Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zasłużony sukces Tunezji

Redakcja
Antoni Piechniczek po piłkarskim Pucharze Narodów Afryki

Triumf drużyny grającej najbardziej po europejsku

Antoni Piechniczek po piłkarskim Pucharze Narodów Afryki

Triumf drużyny grającej najbardziej po europejsku

   Przez trzy tygodnie w Tunezji odbywał się piłkarski Puchar Narodów Afryki. Przypomnijmy, że zwyciężyli w nim gospodarze przed Maroko, Nigerią i Mali.
   Jednym z pilnych obserwatorów turnieju był nasz znakomity trener, dwukrotnie prowadzący reprezentację Polski, a w latach 1987-1989 także drużynę narodową Tunezji, Antoni Piechniczek. Poprosiliśmy go o skomentowanie zakończonej w sobotę imprezy.
   - Jak Pan przyjął triumf Tunezji?
   - Z olbrzymią radością i satysfakcją, bo kibicowałem jej od początku turnieju, ale i dlatego, że jako organizatorzy mistrzostw ponieśli duże koszty, wybudowali piękny stadion. W poprzednim turnieju nie wyszli nawet z grupy. A jak gospodarz szybko odpada z rywalizacji, to jest to sportowa tragedia dla turnieju.
   - Co zdecydowało o końcowym sukcesie gospodarzy?
   - Tunezyjczycy byli najrówniej grającym zespołem. W każdym meczu to do nich należała inicjatywa w grze. Są najbardziej po europejsku grającym zespołem z Afryki. Mistrzostwa zakończyły się sukcesem północnej Afryki. Po raz pierwszy bowiem w historii tego turnieju zdarzyło się, że w finale zagrały dwa zespoły z basenu Morza Śródziemnego.
   - Nierzadko się zdarza w mistrzowskich turniejach, że finał bywa mniej ciekawy od na przykład półfinałów...
   - Ja finał oglądnąłem z dużą przyjemnością. Szybko strzelona przez Tunezję bramka "ustawiła" mecz, ale Maroko po ładnej bramce doprowadziło do remisu i gra stała się ciekawsza. Dopiero przy stanie 2-1 większość kibiców była już pewna, że Maroko nie stać będzie na odrobienie straty.
   - Jak Pan ocenia postawę innych czołowych drużyn?
   - Jak się z mistrzowskiej imprezy wraca z medalem - jak to było w przypadku Nigerii - to można się czuć rozliczonym, choć na pewno liczyła ona na co najmniej "srebro". Jakimś przegranym okazał się obrońca tytułu Kamerun, który także liczył na więcej niż tylko ćwierćfinał. Największym rozczarowaniem była postawa Senegalu, który był rewelacją ostatnich mistrzostwa świata w Korei Południowej i Japonii, gdzie w inauguracyjnym meczu ograł ówczesnego mistrza świata Francję, a w meczu z Danią strzelił najpiękniejszą - według powszechnej opinii - bramkę. Trudno powiedzieć, dlaczego grał tak słabo, czy spowodowała to zmiana trenera czy może za krótkie przygotowania do turnieju.
   - Czy triumf Tunezji pomoże jej w staraniach o prawo organizacji finałów mistrzostw świata w 2010 roku?
   - Moim faworytem w wyścigu o tę imprezę jest - ze względu na swą zamożność - Republika Południowej Afryki. Przyznanie prawa organizacji mistrzostw Tunezji - leżącej nad Morzem Śródziemnym - byłoby fantastyczną sprawą dla kibiców europejskich, którzy mogliby popłynąć promem, polecieć samolotem. Mieliby po prostu blisko. Także aura nie przeszkodziła by im zbytnio. Wyprawa do RPA to już byłby jednak duży problem.
   - Od lat mówi się, że zdobycie medalu na mistrzostwach świata przez którąś z afrykańskich drużyn to tylko kwestia czasu. Podziela Pan ten pogląd?
   - Jestem zwolennikiem piłki europejskiej. Jeśli Afrykanie nie zdobyli do tej pory medalu w mistrzostwach świata, to tylko nabierają szacunku dla europejskiego futbolu. Nie przejmowałbym się więc tym problemem. Na pewno jednak afrykańska piłka czyni postępy.
   - Jaka jest ona w porównaniu do europejskiej?
   - Jest inna. Ma - tak bym to nazwał - więcej finezji taktycznej, aczkolwiek drużyny starają się grać mądrze, rozsądnie. Piłkarze są bardzo sprawni ruchowo, szybcy i dynamiczni, często wykorzystują w grze swą tężyznę fizyczną, stąd dużo było kartek. Więcej jest jednak indywidualnych popisów, może właśnie poza Tunezją, na której grze widać było rękę francuskiego trenera Rogera Lemerre’a.
   - Porównywał Pan obecną reprezentację Tunezji do tej, którą sam prowadził?
   - W Tunezji są fantastyczne obiekty, bardzo pomaga państwo. Na futbol kładzie się bardzo duży nacisk. To ma przełożenie na wyniki. Ja miałem reprezentację złożoną z bardziej utytułowanych zawodników, obecna stanowi za to większy kolektyw. Gra w niej dwóch moich podopiecznych z Esperance Tunis - za mojej drugiej bytności w Tunezji - stoper Jaidi i kapitan drużyny Badra, który nie grał w finale z powodu kartek. Z kolei asystent Lemmerre’a, Nabil Malull, był moim zawodnikiem w Esperance i reprezentacji, gdy pracowałem w Tunezji pod koniec lat 80.
   - Pan nie miał okazji prowadzić Tunezji w Pucharze Narodów Afryki. Dlaczego?
   - Gdy objąłem drużynę narodową, to eliminacje do tej imprezy już się kończyły, a gdy z niej odchodziłem, to się dopiero zaczynały. Byłem z nią natomiast na igrzyskach olimpijskich w Seulu.
   - Zapewne turniej w Tunezji oglądał Pan bardzo pilnie.
   - Tak, w Eurosporcie. I trochę żal, że publiczna telewizja nie znalazła pieniędzy na tę imprezę. Nie wierzę, że nie można było kupić praw do pokazania choćby półfinałów i finału. Gdy Adam Małysz trochę słabiej skacze, kibice na pewno chętnie oglądnęliby taki turniej. Dziwię się też, że Polski Związek Piłki Nożnej nie wysłał żadnego obserwatora czy trenera do Tunezji. To tylko dwie godziny lotu...
Rozmawiał: JERZY FILIPIUK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski