Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakonne życie w Maisons-Laffitte

Rozmawiała Majka Lisińska-Kozioł
Anna Podgórczyk-Bernhardt studiowała na Wydziale Fizyki UJ; została relegowana z uczelni m.in. za działalność opozycyjną w Studenckim Komitecie Solidarności. Dziś razem ze Stanisławem Mancewiczem zawiaduje portalem: www.kulturaparyska.com
Anna Podgórczyk-Bernhardt studiowała na Wydziale Fizyki UJ; została relegowana z uczelni m.in. za działalność opozycyjną w Studenckim Komitecie Solidarności. Dziś razem ze Stanisławem Mancewiczem zawiaduje portalem: www.kulturaparyska.com Fot. Archiwum Anny Bernhardt
Rozmowa. O Jerzym Giedroyciu i „Kulturze”, o portalu www.kulturaparyska.com mówi Anna Podgórczyk-Bernhardt

– Mówiło się, że Jerzy Giedroyc walczył słowem. Orężem była maszyna do pisania.

– Znalazłam w piwnicy kilka takich zabytków, odkurzyłam je a do maszyny stojącej w gabinecie Redaktora wkręciłam papier i kalkę. Są atrakcją dla wycieczek, bo współczesne dzieci nie wiedzą co to kalka.

– A dzięki niej zbiory zachowane w Maisons-Laffitte są pełniejsze.

– Mamy kopie prawie wszystkich listów Redaktora. Paradoksalnie, w lepszym stanie są te z lat pięćdziesiątych niż późniejsze, gdy do powszechniejszego użytku weszły faksy. Druk na papierze faksowym szybko blednie i fragmenty pisma są mało czytelne.

– Ostatni numer „Kultury” ukazał się w 2000 r. Od kilku lat trwają prace nad uporządkowaniem i inwentaryzacją zbiorów Instytutu Literackiego, które – zgodnie z wolą Jerzego Giedroycia – pozostały w całości w Maisons- -Laffitte. Są zdjęcia, nagrania, biblioteka czasopism i książek (ok. 100 tys.egz., 150 tys. listów). Od czego zaczęliście, gdy dojrzała myśl o portalu dostępnym dla wszystkich?

– Od wirtualnych półek i szuflad. Spora ich część jest już zapełniona przez PDF-y 637 numerów „Kultury” i 171 numerów „Zeszytów Historycznych”, przez bibliografie i okładki książek z serii Biblioteka Kultury. Zdigitalizowano duże fragmenty korespondencji Jerzego Giedroycia i kolekcji wycinków prasowych skrupulatnie zbieranych przez Redaktora od początku działania Instytutu. Są biogramy ponad 170 osób związanych z „Kulturą”.

– Archiwum Maisons-Laffitte ze względu na wyjątkową wartość w 2009 r. zostało wpisane na prestiżową listę Pamięci Świata UNESCO. To, co już jest dostępne, stanowi ledwie fragment spuścizny po Giedroyciu.

– W miarę postępu digitalizacji wirtualne półki będą się zapełniały. Chcemy, aby portal www.kulturaparyska.com był nie tylko internetową wersją Domu Kultury Maisons-Laffitte, ale też bazą informacji na temat wydarzeń związanych z działalnością instytutu oraz źródłem wiadomości o „Kulturze”, o powojennej historii Polski i Europy.

– Skąd Ty, zdolna matematyczka, wzięłaś się w gronie humanistów?

– Przez zrządzenie losu. W latach 70. z przyjaciółmi skupionymi w krakowskim SKS-ie (Studencki Komitet Solidarności – przyp. MLK) – drukowaliśmy książki w podziemiu. Piętą achillesową było robienie matryc. Żeby przyspieszyć ten proces, trzeba było szybko pisać na maszynie. Poszłam więc na kurs. A potem nastał rok 1980 i uznaliśmy, że czas zobaczyć Zachód. Pierwszy raz w życiu dostałam wtedy paszport. Ale za granicą zastał mnie stan wojenny. Trzeba się było utrzymać i przydało mi się szybkie pisanie na maszynie. Założyliśmy z Wojtkiem Sikorą biuro składu komputerowego, a jednym z naszych klientów była „Kultura”.

– Jak zapamiętałaś Redaktora?

– Wyróżniała go dyskretna elegancja. Sprawiał na mnie wrażenie nieśmiałego i małomównego. Miałam odczucie, że lubił rozmawiać z młodymi ludźmi z kraju. Chciał znać nasze spojrzenie na wiele polskich spraw, choć był w tym, co się tam działo, doskonale zorientowany.

– Do Maisons-Laffitte przyjeżdżało wielu gości. Także z Polski.

– Często bywał Gustaw Herling-Grudziński, bo zajmował się w ,,Kulturze” działem literatury i poezji; przygotowywał teksty do druku. Na piętrze domu mieszkał wielki, także z powodu dwóch metrów wzrostu, Józef Czapski; malarz, szalenie sympatyczna postać. W domku gościnnym zatrzymywali się Hłasko, Polański, Michnik. Spotykałam wielu z nich na przykład wtedy, gdy przynosiłam korektę „Kultury”.

Kiedyś rozmawialiśmy o kolejnym numerze i zgadało się o teczce z biurka Redaktora, która nosiła tytuł „Wariaci”; pisały do niego różne osoby, także ekscentryczne. Przesyłały wiersze, eseje, propozycje. I kiedy w latach 90. Instytut Literacki zaprzestał wydawania książek, wychodziły już w wolnej Polsce, a tu nie było na to pieniedzy, ani już tak wielkiego zapotrzebowania, żartowaliśmy, że gdyby wydać zawartość tajemniczej teczki, czytelnicy by oniemieli.

– Henryk Giedroyc był młodszym bratem Jerzego.

– Za czasów Redaktora pełnił w Instytucie Kultury funkcje administracyjne. Nie mieszkał w Maisons-Laffitte, przyjeżdżał tam do pracy i wiódł własne życie w Paryżu u boku pięknej żony, Włoszki Ledy Pasquali. Odwiedzali Jerzego w weekendy i wtedy życie w Maisons-Laffitte toczyło się bardziej prywatnie. Na co dzień Redaktor i jego najbliżsi współpracownicy tworzyli niemal zakon, który zajmował się sprawami polskimi. Po śmierci Jerzego i jego najbliższej współpracownicy Zofii Hertz, Henryk Giedroyc przejął stery stowarzyszenia na 7 lat.

– Jak sobie radził?
– Inaczej. Pan Henryk zwracał uwagę także na sprawy codzienne. Odnowił dom, wymienił okna. Zapraszał gości z różnych okazji. Kultywował tradycję śledzików, czyli przyjęć organizowanych przed Wielkanocą i Bożym Narodzeniem. Jerzy Giedroyc był skupiony na polityce i sztuce, na idei działania dla kraju. To widać w jego listach i rozmowach. Kipiał pomysłami.

– Pomysłami na Polskę?

– Inicjatywy Redaktora dotyczyły wielu spraw. A to walczył o wydanie petycji po wydarzeniach w Poznaniu, a to optował za zorganizowaniem uniwersytetu dla młodzieży z krajów wschodnich. a to organizował książki dla bibliotek polskich na Litwie lub lobbował na rzecz przyznania Nobla Lechowi Wałęsie.

– Dlaczego powinniśmy dbać o spuściznę po Jerzym Giedroyciu?

– Bo to nasz moralny obowiązek. Warto pamiętać, że przez ponad pół wieku wiele osób, w różnym czasie, poświęcało swoje prywatne życie, żeby z oddalenia, z emigracji działać dla kraju. Minimum tego, co możemy zrobić, to zachować ich dzieło i je udostępnić. W ten sposób realizujemy też cel statutowy Stowarzyszenia Instytut Literacki Kultura.

– Co było asumptem do pracy nad portalem?

– W lipcu 2000 roku, 94-letni wtedy Jerzy Giedroyc wziął udział w czacie internetowym. Chciał nawiązać kontakt ze słuchaczami, do których normalnie „Kultura” nie docierała. Wspomnienie tamtego czatu uświadomiło nam, że też tego chcemy. Prace ruszyły w marcu ubiegłego roku.

– Jak się tworzyła legenda Maisons-Laffitte?

– Miały na to wpływ spontaniczne inicjatywy, wyjątkowi ludzie, wspomniane już śledziki. Któregoś razu na takim spotkaniu usiadłam obok Redaktora i między jednym a drugim kieliszeczkiem zapytałam go, co wspomina z rodzinnego domu. Kołduny – odparł. I chyba czekał, że ktoś mu kiedyś te prawdziwe, litewskie przywiezie.

Wywodził się z Kresów i to miało wpływ na jego myślenie. Chciał, by Polska miała dobre stosunki ze wschodnimi sąsiadami. Także z Rosją. Opowiadał mi, że Kresowiacy szanowali zwyczaje innych nacji, bywało więc, że odprawiano pogrzeb katolicki, a potem była panichida, czyli pożegnanie w liturgii prawosławnej. Redaktor zażyczył sobie takiego w testamencie.

– Na czym polega wartość działalności Stowarzyszenia Instytut Kultura Paryska dla Polski.

– Instytut Literacki stanowił jeden z najważniejszych ośrodków wolnej myśli politycznej i literackiej. Jego nakładem opublikowano po raz pierwszy polskie tłumaczenia utworów Al- berta Camusa czy Aleksandra Sołżenicyna. Na łamach „Kultury” poruszane były tematy kształtujące myślenie o przyszłości Polski. Od początku mówiło się o pojednaniu z Niemcami, konieczności wstąpienia Polski do Zjednoczonej Europy.

Tam pojęcie ULB – Ukraina, Litwa, Białoruś wprowadził publicysta polityczny Juliusz Mieroszewski, który dowodził, że należy uznać granice wytyczone po II wojnie światowej. Giedroyc i jego przyjaciele uważali, że Polska ma wielką szansę, żeby wspomagać Ukrainę, Litwę, Białoruś w dążeniu do odzyskania niepodległości.

– Jakie dla Ciebie osobiście miało znaczenie to, że spotkałaś na swojej drodze ludzi paryskiej „Kultury”.

– Byli dla mnie absolutnym wzorem postawy, jaką należy mieć w życiu. Moje pokolenie czytało teksty i książki wydawane przez Instytut Literacki. Chcieliśmy walczyć o zmianę świata, a te lektury, jeszcze w Polsce, pokazywały nam drogę do samodzielnego myślenia. Więc, gdy pan Henryk poprosił mnie, żebym została członkiem Stowarzyszenia Instytut Literacki, czułam się zaszczycona. Na początku była to funkcja honorowa. A potem zaczęłam tu pracować.

– Szczególne przeżycie?

– Może to dziwne, ale dla mnie przeżyciem były spotkania z psami w Maisons-Laffitte. Zwierząt było tam wiele, mają na portalu galerię, ale szczególnie pamiętam Faksa, rudego coker-spaniela. Tolerowal gości, dopóki spokojnie siedzieli. Gdy trzeba było wyjść, szczekał, warczał i atakował. Kiedyś, zanim sie spostrzegłam, Faks porwał mi torbę i wywlókł z niej piękne irchowe rękawiczki. Innym razem przyniosłam gotową do druku „Kulturę”. Gdy Redaktor uchylił drzwi, Faks zabulgotał, złapał zębami teczkę z miesięcznikiem i przegryzł ją do połowy.

– W siedzibie Instytutu literackiego były zwierzęta, ale nie było dzieci.

– I chyba mieszkańcom w Maisons-Laffitte dzieci specjalnie nie brakowało. Ale miałam okazję widzieć wzruszenie Redaktora, gdy moja sześciomiesięczna córka Kasia, którą trzymałam w ramionach, chwyciła go mocno za palec i dobrą chwilę dzielnie patrzyła mu przy tym w oczy. Nikt się nie spodziewał, takiej reakcji dziecka, któremu wyraźnie przypadł do gustu mężczyzna niemal o wiek starszy. Z wzajemnością zresztą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski