WOJCIECH ŻYDZIK. Po 18 miesiącach leczenia kontuzji wrócił do piłki ręcznej i jest silnym punktem Siódemki Chełmek
18-letni Wojciech Żydzik jest rozgrywającym, zazwyczaj występującym na lewym skrzydle. W konfrontacji przeciwko Grunwaldowi musiał jednak wystąpić po przeciwnej stronie. - To dlatego, że nie było z nami Jakuba Fidyta, którego wezwały obowiązki reprezentanta kraju - przypomina Wojciech Żydzik. - Starałem się go godnie zastąpić. Myślę, że mi się udało. Rzuciłem 9 goli, ale satysfakcja byłaby pełna, gdybyśmy wygrali. Tym razem się nie udało.
To właśnie Żydzik rzucił na 140 s przed końcem bramkę dającą Chełmkowi kontakt na 28-29. - Było to bardzo podobne spotkanie do tego, jakie rozegraliśmy tydzień wcześniej, także u siebie, przeciwko Zagłębiu Sosnowiec, zakończonego naszym zwycięstwem 27-26 - przypomina zawodnik. - Tym razem zabrakło nam szczęścia, a może zimnej głowy. Kiedy mieliśmy rywala na wyciągnięcie ręki chcieliśmy zbyt szybko doprowadzić do remisu. Wiadomo, że pośpiech jest złym doradcą. Jeden z kolegów zgubił prostą piłkę i dostaliśmy bramkę. To rywale zachowali spokój, zwłaszcza jeden dziarski 50-latek, który kierował grą przeciwników. To właśnie taka siła spokoju potrzebna jest w końcówce meczu, kiedy ważą się jego losy. Nam kogoś takiego zabrakło, ale myślę, że wstydu w konfrontacji z Grunwaldem nie przynieśliśmy, a i na przyszłość wyciągniemy wnioski z tej lekcji.
Chełmecki rozgrywający dysponuje potężnym rzutem. W każdym meczu kibice są tego świadkami. Jak zdarzy mu się trafić w słupek, to wydaje się, że bramka po prostu się rozpadnie. - Wiem, że w hokeju na lodzie uderzone przez zawodników krążki osiągają zawrotne prędkości. Jednak mój rzut też jest niczego sobie - śmieje się Wojciech Żydzik. - Pewnie, że do strzału hokeisty to mi brakuje, ale pamiętam, że raz na kadrze Polski też dokonywano pomiarów prędkości rzuconych przez zawodników piłek i mój wynik był imponujący. Dokładnych cyfr jednak nie pamiętam.
Przy wadze 90 kg musiał zostać rozgrywającym. - Pamiętam, że zazwyczaj ciągnęło mnie do ofensywy, co czasem mi wytykano, do właśnie siłą uderzeniową nadrabiałem braki w defensywie - wspomina zawodnik. - Jednak w tym sezonie staram się także wypełniać zadania defensywne, stając się zawodnikiem bardziej uniwersalnym.
Początki w Libiążu
Jak wszyscy chłopcy pochodzący z Chełmka swoją przygodę z piłką ręczną rozpoczynał w MUKS Żak Libiąż. - Jak każdy chłopiec chciałem się najpierw sprawdzić w futbolu, więc zapisałem się do KS Chełmek, ale szybko dostrzegłem, że nie mam do tego talentu - podkreśla z uśmiechem zawodnik. - Szukałem dla siebie jakiejś alternatywy, bowiem sport bardzo mnie pociągał i tak w szóstek klasie szkoły podstawowej trafiłem do szczypiorniaka i tak już zostało.
Dostrzeżony talent
Błyskotliwie rozwijający się talent Wojciecha Żydzika zaowocował nie tylko powołaniem do reprezentacji Polski juniorów starszych, ale także przeprowadzą do Szkoły mistrzostwa Sportowego w Gdańsku. - Zameldowałem się tam we wrześniu 2009 roku - wspomina chełmecki rozgrywający. - Przyznaję, że początki były trudne. Nie boję się ciężkiej pracy, ale trening w "szkółce" to zupełnie coś innego niż praca w klubie. Nauka podporządkowana jest pod sport. Dużo było zajęć fizycznych, więc w zderzeniu z taką rzeczywistością przyznaję, że miałem trudne chwile.
Debiut przeciwko Słowacji
Reprezentacyjny debiut zaliczył w turnieju nadziei olimpijskich na Słowacji. - W międzynarodowym debiucie rzuciłem 5 goli. Takie rzeczy się pamięta - wspomina zawodnik. - Zebrałem za swój występ wiele pochlebnych recenzji. Bardzo miło wspominam też wyprawę do Paryża i choć przegraliśmy z Francją trzema bramkami, to rzucając w tym spotkaniu cztery bramki także przyczyniłem się do dobrej oceny swojego występu.
W reprezentacji Polski zaliczył 10 spotkań. Jednak pewnie dnia wszystko pękło niczym bańka mydlana.
Pechowa "trzynastka"
- Tę datę zapamiętam także do końca życia - wspomina Wojciech Żydzik. - 13 kwietnia 2010 roku, na treningu w Malborku, podczas zgrupowania reprezentacji Polski przed mistrzostwami Europy, nabawiłem się groźnej kontuzji. Nawet nie pamiętam jak to się stało, ale konieczna była rekonstrukcja więzadeł krzyżowych w kolanie. Zastanawiałem się, czy jeszcze uda mi się wrócić do czynnego uprawiania sportu. Przeszedłem 18-miesięczną rehabilitację. Na parkiet wróciłem dopiero pod koniec sierpnia, przed debiutem zespołu w II lidze. Pewnie dlatego na początku nie czułem się dobrze i z pewnością nie prezentowałem się takiego stylu, jaki kibice pamiętali przed moją kontuzją. Jednak uważam, że każdy mecz działa na moją korzyść. Ostatnie dwa mecze przeciwko ligowym faworytom, czyli Zagłębiu Sosnowiec, w którym zdobyłem 5 goli oraz Grunwaldowi Ruda Śląska, pokazują, że jestem na dobrej drodze.
Chęć powrotu do wysokiej formy sprawia, że zawodnik wszystko podporządkowuje treningowi. - Pewnie dlatego nie mam czasu na dziewczyny, przynajmniej na razie. Na razie zapisuję nową kartę sportową - kończy z uśmiechem zawodnik.
JERZY ZABORSKI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?