MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zawiodłem się w tym roku na wielu osobach

Redakcja
Piotr Małachowski podczas udanego występu na stadionie krakowskiej AWF Fot. Wacław Klag
Piotr Małachowski podczas udanego występu na stadionie krakowskiej AWF Fot. Wacław Klag
W pierwszym mityngu Diamentowej Ligi w tym sezonie rzucił Pan zaledwie 63,59 m, w minioną niedzielę w Krakowie już 67,97 m. Pańska forma rośnie bardzo szybko - rozpoczęliśmy rozmowę z Piotrem Małachowskim.

Piotr Małachowski podczas udanego występu na stadionie krakowskiej AWF Fot. Wacław Klag

LEKKOATLETYKA. Rozmowa z dyskobolem PIOTREM MAŁACHOWSKIM, srebrnym medalistą igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata

- Rzeczywiście, to fajny progres, ale początkiem sezonu byłem trochę zaniepokojony. Przez myśl przeszła mi nawet myśl zakończenia sezonu wcześniej, ponieważ rzuty na odległość 63, czy nawet 65 metrów w ogóle mnie nie satysfakcjonują. Nie rzucając regularnie 66 metrów, nie byłoby sensu jechać na mistrzostwa świata do Daegu. Pomyślałem, że po prostu lepiej będzie popracować i zbudować formę na igrzyska olimpijskie. Jednak w Krakowie poczułem się fajnie, bo zobaczyłem, że jestem w stanie daleko porzucać. Ten start i rezultat (drugi w tym roku na świecie - przyp. AG) uświadomiły mi, że jestem mocny.

- Potrafił Pan wykorzystać sprzyjające warunki wietrzne, ale we wcześniejszych mityngach aura także próbowała Panu pomóc. Dlaczego wtedy nie potrafił Pan spożytkować wiatru?

- Po prostu jeszcze nie czułem takiej mocy. Po operacji przepukliny (we wrześniu zeszłego roku - przyp.) oddałem mało rzutów dyskami i brakowało mi czucia w kole. Więcej rzucałem kulkami, a to jednak duża różnica. Niby ten sam ciężar, bo dwa kilogramy, ale przy kulkach jest inne ułożenie dłoni, więc inaczej rozkłada się ciężar, a w konsekwencji środek ciężkości. Zobaczymy, co będzie dalej, bo występ w Krakowie był pierwszym startem na tak wysokim poziomie. Mam nadzieję, że kolejne będą podobne i dzięki temu odzyskam psychiczny spokój.

- Skutki operacji jeszcze Pan odczuwa?

- Ze zdrowiem wszystko jest już w porządku. Fizycznie jestem przygotowany dobrze, ale technika jest słaba. Największy błąd popełniam przy wejściu w obrót - i końcówka automatycznie też jest słaba.

- Na czym ten błąd polega?

- Już przy wejściu w obrót chcę wyrzucić dysk, czyli po prostu spieszę się, brakuje mi cierpliwości. A jak najdłużej muszę "jechać" na lewej nodze - wtedy będzie wszystko dobrze. Na razie, z powodu chaotycznego podejścia, brakuje ułamka sekundy, by dysk nabrał jeszcze większej prędkości.

- To efekt "podpalania się"?

- Zdecydowanie. Napalam się, bo fizycznie czuję się mocny, dysk jest lekki, mówię: "teraz wam pokażę!". Ale co z tego, skoro technika szwankuje, więc przez początkowy błąd w końcówce nie ma odległości. Myślę jednak, że jeśli do kilku kolejnych startów podejdę ze spokojem, to jeszcze coś dorzucę do odległości z Krakowa.

- A może wina tkwi w intensywnej pracy w siłowni? Podobno chwyta się Pan potężnych ciężarów, daje z siebie wszystko, by dźwignąć sztangę.

- Moim zdaniem nie. Po prostu jestem człowiekiem niecierpliwym i chcę wiele udowodnić. Niestety, zawiodłem się w tym roku na wielu osobach, które po operacji mówiły mi, że jestem cienki i tak będzie nadal. Szybko chcę pokazać, jak bardzo się mylą. Ten przerost ambicji z pewnością mi nie pomagał, dlatego w poprzednich mityngach moje wyniki nie powalały na kolana.

- Podczas zawodów na stadionie krakowskiej AWF wspomagał się Pan filiżanką kawy oraz samym cukrem...
- Z tym nie ma problemu podczas każdych zawodów, nawet rangi mistrzowskiej. Zawsze zabieram ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, ale akurat w niedzielę zapomniałem, dlatego poprosiłem kolegę, żeby mi doniósł. Za kawę nie zapłaciłem, więc może "kradziona" bardziej mnie pobudziła (śmiech).

- Niedawno bił się Pan z myślami, jak traktować tegoroczną Diamentową Ligę. W zeszłym roku zwyciężył Pan przecież w klasyfikacji generalnej tego cyklu...

- I uznałem, że podejdę spokojnie. To bardzo ważne mityngi, ale jest wiele składowych, które utworzą na koniec sezonu podium. Dla mnie najważniejszą imprezą w tym roku są mistrzostwa świata w Korei Południowej.

- Teraz przed Panem drużynowe mistrzostwa Europy w Sztokholmie. Z jakimi nadziejami poleci Pan do Szwecji?

- Chciałbym uzyskać wynik na poziomie 66-67 metrów - i wtedy byłoby naprawdę bardzo dobrze. A ten puchar już parę razy wygrałem, więc i tym razem chciałbym zwyciężyć.

Rozmawiał Artur Gac

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski