Zawał pod Giewontem i upadek w jaskini

Piękna pogoda w górach skusiła wielu ludzi do wędrówek. Na wezwanie ratowników nie trzeba było długo czekać.

– Pierwsze dostaliśmy o dziwo nie z Tatr, ale z Babiej Góry, gdzie zasłabł turysta. Gdy mieliśmy go już na pokładzie śmigłowca, dostaliśmy informację o innym nieprzytomnym mężczyźnie na szlaku na Giewont, powyżej przełęczy w Grzybow­cu – mówi Edward Lichota, zastępca naczelnika Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Gdy ratownicy na pokładzie helikoptera dotarli do turysty, nie dawał oznak życia. Nic nie dała reanimacja prowadzona najpierw przez dwóch przygodnych turystów (okazali się lekarzami), ani też użycie defibrylatora przez załogę śmigłowca. Mężczyzna zmarł na szlaku. To 60-letni turysta z Francji.

Chwilę później ratownicy dostali kolejne wezwanie. W jaskini Studnia w Kazalnicy Miętusiej wypadek miała 35-letnia grotołazka z Oświęcimia.

– Kobieta była już w jaskini, jakieś 100 metrów od wejścia, gdy spadła kilkanaście metrów – relacjonował Edward Lichota. Na szczęście była przytomna. Skarżyła się na bóle pleców, co wskazywało na uraz kręgosłupa.

– To nie jest trudna technicznie jaskinia. Są tam jednak wąskie korytarze, gdzie trudno się poruszać, zwłaszcza z osobą na noszach – wyjaśnia Lichota.

Po około pięciu godzinach od wezwania 35-latka na pokładzie śmigłowca trafiła do zakopiańskiego szpitala. Lekarze określili jej stan jako dobry, niezagrażający życiu.