Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze szedłem swoją drogą i tego nie żałuję

Rozmawiał Mateusz Borkowski
Kompozytor Juliusz Łuciuk
Kompozytor Juliusz Łuciuk Fot. ZKP Kraków
Rozmowa z JULIUSZEM ŁUCIUKIEM, który obchodzi jubileusz 90. urodzin. Dziś o godz. 18 w Filharmonii Krakowskiej odbędzie się prawykonanie jego oratorium „Tryptyk rzymski” (część III).

- Komponuje Pan nieprzerwanie od ponad 60 lat. Dzisiaj wykonane zostanie Pańskie oratorium „Wzgórze wkrainie Moria”, czyli trzecia część „Tryptyku rzymskiego” do słów Jana Pawła II.

- To ukoronowanie mojej twórczości. Wszystkie trzy części to prawie cztery godziny muzyki. Pisząc w2004 roku część pierwszą, czyli „Strumień Boży”, nie sądziłem, że skomponuję jeszcze kolejne.

- Religia, wiara i duchowość to tematy nierozerwalnie związane z Pańską twórczością...

- Wyrosłem w bardzo religijnej rodzinie. Jestem dzieckiem Kościoła. Mój ojciec był organistą na Jasnej Górze, świetnie improwizował. Zamiłowanie do kościelnej melodyki wyniosłem więc z domu. Marek Stachowski określił słusznie, że moje utwory religijne wypływają z potrzeby wewnętrznej. W utworze „Pacem in terris” za pomocą nowatorskich środków oddałem teologiczną treść encykliki Jana XXIII. Z kolei po wykonaniu „Franciszka z Asyżu” Leszek Polony napisał, że to najlepsze oratorium, jakie powstało po II wojnie światowej. Wprowadziłem do muzyki światło. Myślę, że ojciec byłby ze mnie dumny, w końcu imię otrzymałem po Juliuszu Słowackim.

- Zaczynał Pan jako kompozytor awangardowy. Czy czuł się Pan wtedy twórcą eksperymentującym?

- Tak. Wyjeżdżając na Zachód byłem przygotowany na spotkanie z paryską awangardą. Będąc w Paryżu nie chodziłem na wódkę, tylko miałem na wszystko oczy otwarte. Studiowałem u Nadii Boulanger, to byłą wielka postać. Była osobą, która niczego nie narzucała, nakreślała jedynie ogólne perspektywy. Wiedziała, że ten nowatorski nurt paryski niedługo się wyczerpie. Byłem też uPierre’a Bouleza, u którego chciałem się uczyć, ale on nie chciał mieć uczniów i posłał mnie do Maxa Deutscha, ucznia Arnolda Schönberga.

Podczas pobytu na Zachodzie zawadziłem jeszcze o słynne letnie kursy muzyki w Darmstadt, gdzie poznałem Luigiego Nonę i Karlheinza Stockhausena. W latach 60. napisałem wiele nowatorskich utworów na fortepian preparowany takich jak „Lirica di Timbri”, „Pantomima”, „Maraton” i„Passacaglia”. Po powrocie do Polski zacząłem budować swój gmach sztuki. Uważałem, że środki awangardowe wyczerpały się, dlatego jako jeden z pierwszych włączyłem do muzyki współczesnej melodykę. Bo moja twórczość to kolor i melodia. Ja i Penderecki jako pierwsi zaczęliśmy stosować melodię w muzyce współczesnej.

- Mimo wielu sukcesów na konkursach kompozytorskich w całej Europie, jest Pan uznawany za kompozytora krakowskiego. Nie żałuje Pan, że nie zdobył wielkiej sławy?

- Zawsze byłem trochę na uboczu. Wygranymi w konkursach w Vercelli i Monako, torowałem sobie drogę. Nie miałem jednak „pleców”. Popełniłem też jakieś małe grzeszki, które mogły mi zaszkodzić w karierze. Później walczyłem trochę z awangardą, uważałem, że nie można tworzyć muzyki w oderwaniu od tradycji. W1976 roku napisałem genialną operę kameralną „Demiurgos” wg Brunona Schulza, w której rozprawiłem się z rzeczywistością. Niestety nie doczekałem się wersji scenicznej. Zawsze broniłem też słabszych. Muszę przyznać, że sam byłem nieśmiały. To mogło mi zaszkodzić. Nie łączyłem się w żadne grupy, szedłem własną drogą i tego nie żałuję. Miałem też wielki skarb, czyli swoją nieżyjącą już żonę Domicelę. Była polonistką i muzyczką. To był wielki muzyczny talent. Była też świetną organizatorką w szkole muzycznej w Nowej Hucie.

- Nadal mieszka Pan w Nowej Hucie?

- Tak. Dostałem mieszkanie niedaleko Bogusława Schaeffera. Dzięki życzliwym sąsiadom zawsze miałem tam spokój potrzebny dokomponowania.

- Czuje się Pan twórcą spełnionym?

- Myślę, że moje utwory wniosły coś do rozwoju muzyki światowej, ale także i pedagogiki. „Improwizacje dziecięce” na fortepian były hitem, doczekały się wydań w USA i Japonii. Mam obszerny dorobek i uważam, że jestem wielkim kompozytorem [śmiech]. Kilka lat temu skomponowałem dla mojej rodziny trio „Spełnienie”.

- ...która jest rodziną muzyczną.

- Obie moje córki grają w Filharmonii Krakowskiej. Agnieszka jest skrzypaczką, a Joasia wiolonczelistką. Grają tam też moi zięciowie. Z kolei mój wnuk Maksiu, komponuje muzykę jazzową. Może uda nam się napisać utwór o treści kosmicznej.

Juliusz Łuciuk

Studia muzyczne odbył w latach 1947-56 w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie, gdzie studiował kompozycję u Stanisława Wiechowicza i teorię muzyki. Uczył się również muzykologii pod kierunkiem Zdzisława Jachimeckiego na Uniwersytecie Jagiellońskim. W latach 1958-59 odbył uzupełniające studia kompozytorskie u Nadii Boulanger i Maxa Deutscha w Paryżu. Od tamtego czasu, do chwili obecnej, zajmuje się wyłącznie kompozycją. Za swoją twórczość kompozytorską otrzymał liczne nagrody, m.in. srebrny medal na Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim w Vercelli (1960).

">

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski