Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zanim dopadł ją jazz, Banaszak śpiewała same słodkie piosenki

Rozmawia Marek Zaradniak
Robert Wolański
Śmieszy ją kobiety, które kamuflują swój wiek. Bo od tego lat przecież nie ubywa. – A jeśli komuś ma przeszkadzać, że nie jestem już podlotkiem, to przecież jego, a nie mój problem – mówi piosenkarka Hanna Banaszak, która w tym roku świętuje 40.lecie obecności na scenie

– Słuchamy Pani od 40 lat. Zawsze chciała być Pani artystką?

–Nie miałam takich planów. Podśpiewywałam sama sobie po cichu i delektowałam się dźwiękami i harmonią zasłyszaną w radiu Luxemburg. Byłam wrażliwa na muzykę od wczesnego dzieciństwa. Długo nie przychodziło mi do głowy, że sama mogę śpiewać. Nawet wtedy, gdy już zaczęłam występować, przez jakiś czas sądziłam, że to tylko zabawa.

– Na początku śpiewała Pani z Piotrem Żurowskim. Jak doszło do tej współpracy ?

–Przypadek. Kolegowałam się z Piotrem w szkole podstawowej i gdy nadarzyła się kiedyś towarzyska okazja, zaśpiewałam mu nieśmiało drugi głos. Piotr zaproponował duet. Trwało to jednak krótko. Szybko zostałam porwana przez innych muzyków.

– I zdecydowała się Pani na jazz.

– To raczej jazz zdecydował się na mnie. W tamtym czasie muzycznie całkowicie poddawałam się przypadkowi. Dopiero po paru latach sama zaczęłam wybierać. Także elegancko odmawiałam. A zatem po krótkiej współpracy w duecie, gdyż nieoczekiwanie zdarzyło mi się wystąpić z zespołem jazzowym Sami Swoi, koledzy szybko zaproponowali mi wspólne granie.

– Zawsze sięgała Pani po ambitne, dobrze napisane piosenki polskie. Przypadek?

– Dość dobrze znam swój język ojczysty, dlatego najchętniej się w nim poruszam. Poza tym zawsze stawiałam sobie wysoko poprzeczkę, co się kłóciło z wszelkiego rodzaju pójściem na łatwiznę. Już w młodości szybko się zorientowałam, że takie podejście jest w życiu ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące. Staram się zatem ciekawie dobierać repertuar, rozwijać się przy tym i z uprawiania mego zawodu zyskiwać coś także dla siebie.

– Pod koniec lat siedemdziesiątych pojawiła się Pani w Opolu. Jak z perspektywy ocenia Pani ten festiwal?

– Kiedyś jego oprawa była skromna, a artyści najwyższej próby. Dziś mam wrażenie, że jest odwrotnie. Poza nielicznymi wyjątkami, przerost formy nad treścią na festiwalu w Opolu szczególnie rzuca mi się w oczy. Czy ten festiwal jest potrzebny? Pewnie tak, bo wciąż gromadzi odbiorców, ale mnie już od dawna nie wciąga. Wieje od niego smutną wesołkowatością.

– Ma Pani ulubionych kompozytorów i tekściarzy?

–Przed laty uwielbiałam Koftę, ale upłynął szmat czasu, zdążyłam już poruszyć prawie wszystkie istotne treści i teraz szukam młodego, zaskakującego mnie myślenia. Nie jest to łatwe, choćby dlatego, że poza samym tematem oczekuję profesjonalnego warsztatu. Kompozytorzy to podobna sprawa. W muzyce szukam obszarów, jakich jeszcze nie dotknęłam. Wszelkiego rodzaju podobieństwa do moich poprzednich wyborów słabo mnie już inspirują.

– Nie lubi Pani ulegać modzie. Dlaczego?

– Interesuje mnie indywidualizm i ponadczasowość, a nie wplatanie się w rzesze podobnych do siebie ludzi. Mam w swoją naturę wpisaną walkę.

– Przełomowe momenty w Pani karierze. Ile ich było?
– Kilka, ale najistotniejsze były chyba dwa. Pierwszy, gdy zdecydowałam się na odejście z zespołu Sami Swoi, drugi, kiedy postanowiłam przestać śpiewać piosenki zalotno-uwodzicielskie. Z zespołem jazzowym w pewnym momencie odcinaliśmy kupony od wciąż powtarzanego repertuaru. Odejście od słodkich piosenek otworzyło mi drzwi do nowych, artystycznych wyzwań i estetycznego prawa przedłużenia scenicznego istnienia.

– Jaki jest Pani stosunek do telewizyjnych show umożliwiających start utalentowanej muzycznie młodzieży?

– W sztuce jest taka zasada, że każda próba skopiowania kogokolwiek jest zaledwie mało znaczącym surogatem. Tylko osobowość prawdziwie się tutaj liczy. Gdy ma się głos i muzykalność, łatwo kogoś naśladować. Znacznie trudniej wyrazić coś zaskakującego od siebie. Wie to każdy artysta, który postawił na taką, znacznie trudniejszą drogę. Czy tego rodzaju programy, które głównie nastawione są na odtwórstwo, rzeczywiście pomagają młodym talentom? Moim zdaniem, tylko na złudną chwilę.

– Co by Pani powiedziała tym młodym ludziom?

– Że warto podjąć próbę bycia jedynym w swoim rodzaju. Warto zaryzykować artystyczną odmienność. Jednak niech każdy na swój temat dochodzi do własnych wniosków.

– Hanna Banaszak nie tylko śpiewa, ale także pisze, fotografuje, komponuje. To pasje?

– Wyznaczając sobie różne zadania, urozmaicam sobie życie. Mam sporą wyobraźnię i dużą potrzebę zmian. Nie lubię popadać w rutynę. Powyższymi zadaniami odbiegam na chwilę od zawodowej codzienności, co daje mi dystans i psychiczny odpoczynek.

– Jak odreagowuje Pani stres?

– Stresy wyniszczają człowieka. Staram się je zwalczać wewnętrzną siłą i uśmiechem do każdego nowego dnia. Różnie mi to wychodzi, ale ogólnie sobie radzę.

– Przywiązuje Pani wagę do wieku?

– Śmieszy mnie jego kamuflowanie, bo lata i tak się ma, a od kamuflażu ich nie ubędzie. Raczej zawstydzałoby mnie udawanie, iż jestem młodsza, niż jestem, bo to zdradza lęk przed śmiercią i przemijaniem oraz kompromituje próżnością. Staram się przyjmować życie takim, jakie jest, a jeśli komuś ma przeszkadzać, że nie jestem już podlotkiem, to przecież jego, a nie mój problem.

– Odczuwa Pani popularność na co dzień?

– Już nie. Bardzo pracowałam, aby odzyskać wolność anonimowości. W latach 90. nie mogłam spokojnie przejść ulicą. To było bardzo męczące. Nie należę do osób, które muszą się przeglądać w cudzym zachwycie. Wystarczy, że na koncertach akceptuje mnie publiczność. Potem wracam do zwyczajności, którą sobie ogromnie cenię. Ona daje mi wewnętrzną równowagę i pozwala nie zachłystywać się powierzchownością.

– Ma Pani marzenia?

– To dla mnie zawsze trudne pytanie. Nie wiem... Mało czasu poświęcam marzeniom. Raczej z zaciekawieniem analizuję, co mi przynosi codzienność. Tak wiele od życia dostaję, że marzenia wydają mi się czymś niestosownym... ale może to jakiś mój wewnętrzny problem ? No dobrze, marzę o tym, abym do końca mogła mieć poczucie wolności i użyteczności. Niech wokół mnie wszyscy będą zdrowi i szczęśliwi, a świat niechaj bardziej się skupi na być, niż mieć.

O sobie:

Nie znoszę, gdy mówi się o mnie „gwiazda”! Muszę policzyć w myślach do dziesięciu, aby na taki „tytuł” nie zareagować.
Uważam, że mój zawód jest jednym z wielu innych, równie ciekawych zawodów świata. Najważniejsze, aby uprawiać go rzetelnie. Lubię ludzi, którzy w życiu pracują, walczą, nie poddają się i nie zawisają swym wygodnictwem na plecach innych.

Nie chcę przejmować się krytyką.

Raczej ćwiczę samoakceptację i to mi pozwala nie zwracać uwagi na negatywne opinie. Gdy się zdarzają, tylko przez chwilę im się przyglądam. Po to, by czegoś okropnego w sobie nie przeoczyć. Staram się jednak rozróżniać dobro od zła i próbuję być coraz lepszym człowiekiem... ze skutkiem wciąż jednak marnym, a kiedyś podobno nawet śmiertelnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski