Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapiski z podziemia [CZYTNIK]

Włodzimierz Jurasz
Lubisz Krajewskiego? - zapytała mnie swego czasu pewna młoda osóbka, chcąc mi sprezentować kolejną powieść tego niezwykle popularnego autora kryminałów. Było to pytanie z gatunku takich, na które nie ma dobrej odpowiedzi.

Nie mogłem odpowiedzieć, że nie lubię, skoro ładnych parę książek tego autora przeczytałem. Ale nie mogłem też stwierdzić, że lubię, bo pisarstwo Krajewskiego nie należy do takich, które polubić można. Świat jego powieści jest zbyt ponury, pełen niewyobrażalnego okrucieństwa i zła. Jego książki to swoiste zapiski z podziemia, by odwołać się - toutes proportions gardees - do jednej z wersji tytułu słynnej powieści nie kogo innego, jak samego Fiodora Dostojewskiego.

To skojarzenie, nieco może na wyrost, jest jednak uprawnione także na poziomie realiów jego najnowszej powieści, zatytułowanej „Mock. Ludzkie zoo”, opublikowanej właśnie nakładem wydawnictwa Znak. Ta książka, kolejna z serii opowiadającej o przygodach Eberharda Mocka, detektywa działającego we Wrocławiu (od początków XX wieku, kiedy Wrocław był jeszcze niemieckim Breslau, po lata 50.) rozgrywa się w roku 1914, między innymi w tajnych kazamatach, piwnicach oraz tunelach rozciągających się pod miastem.

Klasyczne powieści detektywistyczne, określane swego czasu mianem „czarnych kryminałów” (Dashiell Hammett - „Sokół maltański”, Raymond Chandler - „Żegnaj, laleczko”) to przy powieściach Krajewskiego opowieści dla pensjonarek. Weźmy chociażby listę zjawisk opisywanych w „Ludzkim zoo”: niewolnictwo, tortury, nierząd, pedofilia, zoofilia, upiorne eksperymenty naukowe na ludziach, sadyzm. Do tego afrykańska demonologia, fauna i choroby. Nie wspominając nawet o takich banałach, jak skorumpowana władza, walka wywiadów, porwania, zemsta czy zdrada. Do walki z organizatorami tego ewidentnie ostatniego kręgu piekła (choć oczywiście Marek Krajewski może jeszcze wymyślić coś gorszego…) staje w pojedynkę wspomniany Eberhard Mock, wygrywając dzięki pomocy takoż nieprzebierających w środkach przypadkowych znajomych - choć w tej walce nie obeszło się bez ofiar, tak przypadkowych, jak działających po stronie dobra.

Przyznam się więc, że mam z pisarstwem Krajewskiego problem. Jako się rzekło, chętnie go czytuję, chociaż z niejakim zawstydzeniem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że świat bywa (jest?, może być?) taki, jak opisywany w jego książkach, co lekturę czyni jeszcze bardziej szokującą. Tym niemniej zastanawiam się, czy przypadkiem tego typu literatura w pewien sposób nie psuje czytelnika, nadmiernie oswajając go z - naprawdę przerażającym - Złem.

Dlatego nie jest tak, abym do lektury powieści Krajewskiego zachęcał albo i zniechęcał. Uczulam tylko potencjalnych czytelników, że uczynią to na własną odpowiedzialność. I ostrzegam, że jeżeli któryś z czytelników się przy „Ludzkim zoo” zrelaksuje, będzie to o nim świadczyć nie najlepiej…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski