Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zalane osy, urodzaj owoców i inne przypadłości lata

Liliana Sonik
Lata tak słonecznego, tak długiego i tak urodzajnego jak obecne, nie pamiętam. Konary drzew łamią się pod ciężarem jabłek, śliw i gruszek. Wcześniej podobnie było z czereśniami: lekceważyły je nawet szpaki, nie będąc w stanie przerobić nadmiaru.

Na ciężkich od soku owocach pasą się do woli trzmiele. Najedzone do szczytu możliwości, średnio interesują się nadchodzącym człowiekiem, a gdy ten się zbliża, odfruwają ciężkim lotem, jak miniaturki Super Guppy. Straciły talię osy; ociężałe, łażą powoli po opadłych śliwkach.

Ktoś mi mówi, że są pijane w sztok. Jak to pijane? - zapytałam. Okazuje się, że osy nagminnie zalewają się w pestkę, gdy mają nieograniczony dostęp do sfermentowanych owoców, a takich jest w tym roku mnóstwo. Śliwki i jabłka spokojnie gniją w trawie, bo przytłoczeni klęską urodzaju właściciele rezygnują z części zbiorów.

Przypominam sobie opowieść o jabłku. O tym, jak wielkim wydarzeniem było otrzymanie w podarunku jabłka. Nie chodzi o żadne metafory, tylko o zwyczajne, pachnące, smaczne jabłko, jakie dostawało dziecko przy okazji wizyty u ciotki. Działo się to w górach, gdzie jabłonie były rzadkością a bieda powszedniością. Działo się to relatywnie niedawno. Jabłko było takim rarytasem, że zostało zapamiętane wraz z kolorem skórki i „niezwykłym” słodko winnym smakiem.

Tym dzieckiem oczarowanym smakiem jabłka była moja teściowa. Przywoływała hojną ciotkę, tamten smak i swój zachwyt z pełną świadomością, że ani jej dzieci, ani tym bardziej wnuki, nie potrafią zrozumieć tamtego zachwytu, wzruszenia i wdzięczności. Dziś jabłko to drobiazg, owoc tani, bagatelizowany, bo dostępny dla każdego.

Jeszcze pod koniec XIX stulecia w Galicji i Lodomerii (nazywanych Golicją i Głodomerią) umierano z głodu. Stanisław Szczepanowski notował: „Dzieci - blade i ciche jak ryby, dorośli - słabi i wiotcy jak powrósła. (…) Galicyanin pracuje za pół człowieka, a je za ćwierć.” Pisał o tym również Martín Caparrós w wydanej przez Wydawnictwo Literackie książce „Głód”.

Szybko zapomnieliśmy, że głód - i strach przed głodem - towarzyszyły ludzkości od zawsze, do niedawna. Także w Europie. Pokolenie moich rodziców jeszcze to pamiętało. Mama opowiadała, że gdy roznosiła ubogim paczki żywnościowe, widziała wychudzone dziecko karmione wodą z mlekiem i żebrzące o łyżkę kaszy słowami, które zapamiętała do końca życia: „z krupami mlamlo, nie samo mlamlo”.

Jacek Fedorowicz mówił, że najintensywniejszym wspomnieniem jego dzieciństwa był głód w Warszawie pod koniec Powstania. Teraz głód kompletnie zniknął z pola naszej wyobraźni, kojarzy się wyłącznie z klęskami pokazywanymi w telewizji, ale dotyczącymi kogoś innego, gdzie indziej.

Uginająca się pod ciężarem owoców jabłoń przypomina mi o bezpańskich jabłonkach, jakie widziałam w Bieszczadach, i dalej na wschodzie. Rosną samotne w głuszy, jako jedyny ślad wiosek, których już nie ma. Bo jako ludzie tworzymy swoje otoczenie, budujemy domy, sadzimy drzewa, a one okazują się od nas trwalsze.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski