Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakaz handlu w niedziele oraz święta - fakty i mity

ZBIGNIEW BARTUŚ
Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
Od poniedziałku krakowski magistrat prowadzi konsultacje na temat ograniczenia handlu w dni świąteczne. Radni chcą, żeby w niedziele, Wielki Piątek i Wigilię wszystkie sklepy w mieście - z wyjątkiem aptek, stacji paliw oraz placówek w hotelach, hostelach i motelach - były otwarte jedynie do południa.

Fot. Archiwum

KONTROWERSJE. W tej batalii nie chodzi wcale o dusze Polaków, którzy zamiast zakupami mieliby się zająć rodziną i modlitwą. Pytanie brzmi: kto zgarnie miliardy złotych: rodzimi kupcy czy obce sieci?

Najpierw muszą się jednak na ten temat wypowiedzieć zainteresowani, w tym pracodawcy, pracownicy i konsumenci.

Po zakończeniu konsultacji (opinie można przesyłać do 3 grudnia elektronicznie na adres: [email protected] lub na papierze do wydziału rozwoju miasta) radni przegłosują projekt uchwały jeszcze raz i przepisy wejdą w życie.

- Niedziela powinna być dniem wolnym od pracy, by ludzie mieli czas dla siebie i swych rodzin - przekonuje autor pomysłu, Tomasz Urynowicz z PO. Trzeba wspomnieć, że pierwotnie radni chcieli ograniczyć handlowanie tylko w Wielki Piątek i Wigilię, ale przyjęli poprawkę dotyczącą niedziel, zgłoszoną przez radnego Stanisława Rach-wała z PiS. I... nadepnęli na odcisk organizacjom zrzeszającym handlowców, zwłaszcza wielkie sieci.

Radny Wojciech Wojtowicz przekonywał, że ograniczenia uderzą w firmy i gospodarkę. - Mamy teraz 13 dni wolnych od pracy. Jeden kosztuje przedsiębiorców 5 mln zł - wyliczał dodając, że na Ukrainie mają tylko 9 dni wolnego, w Szwecji - 10, a w Czechach 12. Andrzej Zdebski, szef Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie, przekonywał, że uchwała "ograniczy swobodę prowadzenia działalności gospodarczej".

Organizacje zdominowane przez wielki handel, podpierając się wyliczeniami swoich ekspertów, alarmują, że zakaz lub ograniczenie godzin pracy sklepów w niedzielę przyniesie rocznie 5 miliardów zł strat dla gospodarki i doprowadzi do zwolnienia nawet 25 tysięcy osób!

- To niedorzeczne, kłóci się z elementarnym doświadczeniem - uważa Maria Brożek z Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych (MPOG), współwłaścicielka dobczyckiej piekarni i cukierni "Złoty Kłos". Zwraca uwagę, że to, iż ludzie nie będą mogli zrobić zakupów w niedziele, nie oznacza, iż nie zrobią ich wcale. Zrobią - tylko kiedy indziej. A być może także - gdzie indziej. I w tym zapewne tkwi prawdziwa przyczyna apokaliptycznych wyliczeń i apeli organizacji wielkich sklepów.

- Te wyliczenia są mocno przesadzone - uważa Maria Brożek. - Już teraz przed świętami, np. 1 listopada, Polacy robią bardzo duże zapasy. Paradoksalnie w przedświąteczny dzień bywają one nawet większe niż suma zakupów w dwa normalne dni. To gdzie tu spadek dochodów? Każdy kupi chleb, masło, wędliny, sery itp., tyle że wcześniej, np. w sobotę.

Zwolennicy ograniczeń uważają, że z łatwością można zmienić obecne nawyki Polaków, przyzwyczaić ich do tego, że nie ma po co włóczyć się po centrach handlowych w niedziele i święta - tylko trzeba, a nawet warto, znaleźć sobie inne zajęcie. Zwłaszcza, że przy wydłużającej się w wielu branżach i firmach obecności w pracy oraz codziennej bieganinie coraz mniej czasu zostaje dla rodziny, czy osobistych pasji. Często przywoływany jest przykład Niemiec, Szwajcarii i Austrii, gdzie "od zawsze" obowiązuje - różnie definiowany w poszczególnych krajach związkowych - zakaz handlu w niedziele i święta ("Sonntagsruhe").
Lucyna Gowin, wiceszefowa MPOG, zwraca uwagę na specyfikę polskiego rynku, zdominowanego przez wielkie sieci handlowe, mające swe siedziby za granicą - w Niemczech (Lidl), Francji (Auchan, Carrefour), Wielkiej Brytanii (Tesco), czy Portugalii (Biedronka). Jakie to ma znaczenie? Dochody uzyskane nad Loarą przez Auchana czy Carrefoura zostają na miejscu, podobnie jest z zyskami Tesco nad Tamizą. A zyski tych sieci z centrów handlowych działających nad Wisłą trafiają nad Loarę i Tamizę.

- Dyskusja o zakazie handlu w niedziele i święta stwarza okazję do zastanowienia się, w jakim kierunku powinien zmierzać polski rynek: czy mamy się dalej uzależniać od obcych sieci, które transferują zarobek zagranicę, czy raczej wesprzeć rodzimy handel, który inwestuje i konsumuje zyski na miejscu - mówi Lucyna Gowin. Jej zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłby niedzielny zakaz pracy wielkich sklepów i dyskontów, przy jednoczesnym dopuszczeniu aktywności małych sklepów rodzinnych.

SWOI I OBCY

KOMENTUJE DLA NAS MARIA BROŻEK - MAŁOPOLSKIE POROZUMIENIE ORGANIZACJI GOSPODARCZYCH

Polacy rzucili się na zakupy w wielkich sieciach handlowych i dyskontach należących do zagranicznych właścicieli. To właśnie sieci zyskały najwięcej i zarabiają dzisiaj na handlu w niedziele i święta. Zakazanie im takiego handlu, przy jednoczesnym dopuszczeniu pracy sklepików rodzinnych, pozwoliłoby tym ostatnim przechwycić część obrotów - i przetrwać.

To bardzo ważne nie tylko dla drobnych handlowców, ale i wszystkich Polaków. Pozwalając zarobić swoim, dajemy pracę i dobrobyt sobie samym. Markety straszą, że przy zakazie handlu w niedzielę zwolnią tysiące ludzi, a same zabrały i zabierają miejsca pracy; jeden etat w wielkiej sieci likwiduje dziesięć w tradycyjnym handlu.

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski