Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakopane. Zrezygnował z dobrze płatnej pracy w korporacji, by zająć się rzemiosłem. Matematyk został kaletnikiem

Aurelia Lupa
Archiwum Mateusza Migla
Młody, zdolny, skończył studia, miał dobrze płatną pracę w stolicy. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szczegół. W Warszawie nie widać gór… Wrócił ze stolicy, porzucił nawet możliwość pracy zdalnej w korporacji, a co za tym idzie - dobrą pensję. Bo chciał żyć inaczej, tak jak mu podpowiadała góralska śleboda. Mateusz Migiel - góral z urodzenia, matematyk z wykształcenia, kaletnik z wyboru. Takich młodych ludzi jest coraz więcej. Nie ciągnie ich już wielkie miasto. Wracają pod Tatry. Tutaj widzą swoją szansę.

FLESZ - Ilu lat może dożyć człowiek? Naukowcy mają odpowiedź

od 16 lat

Uwagę przyciąga nietypowy język, w jakim Mateusz Migiel reklamuje swoje wyroby na Facebooku. Opisuje je wyłącznie w gwarze góralskiej. Choć ma 30 lat, jest młody, obeznany w nowoczesnych technologiach, ukończył studia i pracował w dużej korporacji, swoją drogę znalazł gdzieś indziej. W kaletnictwie. Swoją przygodę z kaletnictwem zaczął 1,5 roku temu, kiedy pracował jeszcze w Warszawie. Zaczęło się banalnie, postanowił dać prezent na święta ówczesnej narzeczonej. Podszedł do sprawy poważnie i prezent zrobił sam. Kupił w internecie zestaw do szycia i tak uszył pierwszy w życiu portfel.

- Na pewno nie był idealny, ale spodobał się dziewczynie. Ma go do dziś. I używa. W domu zawsze nas rodzice uczyli, że jeśli mamy zdrowe ręce, to wszystko możemy zrobić sami. Tak było z tym portfelem. Potem tak jakoś poszło samo dalej, zrobiłem kilka rzeczy dla znajomych i przyjaciół. Wszystko się podobało. Posypały się zamówienia, głównie pocztą pantoflową - opowiada Mateusz. Wtedy pomyślał sobie, że to jest to, co lubi i chce robić. Choć - dodajmy - nigdy wcześniej nie miał do czynienia z szyciem skórzanych wyrobów, nikt go tego nie uczył.

Wszystkiego o kaletnictwie nauczył się sam, podpatrując innych na Youtube czy korzystając z blogów tematycznych. Zajmuje się tym do dziś, choć na razie nie może powiedzieć, że zarabia na tym. Śmieje się, że do ostatniego swojego wyrobu dopłacił zapewne, ale nie liczy ile. Klientem był znajomy, a on lubi swoją robotę, lubi patrzeć na to, jak powstaje coś z niczego. Kiedy tnie skórę, to widzi od razu, co z tego wyjdzie, jaki będzie efekt końcowy. Robi wszystko, by gotowy produkt zadowolił klienta. I jak na razie udaje się.

Morskie Oko w wiosennej odsłonie

Tatry. Morskie Oko już rozmarzło. Wiosną naprawdę można się ...

Postawił na ręczną robotę. Każdy supeł związany, każda dziurka wybita ręcznie, policzona, wszystko skrojone ręcznie nożem.

- Oczywiście mógłbym robić to ładniej, bo szew maszynowy jest ładniejszy, ale mniej trwały. Ale nie chodzi mi o to, by robić rzeczy takie same, seryjnie - mówi 30-latek. I jak na razie to skutkuje. Zgłaszają się do niego klienci, którzy chcą mieć coś innego, coś tylko dla siebie, coś, co ich określi, będzie wymyślone przez nich i zrobione tylko dla nich. Jak dotąd spod igły Migla wyszło około 80 przeróżnych produktów: od piórnika z czarnej skóry, przez szelki reporterskie, po superekskluzywne etui na laptopa, paski do portek góralskich, plecaki. Były nawet akcesoria dla budowlańców - ułatwiające im przechowywanie sprzętu typu miarki i gwoździe.

Mateusz nie tylko jest kaletnikiem. Jest absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, ukończyła wydział matematyki. Początkowo pracował w zawodzie - najpierw w Krakowie, potem w Warszawie.

- Życie w stolicy i praca w korpo nie była zła. Dobra pensja, robota od 8 do 16, potem czas wolny. W dużym mieście żyje się łatwiej. Ale po pewnym czasie wspólnie z dziewczyną (obecnie już żoną - przyp. red.) doszliśmy do wniosku, że wracamy na Podhale - mówi 30-latek.

Uznali, że wielkie miasto - pomimo wszelkich udogodnień, szans na rozwój zawodowy, dobrych zarobków etc. - nie jest dla nich. Rzucili robotę i wrócili. Jak mówi, gwarancją udanego życia jest dla niego robienie tego, co chce i jak chce, chce być wolny i jak mówi, to co ma, daje mu poczucie bezpieczeństwa. - Ludziom wydaje się, że na Podhalu nie ma co robić, że szanse są dużo mniejsze niż w dużym mieście, niż w wielkich korporacjach. Nie zgadzam się z tym. Tutaj szanse rozwoju są ogromne. Trzeba tylko chcieć - mówi.

Teraz prowadzi własną jednoosobową firmę: wynajem pokoi - jak to na Podhalu, zajmuje się kaletnictwem, a także udziela korepetycji z matematyki. I to właśnie matematyka przez ostatnie trzy miesiące pochłaniała go bez reszty. Wiadomo, matury - trzeba było wspomóc młodych.

Okazuje się, że życie w dużym mieście i wygodna praca w korporacji na etacie nęci coraz mniej młodych górali. Każdego roku na rynek pracy wchodzi nowy rocznik młodych ludzi, którzy coraz częściej wolą założyć własną działalność, niż pracować na etacie w firmie czy w urzędzie. Wybór takiej drogi kariery nie jest przypadkowy. Atrakcyjniejsze stało się założenie jednoosobowej działalności i pozostanie w miejscu swojego zamieszkania niż emigracja zarobkowa za granicę czy poza region.

- Z biegiem lat obserwuję, że młodzi na Podhalu wybierają własną drogę w biznesie. Chcą być niezależni. Wolą decydować o sobie sami i pracować po swojemu. Nie boją się ryzyka związanego z samozatrudnieniem - mówi Agata Wojtowicz z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej, która co roku organizuje szkolenia i programy wsparcia dla młodych, którzy chcą zostać lokalnymi przedsiębiorcami.

Jazda tamtą zakopianką to był koszmar! Słynna droga w nowej ...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska