzeniu repertuaru koncertowego klubu na kilka miesięcy. Grzesiek kierował się zasadą wyrastającą z punkowej filozofii: „Zrób to sam”. Oznaczało to, że nie ubiegał się o żadnych sponsorów, samodzielnie zajmował się wyborem artystów, organizował sprzęt i reklamował poszczególne występy

– Początki były trudne. Mieliśmy niewielkie możliwości, brakowało nam doświadczenia. Z __drugiej strony młodzi ludzie byli bardziej aktywni niż dzisiaj. Dlatego powoli zaczęliśmy wypracowywać własną formułę, kształtować oblicze klubu, tworzyć linię programową dającą nam maksimum satysfakcji – przyznaje.

Z czasem o klubie RE zaczęło się robić coraz głośniej. Zaczęły w nim grać zachodnie zespoły z kręgu alternatywnego rocka, pojawiali się polscy muzycy, tworzący takąż scenę nad Wisłą. Tutaj zaczynała Maria Peszek, śpiewając jeszcze z grupą Elektrolot, a także Gaba Kulka, którą przywiózł ze sobą zespół BAABA. Na występy takich formacji, jak Karat, Triosk, Tarwater, Deerhoof czy Chicago Underground Trio ściągali do klubu fani z całej Polski. To właśnie w RE zaczynał też Unsound Festival.

– To ludzie oddani muzyce w stu procentach. Choć przyjeżdżają do nas, pokonując setki kilometrów, nigdy nie okazują zmęczenia i nie grymaszą. A przecież podróżują zwykłymi busami, nie mają własnych kierowców, sami noszą cały sprzęt. Kiedy gościliśmy Amerykanów z Trans Am, nie chcieli spać w wynajętym hotelu, tylko po występie wrócili... do swego vana – wspomina Grzesiek.

W ostatnich latach specjalnością RE stały się koncerty prezentujące najciekawszych wykonawców polskiej sceny niezależnej – skupionych wokół takich wytwórni, jak Lado ABC, Biedota, Mik.Musik! i Requiem. Mimo że naokoło szaleje komercja, krakowski klub przy ul. św. Krzyża jest ostoją muzycznej autentyczności i bezkompromisowości.

– Grzesiek jest jednym z nielicznych, którzy się nie poddali. To człowiek o niewiarygodnej wiedzy i wrażliwości muzycznej. Już prawie piętnaście lat ciągnie ten wózek, a nie jest to łatwe, szczególnie, że nie wybiera w ogóle muzyki łatwej i przyjemnej. Często na koncertach w RE bywa garstka ludzi, ale za to takich, którzy nie posiadają się ze szczęścia, że ktoś zorganizował im koncert, którego by się nigdy nie spodziewali w Polsce, a co dopiero w swym miejscu zamieszkania – uśmiecha się Piotrek Maślanka z grupy Paprika Korps, prowadzący wytwórnię Karrot Kommando.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski