Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zalupieni, czyli powrót do przeszłości

Łukasz Gazur
„Maciej Korbowa i Bellatrix”
„Maciej Korbowa i Bellatrix” Fot. Joanna Urbaniec
Za Kulisami. Ponad 20 lat temu byli grupą przygotowującą dyplom na krakowskiej PWST. Teraz wrócili, by znów zagrać swoje role. Mowa o byłych studentach Krystiana Lupy, którzy postanowili odtworzyć swój dyplomowy spektakl „Maciej Korbowa i Bellatrix” według Witkacego (z 1993 roku) – tym razem na deskach Łaźni Nowej.

Jak napisał o tym tekście Witkiewicz junior, są to „przeżycia bandy zdegenerowanych byłych ludzi na tle mechanizującego się życia”. Jego pierwsza sztuka z 1918 roku zapowiada to, co Witkacy często w swych tekstach portretował. Jest hermetyczne środowisko, które w oparach alkoholu i narkotyków eksperymentuje, by poszerzać swoje „granice widzenia”. Bohaterowie dyskutują o trudach egzystencji, wielkiej sztuce, filozofii, sensie życia. Dyskutują – a jakże – młodopolskim językiem, przestylizowanym w swej bujności. A wszystko w przeczuciu zbliżającej się cywilizacyjnej katastrofy.

Ta sztuka, jak mało które dzieło Witkacego, nadawała się do tego, co chciał osiągnąć Lupa ze swoimi byłymi studentami. Bo na scenie Łaźni Nowej wcale nie oglądamy nowej interpretacji dzieła. Raczej chodziło o proces przypominania, „pamięci ciała”, poszukiwanie śladów, które zostają w ludziach, powidoków wydarzeń sprzed lat.

Grający na deskach nowohuckiego teatru aktorzy przeszli długą drogę. Jednym się udało, innym – niekoniecznie. Jedni zostali uznanymi gwiazdami (jak Paweł Deląg), inni grają w prowincjonalnych teatrach, jeszcze inni odeszli z zawodu, bo na teatralnej scenie nie było dla nich miejsca. Po latach wszyscy mierzą się więc nie tylko ze swoimi rolami, ale także stają twarzą w twarz ze sobą sprzed 20 lat, ze swoimi oczekiwaniami i marzeniami z tamtych czasów. Obserwowanie właśnie tego procesu (wyraźnie widocznego szczególnie w drugiej części, reżyserowanej przez Tomka Węgorzewskiego), śledzenie dodawania do postaci życiowego doświadczenia aktorów, jest chyba tu najciekawsze. Podobnie jak napięcia pomiędzy „metodą mistrza” i kontrą wobec niej. Jakby „zalupieni” aktorzy, będący w artystycznym transie, zahipnotyzowani przez reżysera, próbowali się mierzyć z jego spojrzeniem. A może to on mierzy się ze sobą? Ta podróż do przeszłości daje sporo satysfakcji.

Krystian Lupa lubi punktować artystyczne fałsze i przestylizowane formy. Jak choćby w przypadku „Factory 2”, gdzie opowiadał o środowisku gwiazd i gwiazdeczek skupionych wokół Andy’ego Warhola; tak było też w niedawnej „Wycince”. I zrobił to znowu; z ogromną świeżością i odwagą. Stary mistrz wciąż jeszcze potrafi poeksperymentować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski