Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakazane kolędy

Redakcja
Bez bliskich, z zakazem śpiewania kolęd, niepewny jutra. To była najsmutniejsza wigilia w życiu Jana Jarczyka. Aresztowany 13 grudnia 1981 roku działacz "Solidarności" z trzebińskich Zakładów Metalurgicznych spędził święta w celi numer 303 w więzieniu w Strzelcach Opolskich.

Z materiałów, jakie otrzymał z Instytutu Pamięci Narodowej, wynika, że o jego aresztowaniu myślano już na rok przed ogłoszeniem stanu wojennego. Uznano go za pieniacza nie rokującego współpracy. Ostatecznie zatrzymano go o północy 13 grudnia. - Przyszli wasyście esbeka zKatowic. Najpierw byli wdomu moich rodziców, potem uteściów. Wreszcie zżoną iteściem przyszli do nas. Tak się złożyło, że dwa dni wcześniej żona, nauczycielka, dostała przydział mieszkania wGórce. Zdążyliśmy tylko przewieźć część mebli. Aby przypilnować dobytku, poszedłem tam spać. Byli już mocno zdenerwowani, gdy wreszcie tam trafili. Mieli nakaz doprowadzenia mnie na komisariat. Wtedy jeszcze otym nie wiedziałem - przyznaje Jan Jarczyk.
Milicjanci przy zatrzymaniu powiedzieli mu, że w zakładach zaszło coś, co można wyjaśnić tylko w jego obecności. Obiecywali, że będzie w domu za pół godziny. Te "pół godziny" trwało pół roku.
- Nawet nie pożegnałem się zbliskimi, nie wziąłem ciepłych ubrań. Tymczasem już na klatce schodowej zostałem skuty istamtąd natychmiast przewieziony na komisariat w____Trzebini. Zabrano mi dokumenty, sznurówki, pasek, chcieli nawet wziąć okulary. Ubłagałem, żeby zostawili, bo bez nich nic nie widzę - opowiada Jarczyk.
Potem został przewieziony do Sosnowca i tam wraz z innymi trafił do aresztu. Przez cały czas była niepewność, co dalej? Rano usłyszeli komunikat radiowy, w którym gen. Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Powiało grozą, choć tak do końca nikt jeszcze wtedy nie wiedział, co to znaczy. Później wszystkich zapakowano do milicyjnych "suk". Bez okien, żadnego kontaktu z otoczeniem. Ruszyli w nieznane.
- To był straszny moment, zapadła przejmująca cisza. Każdy się bał. Po chwili zacząłem się modlić, do mnie dołączyli następni. Jednak dopiero, gdy jadący znami zawodowy kierowca zakrzyknął, że jedziemy na zachód, odetchnęliśmy zulgą. On często jeździł tą trasą i____po jej ukształtowaniu rozpoznał, dokąd prowadzi. Wiedzieliśmy już, że jedziemy do Raciborza lub Strzelec Opolskich - dodaje Jarczyk.
Na miejscu: pobór odcisków palców, zdjęcia z numerami. Pierwszy posiłek otrzymali dopiero następnego dnia. Powoli uczyli sie więziennego życia.
- Od dłuższych stażem dowiedzieliśmy się wielu przydatnych rzeczy, m.in. jak radzić sobie bez noża. Przez pierwsze dni puszczano nam komunikaty informujące, jakimi jesteśmy przestępcami. Pamiętam też wizyty ufryzjera. Wtym więzieniu siedzieli sami mordercy. To oni nas golili brzytwami. Dla nas była to kolejna próba - wspomina Jan Jarczyk.
Mijały dni. Bez wieści od bliskich, w niepewności o jutro. Szczególnie wigilia była dla wszystkich trudna. Choć trzeba przyznać, że służby więzienne się starały. Do cel przyniesiono czerwony barszcz i jakąś rybę. Każdy dostał też po kawałeczku opłatka. Przez kołchoźniki transmitowano mszę świętą.
- Pamiętam przemówienie prymasa Glempa, który mówił, by nie dopuszczać do przelewu krwi, to już było po wydarzeniach w"Wujku". Przepłakaliśmy całą wigilię. Nie wiedzieliśmy, czy ikiedy stąd wyjdziemy - wspomina pan Jan.
Obowiązywał nawet zakaz śpiewania kolęd! Gdy tylko internowali nucili jakąś melodię, na korytarzach rozlegały się krzyki strażników: "Nie wolno śpiewać!". - Próbowali nas zagłuszyć, zniechęcić. Dopiero koło północy otworzyliśmy okno izcałych sił wyśpiewaliśmy kolędę. Chcieliśmy, by słyszeli nas inni więźniowie. Choć w____ten sposób mogliśmy być razem - wspomina Jan Jarczyk.
Ta wigilia była wyjątkowo smutna także w rodzinnym domu. Na domiar złego tuż po aresztowaniu Jarczyka zmarł jego teść. Rodzina zasiadła więc przy świątecznym stole bardzo niekompletna.
- To był straszny czas dla moich bliskich. Dotąd jestem wdzięczny kolegom zzakładu, którzy chcąc pomóc rodzinie załatwiali żywność. Oprócz mnie internowano wtedy jeszcze jednego kolegę zpracy. Dla mojej ijego rodziny przyjaciele załatwili świniaka. Dopiero dużo później dowiedzieliśmy się, jak wieźli go opłotkami, by uniknąć milicyjnych kontroli. Dzięki temu moi bliscy mieli przynajmniej co postawić na stole. Nigdy nie zapomnę tego wsparcia - _wzrusza się Jan.
Do żony i bliskich codziennie pisał listy. Wiele z nich dotarło dopiero, gdy... został zwolniony z więzienia. Te, które doszły, były ocenzurowane.
Z żoną po raz pierwszy zobaczył się dopiero po trzech tygodniach. Jak mówi - to było straszne, gdy w żałobie pojawiła się w drzwiach. W głowie kłębiły się myśli, co mogło się stać, kto umarł...
- _Zmarł teść, a
ja nie tylko nie mogłem być na pogrzebie, ale nawet nic o____tym nie wiedziałem -
ze smutkiem stwierdza Jan Jarczyk.
Czas leczy rany, z tragicznymi wspomnieniami trzeba umieć żyć.
Rok temu Jarczyk otrzymał status pokrzywdzonego i swoje teczki z IPN. Jak się okazało, zachowały się tylko dwie, właśnie z okresu internowania.
- Wspomnienia wracają, gdy patrzę na zdjęcie zrobione po przywiezieniu do Strzelec, czy odciski palców. Najbardziej wzruszyło mnie jednak podanie mojej nieżyjącej już mamy. Prosiła o____widzenia ze mną. Była przed poważną operacją, cierpiała na raka - opowiada Jarczyk.
Dziś synowie Jana mieszkają dość daleko, córka wyprowadziła się do Krakowa. - Zawsze jednak przyjeżdżają wświęta. Jeśli nie na wigilię, to winny dzień. Kultywujemy tradycję. Wtym wyjątkowym okresie rodzina powinna być razem, awnaszym przypadku dzieci wracają też do kuszących pasztetów istrucli roboty mojej żony - uśmiecha się Jan Jarczyk.
Agnieszka Sierocińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski