18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamienił piłkę na gwizdek

Redakcja
Andrzej Kierczak: Chciałbym sędziować mecz Wisła Płock - Vive Targi Kielce FOT. ARCHIWUM ANDRZEJA KIERCZAKA
Andrzej Kierczak: Chciałbym sędziować mecz Wisła Płock - Vive Targi Kielce FOT. ARCHIWUM ANDRZEJA KIERCZAKA
- Widziałem, że trener szykuje zmianę, ale nie mogłem zejść z boiska, bo wyprowadzaliśmy kontrę. Gdy stawiałem stopę na parkiecie, zostałem uderzony w lewe kolano. Usłyszałem trzask, wiązadła zostały naderwane - tak były piłkarz ręczny Hutnika Kraków i reprezentacji Polski, a dziś sędzia ligowy Andrzej Kierczak wspomina kontuzję odniesioną 13 grudnia 1997 roku w Krakowie w meczu serii B I ligi z Olimpem Grodków, która przerwała jego karierę i całkowcie odmieniła jego życie.

Andrzej Kierczak: Chciałbym sędziować mecz Wisła Płock - Vive Targi Kielce FOT. ARCHIWUM ANDRZEJA KIERCZAKA

ANDRZEJ KIERCZAK. Był wielkim talentem w Hutniku. Kontuzja przerwała jego karierę. Od 13 lat jest sędzią piłki ręcznej.

- Życie wywróciło mi się do góry nogami. Sport był całym moim życiem. Bezradność i niemoc były ogromnie frustrujące. Raz: kontuzja, dwa: likwidacja sekcji. Nie mogłem sobie nigdzie znaleźć miejsca - wspomia.

Urodził się w 1974 roku w Krakowie. W II klasie szkoły podstawowej zaczął trenować piłkę... nożną. - Zawsze grałem w ataku. Dobrze mi szło - chwali się. Do tego, by zaczął grać rękami, a nie nogami, zachęcał go nauczyciel wf w SP na os. Bohaterów Września w Nowej Hucie, wielki pasjonat handballu Stanisław Sobczyk. Przez rok trenował obie dyscypliny, w końcu postawił na piłkę ręczną. - Chyba przekonała mnie pasja nauczyciela, który mnie mamił, że mam talent. Byłem malutki, ale on dostrzegł coś we mnie - zaznacza.

Tylko zmiennnik

Jego pierwszym trenerem w Hutniku był Jan Sowa. Grał ze znanymi potem zawodnikami Krzysztofem Chrabotą i Tomaszem Wróblem, ale nie zdobył medalu w rozgrywkach młodzieżowych. Jego talent dostrzegli jednak trenerzy reprezentacji młodzików, juniorów i młodzieżowców, w których rozegrał około 60 meczów.

W 1993 roku zadebiutował w I drużynie Hutnika, zastępując kontuzjowanego Roberta Nowakowskiego. W meczu z Pogonią w Zabrzu zdobył 5 goli. - Pierwsze dwa lata były dla mnie trudne, bo Nowakowski był jednym z najlepszych lewoskrzydłowych w Europie. Grałem tylko jako jego zmiennik, gdy był kontuzjowany lub pozwalał na to wynik meczu. Bolało mnie, że nie do końca wykorzystywałem swoją szansę. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie będę grał, to się nie będę rozwijał. Cierpliwie czekałem jednak na kolejne szanse - podkreśla.

Tuzin goli w meczu

Młodym graczem zainteresowały się Anilana Łódź, Wybrzeże Gdańsk i Zagłębie Lubin. - Sentymentalnie, emocjonalnie i rodzinnie byłem związany z Krakowem, mimo to byłem zdecydowany na wyjazd - zapewnia. Został, gdy Nowakowski zadeklarował, że odejdzie do Kielc. Poza tym właśnie wtedy poznał swą przyszłą żonę Beatę...

Przez cztery sezony jego trenerem był Buguchwał Fulara (twórca potęgi Hutnika), a przez jeden Zbigniew Podolski. Grał razem m.in. ze Sławomirem Szmalem, Rafałem Bernackim, Piotrem Królem, Jackiem Pysiem i Chrabotą. - Byłem regularny, strzelałem po 6-8 bramek - chwali się. W 1996 roku w Chrzanowie w ligowym meczu z Fablokiem zdobył aż 12 goli, a rok później w Kielcach w spotkaniu Pucharu Polski z Iskrą 11, choć grał na nietypowej dla siebie pozycji środkowego rozgrywającego.

Wrodzone predyspozycje

- Był nieprzeciętnym talentem. Miał wrodzone predyspozycje do gry, był bardzo sprawny. Miał znakomitą cechę: obserwował bramkarza i potrafił wykorzystać jego ustawienie. Stąd się brała jego skuteczność. Grał na lewym skrzydle, ale rzucał prawą ręką. Miał intuicję w wyjściu do kontry, w obronie przewidywał zagrania rywali, przechwytywał piłkę - charakteryzuje swego byłego gracza trener Fulara. I nie szczędzi mu innych laurek: - Uczciwy człowiek, serdeczny kolega, zaangażowany w to, co robi. Bardzo lubiany przez kolegów, także w kadrze, w której szybko go zaakceptowano.
W drużynie narodowej w latach 1995-1997 pod wodzą Jacka Zglinickiego (Fulara był drugim trenerem) rozegrał ponad 40 meczów. Najlepszy, jak sam twierdzi, z Bośnią i Hercegowiną, której strzelił 8 goli.

W nowej roli

Dwukrotnie miał ofertę z Kielc, ale w 1997 roku (po spadku Hutnika z ekstraklasy) nie chciał wyjeżdżać z Krakowa, bo urodziła mu się córka, a rok później, po podleczeniu wspomnianej kontuzji, pojechał na testy do Iskry, jednak uznał, że nie jest w takiej formie, by podjąć rywalizację z innymi. Trzy tygodnie później okazało się, iż ma zerwane wiązadła. - Poddałem się w Warszawie operacji na własny koszt. Wiadomo było, że Hutnik nie przystąpi do rozgrywek. Bym mógł wrócić do sportu, musiałbym podjąć się rocznej rehabilitacji. Nie miałem na to środków - opowiada.

Życie toczyło się jednak dalej. - Pierwsze dwa lata były trudne. Miałem poczucie sportowego niespełnienia. Pogodziłem się jednak z losem. Zacząłem pracować w handlu. Udało mi się przeskoczyć szczeble zawodowej hierarchii. Byłem przedstawicielem handlowym w różnych firmach, teraz jestem menedżerem w firmie spożywczej - mówi.

Kilkanaście miesięcy po rozstaniu z piłką ręczną został sędzią. Namówił go kolega ze wspólnej wcześniejszej gry Michał Broda. W 1999 roku zaliczył kurs sędziowski. W uznaniu jego zawodniczych zasług przewodniczący Kolegium Sędziów ZPRP Henryk Szczepański umożliwił mu szybszy awans. Po kilku miesiącach sędziowania rozgrywek młodzieżowych w 2000 roku zadebiutował w II lidze, a w 2002 roku w ekstraklasie.

Nie oddawać błędów

Przez 10 lat sędziował w parze z innym byłym zawodnikiem Piotrem Eichlerem z Krakowa, od 2011 roku jego partnerem jest Tomasz Wrona, były młodzieżowiec Hutnika. - Z Tomkiem się dopiero docieramy - podkreśla, mając na myśli niezbędne dla duetu sędziującego mecz zgranie. Pytany o podział ról, odpowiada: - Mamy określone sektory boiska, by sobie nie wchodzić w paradę. Najgorsze bowiem, co się może przytrafić sędziom, to podjęcie dwóch różnych decyzji w ocenie tej samej sytuacji.

Na szczeblu centralnym (ekstraklasa, I, II liga i Puchar Polski) przesędziował około 200 spotkań. Przekonuje, że nie da się sędziować bezbłędnie: - Ważne, by nie mylić się w jedną stronę. I nie oddawać błędów, bo to nakręca ich spiralę.

Głuchy na jedno ucho

Jak próbować uniknąć pomyłek? - Największą sztuką jest "wejść w mecz" i się wyłączyć. Sędzia powinien być głuchy na jedno ucho, to od strony ławki rezerwowych - mówi obrazowo, nie ukrywając, że zdarzało mu się opuszczać boisko pod ochroną. To, że wcześniej był zawodnikiem, bardzo pomaga mu w nowej roli. - Potrafię przewidzieć, jak się zachowa zawodnik, bo sam nim byłem. Łatwiej mi zrozumieć jego odczucia, emocje. To pomaga mi w sędziowaniu i byciu zaakceptowanym przez graczy - dodaje.

Wielkim przeżyciem było dla niego sędziowanie w meczach Azotów Puławy, w których grał jego wielki poprzednik w Hutniku Nowakowski. - To był bardzo impulsywny zawodnik, ale się dogadywaliśmy. Czasami starał się coś mi zasugerować, jednak po meczu było "cześć" i "do widzenia" - opowiada. W ubiegłym tygodniu sędziował mecz Powenu Zabrze, w którym występuje jego były kolega z re- prezentacji Mariusz Jurasik.

Tylko w kraju...

Zrobił szybko karierę sędziowską, bo został arbitrem, mając zaledwie 25 lat. Gdy ktoś ją zaczyna po "30", to praktycznie nie ma szans na przebicie się. A on mógł przebić się nawet na salony międzynarodowe. Taka propozycja wyszła ze strony ZPRP już w 2002 roku. Z Eichlerem ustalili jednak, że nie będą się starać o status arbitrów międzynarodowych. - Tymi są głównie nauczyciele, ludzie mający wolne zawody lub prowadzący własną działalność gospodarczą, czyli mający możliwości, by wyjeżdżać na mecze w środku tygodnia czy na turnieje trwające łącznie ze szkoleniem nawet trzy tygodnie. My na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Ryczałty są porównywalne z polskimi, nie rekompensowałyby więc nam utraconych w pracy zarobków - mówi, nie kryjąc żalu, że to jego kolejne sportowe niespełnienie.

Marzenie o hicie

Jakie ma więc marzenia jako sędzia? Poprowadzić mecz dwóch największych klubowych potęg w polskim męskim handballu Wisły Płock i Vive Targi Kielce. - To największa nobilitacja w naszym środowisku. Mam nadzieję, że uda mi się tego doświadczyć - marzy, choć zdaje sobie sprawę ze skali ciśnienia i presji, na jaką są skazani sędziujący taki hit, oraz z jego medialnej otoczki.

Jego 16-letnia córka Alicja trenuje siatkówkę w Gimnazjum nr 46, a 11-letni syn Jakub piłkę nożna w Akademii Sportowej Progres Jerzego Dudka. Sam nadal widzi siebie w sporcie. Ma 39 lat, sędzią można być do "50", a delegatem związkowym do 66. roku życia. Wszystko więc jeszcze przed nim...

Jerzy Filipiuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski