Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW
Gdy już jednak zastartowała, była duża frajda, pod warunkiem, że nie wyszło się z rytmu, bo wtedy trzeba było znowu z trudem ruszać ją z miejsca. Potem zastąpił ją "ruski wynalazek”, froterka elektryczna, którą z kolei trudno było zatrzymać. Gdy wypuściło się ją z rąki – z wielkim hałasem uciekała w nieprzewidywalnym kierunku.
Przez zapach pasty przebijała też woń denaturatu, bo to nim najlepiej czyściło się okna i szyby obrazów, zawsze przed świętami zdejmowanych ze ściany i pieczołowicie czyszczonych. Pachniały także świeżo wyprane firanki i zasłony. Oczywiście, nie żadnym wymyślnym zapachem łąk, oceanu, miodu czy lawendy, ale po prostu mydła czy zwykłego proszku do prania.
Ale najprzyjemniejsze zapachy rozchodziły się po domu już w Wielką Sobotę, kiedy trwały ostatnie kulinarne przygotowania do świąt. W wielkim garnku gotowała się szynka, którą jakimś cudem zawsze udawało się zdobyć, a w piekarniku trwał czar pieczenia ciasta.
Dziś pasta do podłogi stała się zbędna – panele wystarczy "przejechać” mopem. Szynkę, baleron i mniej lub bardziej swojską kiełbasę kupuje się w supermarkecie, a ciasta – w pobliskiej cukierni.
Że takie, przeważnie wyjęte z zamrażarki ciasto nie pachnie? No cóż, pewnie ktoś zaraz wpadnie na pomysł wyprodukowania domowego dezodorantu o zapachu drożdżowej babki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?