Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakochali się, kiedy wokół szalała wojna. I kochają się już ponad 70 lat!

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Małżonkowie świętowali Kamienne Gody z rodziną
Małżonkowie świętowali Kamienne Gody z rodziną Fot. Magdalena Turczyk
Ludzie. Eugenia i Tadeusz Masełkowie z Myślenic świętują Kamienne Gody. Ona rocznik 1928, on 1925. Dziś to już dostojni jubilaci, którzy idą razem przez życie. W ostatnią środę minęło dokładnie siedem dekad od ich ślubu kościelnego

Cywilny wzięli rok później, kiedy urodziła się ich pierwsza córka -Maria. - Inaczej nie zapisaliby dziecka pod moim nazwiskiem - wyjaśnia pan Tadeusz.

Ale to ślub kościelny był i jest dla nich najważniejszy. Czasy były trudne i biedne, ale panna młoda miała, tak jak mieć powinna, białą suknię i długi welon. Wprawdzie pożyczone, ale były. Urządzono też wesele i to z orkiestrą. - W domu było nas dziewięcioro dzieci, ale tata był zaradny. Bieda była, ale nie taka, żeby nie było co jeść - mówi pani Eugenia.

Młodzi poznali się jeszcze podczas wojny, na myślenickim Zarabiu, gdzie pan Tadeusz mieszkał, a pani Eugenia miała ciotkę. Na co dzień z rodzicami i rodzeństwem mieszkała w Porębie. We wspomnieniach z tamtego czasu dominuje wojna. Pan Tadeusz opowiada jak w obawie przed Niemcami mężczyźni, także tacy jak on, właściwie chłopcy, nocowali w lesie.

Czas wojny

Pani Eugenia, wtedy kilkunastoletnia dziewczyna pamięta swój rodzinny dom położony niemal w lesie. I zawsze pełen partyzantów. - Kwaterowali u nas. Gotowali u nas i leżeli chorzy. Pamiętam jak mi było żal takiego jednego chłopaka. Młodziutki był. Przynieśli go z bardzo wysoką gorączką. Prosił mnie, żebym zawiadomiła jego matkę. Ale jak miałam to zrobić? Nie było przecież telefonów - opowiada. W pamięci utkwił jej też widok żołnierzy z września 1939 roku. - Natknęłyśmy się z siostrą na wojsko polskie i jeden z żołnierzy zapytał nas „co tu robicie?”. Odpowiedziałyśmy, że wracamy do domu. Przytulił nas i powiedział, że w domu też ma dzieci takie jak my. Pamiętam ich buty, niektórzy mieli je pełne krwi - mówi.

Nie może zapomnieć też strachu, jaki wywołało pojawienie się w ich domu Niemców. Szukali partyzantów. Jej ojca, z którym ukrywała karabiny w oborze pod posłaniem dla krów, wtedy aresztowali.

- Już mieli spalić nasz dom, jeden z Niemców trzymał już nawet granat, kiedy inny coś mu wskazując w oddali, powiedział: „partyzant” - opowiada. - Poszli i spalili wtedy osiedle na Grotówce.

I choć ojciec po przesłuchaniach wrócił do domu, to wspomnienie do dziś wywołuje u pani Eugenii duże wzruszenie.

- Wtenczas młodzież była inna - zamyśla się pan Tadeusz. - Było ciężko, ale jakoś wesoło. Wszyscy trzymali się razem…Na pytanie o oświadczyny uśmiecha się i mówi: - Kto wtedy myślał o takich rzeczach? Po prostu: poznali się, zakochali, a kiedy pani Eugenia skończyła 18 lat pobrali się. I nie wyobrażają sobie, aby mogło być inaczej. Mówią zresztą, że w tamtych czasach nie do pomyślenia było, aby młodzi mieszkali razem bez ślubu. Nie to co dziś.

Zamieszkali najpierw u rodziców pani Eugenii. - W jednym pokoju była kuchnia, sypialnia i… warsztat stolarski - wspomina kobieta. A jej mąż dodaje: - Tak się wtedy żyło. Kto pamięta te czasy ten uwierzy.

Przeprowadzki

Potem przeprowadzili się do Trzemeśni, ale znów mieszkali kątem u kogoś, aż wreszcie postanowili ruszyć śladem matki, ojczyma i braci pana Tadeusza, którzy już wcześniej wyjechali na Ziemie Odzyskane. Kiedy ojczym zmarł, kobieta z synami nie radzili sobie sami z oporządzeniem gospodarstwa i pola. Tak Masełkowie trafili do wsi Borszyn na Dolnym Śląsku. - Kiedy przyjechaliśmy nocą do Bojanowa okazało się, że trzeba jeszcze iść 15 kilometrów - wspominają. Szli więc niosąc maleńką córeczkę, która urodziła się jeszcze w Trzemeśni oraz cały swój dobytek, który był więcej niż skromny. - Po łyżce i widelcu mieliśmy. Takie wiano z domu dostaliśmy i taki to był nasz majątek - mówi pan Tadeusz.

- Po dwie ręce mieliśmy i nimi się dorabialiśmy - dodaje żona. Pan Tadeusz pracował jako stolarz. Tego zawodu wyuczył się jeszcze w czasie wojny w Myślenicach. Pani Eugenia opiekowała się córeczką i schorowaną teściową, prowadziła też gospodarstwo. Dorabiała pracą chałupniczą szyjąc. Nikt ją tego nie uczył, nie chodziła do szkoły krawieckiej, była samoukiem.

Po jakimś czasie przenieśli się do Kłodzka. Tu przyszło na świat dwóch synów.

Powrót do Myślenic

Najmłodsza córka urodziła się już w Myślenicach, dokąd ostatecznie wrócili. Zamieszkali na Za-rabiu, w rodzinnym domu pana Tadeusza. W 1976 roku dom wraz z warsztatem stolarskim, który się w nim mieścił spłonął. - Znów zaczynaliśmy od zera - mówią. Do czasu, kiedy wybudowali nowy dom, zamieszkali u córki. W tym domu mieszkają do dziś. Do dziś też pamiętają trudy tamtej budowy.

W tej części miasta, nieopodal rynku, dziś gęsto zabudowanej domami, nie było wtedy nic oprócz pól. Droga do ich działki była drogą polną. Materiały na budowę trzeba było dowozić furmanką. W domu do dziś widać rękę stolarza, do dziś służą im wykonane przez pana Tadeusza okna, krzesła, stół i meblościanka. Jak mówią, tamtych trudnych czasów nie sposób porównać do dzisiejszych. Pod żadnym względem.

Jeszcze w Kłodzku, w szpitalu, przy narodzinach drugiego syna położna zaproponowała pani Eugenii, żeby ta... oddała jej dziecko. Znała ich ciężką sytuację i przekonywała, że u niej będzie miało dobrze. Matka jednak nie dała się przekonać.

Dzieci, wnuki i prawnuki

- Dzieci mamy bardzo dobre, nigdy złego słowa od nich nie usłyszeliśmy - mówi z dumą. Tak samo dumna jest z zięciów i synowych oraz „drugich połówek” swoich wnucząt, a już szczególne względy ma u jubilatów mąż wnuczki Kasi - Marcin. Jest lekarzem i jak mówią, zawdzięczają mu, życie pana Tadeusza. - Urodziłem się po raz drugi - mówi 91-latek, który kilka lat temu przeszedł zawał i skomplikowaną operację.

Małżonkowie nie mają gotowej recepty na długoletni związek. - Nam tak było zapisane - mówią.

Ich najmłodsza córka - Małgorzata tej recepty upatruje w złożonej kiedyś przez nich przysiędze i tym jak oboje poważnie ją potraktowali.

- Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie - tak sobie przysięgali i wytrwali - mówi. - Nie tak jak teraz nieraz się zdarza, że jedno krzywo popatrzy na drugie i zaraz się rozchodzą.

Oprócz pięciorga dzieci doczekali się 15 wnucząt i 24 prawnucząt. Zebrać tak dużą rodzinę razem nie jest łatwo, ale sie udało i swój niecodzienny jubileusz przeżywali i świętowali wspólnie z najbliższymi. Pan Tadeusz wspomina tę rodzinną imprezę i z uśmiechem dodaje, że jeśli dane mu będzie doczekać, to urządzi jeszcze większą. Na swoje urodziny. Setne!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski