Grzegorz Rosiński z otwartymi oczami i komiksową dziewczyną FOT. ANDRZEJ BANAŚ
- Jak się Pan czuje, oglądając wystawę własnych prac komiksowych?
- Nigdy nie lubiłem wystaw. Rysowałem do druku. Wystawą jest dla mnie książka stojąca w witrynie księgarni. Rysunki są prezentem, który daję publiczności. Dlatego trochę żałuję, że prace ukryto pod szkłem. Uważam, że należałoby je po- dotykać (śmiech).
- Na wystawie w Mandze oglądamy 1000 prac, które pokazują, jak bardzo wszechstronnym jest Pan rysownikiem i malarzem.
- Każdy komiks jest jak kobieta - ma inny charakter. Za każdym razem staram się odnajdywać nowe środki wyrazu, nie zamykam się w obrębie jednego stylu. Gdybym rysował tak samo, uznałbym to za moją klęskę. Lubię proces uczenia się, stwarzania, dochodzenia. Osiągnięcie w czymś doskonałości jest równoznaczne ze śmiercią. Nie ma też nic bardziej efemerycznego niż moda. Dlatego zawsze starałem się tworzyć uniwersalną klasykę.
- Ale nie zrezygnował Pan z rysowania słynnej serii komiksów o Thorgalu, nawet gdy niedawno odszedł wieloletni scenarzysta Jean Van Hamme.
- Jean się wypalił, nie miał już nowych pomysłów. Ja też długo myślałem o tym, by odejść razem z nim. Czułem zresztą takie naciski. Zachowałem się więc przewrotnie i zostałem. Cieszę się z tej decyzji, bo skompletowaliśmy znakomity zespół. Tworzenie Thorgala ciągle mnie cieszy.
- Nie dziwi Pana, że "Thorgal" nie został jeszcze zekranizowany przez europejskie kino?
- Rozmowy na ten temat prowadzimy od dawna, czuwa nad nimi mój syn Piotr, który jest również kuratorem wystawy w Mandze. Zgodzę się tylko wtedy, gdy będzie szansa na stworzenie kina na światowym poziomie, takiego jak na przykład serial "Gra o tron". Chciałbym mieć nad tym dziełem pewną, a nie pełną, kontrolę. Nie jestem filmowcem, więc nie zamierzam się we wszystko wtrącać. Uważam, że "Szninkiel" jest również znakomitym materiałem na film.
- Czy może Pan zdradzić, kiedy mogłaby powstać adaptacja komiksu?
- Nie, ponieważ nie zostało w tej kwestii nic ustalone. Są problemy z prawami autorskimi.
- Rozmawiamy w muzeum Manggha. Zapytam zatem, co sądzi Pan o japońskim komiksie, czyli mandze?
- To wielka produkcja, działa trochę jak recykling. Tworzy się nowe rzeczy, sprzedaje, potem wyrzuca. Japończycy zemścili się na nas w ten sposób za drugą wojnę...
- Rozumiem, że nie jest Pan fanem mangi... Proszę powiedzieć, w jaki sposób Pan tworzy. Słynie Pan z bardzo bogatych w detale kadrów.
- Patrzę na zdjęcie, potem zamykam oczy i tworzę impresję na ten temat. Kopiuję obrazy z mojej wyobraźni. Proszę nie wierzyć w to, co rysuję, nie zawsze trzymam się ściśle realiów historycznych. Proszę to odczuwać.
- A co Pan czuje, patrząc na swoje prace?
- Nigdy nie interesowało mnie to, co jest na obrazku, ale technika, w jakiej został wykonany. Proponuję też za dużo nie opowiadać o moich pracach. Na nie trzeba patrzeć.
Rozmawiał RAFAŁ STANOWSKI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?