Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze uśmiechnięty

Redakcja
Simon Wigg (1960 - 2000) Był ulubieńcem tarnowskiej publiczności. Wszyscy podziwiali go za wspaniały styl, technikę jazdy i skuteczność. Ci, którzy mieli z nim bliższy kontakt, mówią o tym, że był niezwykle otwarty i zawsze uśmiechnięty. Perfekcyjnie przygotowany do zawodów, interesujący się sytuacją w zespole, służący pomocą. Starty w zespole Unii Tarnów to tylko wycinek kariery. Czarował swoimi umiętnościami na torach całego świata, od Los Angeles przez Oxford do Adelaidy. Po tytuły i medale sięgał przez 18 lat kariery żużlowca na torze klasycznym, długim i trawiastym. Niestety, Simona nie zobaczymy już na żadnym torze. Ktoś po jego śmierci na jednej z internetowych stron napisał że "...na pewno w lepszym świecie pokonuje już kolejne okrążenia toru, wspólnie z Edwardem Jancarzem lub Australijczykiem Billym Sandersem...".

Pożegnanie mistrza

Pożegnanie mistrza

Simon Wigg (1960 - 2000)

 Był ulubieńcem tarnowskiej publiczności. Wszyscy podziwiali go za wspaniały styl, technikę jazdy i skuteczność. Ci, którzy mieli z nim bliższy kontakt, mówią o tym, że był niezwykle otwarty i zawsze uśmiechnięty. Perfekcyjnie przygotowany do zawodów, interesujący się sytuacją w zespole, służący pomocą. Starty w zespole Unii Tarnów to tylko wycinek kariery. Czarował swoimi umiętnościami na torach całego świata, od Los Angeles przez Oxford do Adelaidy. Po tytuły i medale sięgał przez 18 lat kariery żużlowca na torze klasycznym, długim i trawiastym. Niestety, Simona nie zobaczymy już na żadnym torze. Ktoś po jego śmierci na jednej z internetowych stron napisał że "...na pewno w lepszym świecie pokonuje już kolejne okrążenia toru, wspólnie z Edwardem Jancarzem lub Australijczykiem Billym Sandersem...".
 "Urodzony zwycięzca"- takie zdanie widnieje na jednym z folderów reklamowych Wigga, przeznaczonym dla sponsorów. Po tym, co zrobił w roku 1989, nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Najpierw 22 maja wygrywa finał krajowy w Coventry. Za miesiąc zwycięża w finale Wspólnoty Brytyjskiej, a w sierpniu zostaje po raz drugi mistrzem świata na długim torze. Tym razem w Mariańskich Łaźniach. Zdobywa również pierwszy medal w indywidualnych mistrzostwach świata. 2 września staje na podium, na stadionie Olimpijskim w Monachium jako wicemistrz globu. W decydującym biegu barażowym pokonał swojego rodaka Jeremiego Doncastera. Był gorszy tylko od kolegi klubowego, będącego wtedy w wybornej formie Hansa Nielsena. Szansę na ostateczną wygraną Wigg zaprzepaścił już w pierwszej serii startów, kiedy przyjechał za Niemcami, Karlem Maierem i Gerdem Rissem. W sumie dwa najcenniejsze medale w stolicy Bawarii przypadły zawodnikom Oxfordu. Dwa tygodnie później na Odsal Stadium w Bradford Wigg razem z Jeremym Doncasterem, Paulem Thorpem, Kelvinem Tatumem i Simonem Crossem zdecydowanie wygrywają rywalizację drużynową. Za ich plecami są Duńczycy, Szwedzi i Amerykanie (podczas turnieju doszło do kraksy, która przerwała karierę Erika Gundersena). Anglicy po 9 latach przerwy odzyskują tytuł drużynowych mistrzostw świata. Niejako na deser, jeżdżąc w barwach Gepardów, Wigg "dorzuca" jeszcze pod koniec sezonu tytuł najlepszej drużyny ligi brytyjskiej.
 Rok później, w Herxheim, staje po raz trzeci na najwyższym podium, jako mistrz długiego toru. - Wyprzedził wówczas miejscowych, Karla Maiera i Hansa Otttona Pingela - wspomina te zawody tarnowianin Bogdan Kasiński, wielki sympatyk Anglika. - Cieszył się jak dziecko. Gratulacjom nie było końca.
 Kilka dni później, razem z Kelvinem Tatumem, Garym Havelockiem, Mervinem Coxem i Jeremym Doncasterem ma srebrny medal drużynowych mistrzostw świata w Pardubicach. Zostaje także pierwszym fabrycznym jeźdźcem Jawy (1991). A w kraju, tym razem z plastronem zespołu Bradford, wywalczył Puchar Ligi. Na jednym ze zdjęć w magazynie International Speedway Annual to cenne trofeum ma założone na... głowę.

Wigg w Tarnowie

 Ta sensacyjna wiadomość dość szybko obiegła zużlową brać w naszym mieście. W roku 1992 podpisuje kontrakt z Unią Tarnów. Pierwsze rozmowy w sprawie startów przeprowadzał oddany całym sercem sportowi żużlowemu właściciel jednej z największych kolekcji pamiątek dotyczących czarnego sportu w Europie, Zbigniew Rozkrut: - Przyjechał do Tarnowa w styczniu wspólnie ze swoim przyjacielem Finem Kai Niemi. Po podpisaniu kontraktu, koniecznie chcieli zobaczyć stadion. Pojechaliśmy więc na obiekt, obaj poszli na start. Przyjęli sylwetki, jakby zaraz taśma miała iść w górę, pochylili się, ręce trzymali szeroko jak na kierownicy i analizowali wejście w pierwszy łuk. Potem popatrzyli na siebie, "przybili piątkę" i stwierdzili, że bardzo im się tu podoba. Potem kiedy już startował w meczach ligowych, kiedy przyjeżdżał na stadion, pytał o każdego zawodnika, czy jest zdrowy, czy ma sprzęt przygotowany.
 - Kiedy widziałem go już kilka razy w akcji, pomyślałem, że dobrze byłoby, gdyby jeździł w Unii. - opowiada Kasiński. - W styczniu 1992 roku idę w Tarnowie ul. Krakowską i na wysokości restauracji Bristol spotykam... Wigga, spacerującego wspólnie z Niemi. Obaj właśnie podpisali kontrakty z Jaskółkami. Ucieszyliśmy się z tego spotkania bardzo i spędziliśmy wtedy wspólne popołudnie i wieczór. Potem już widzieliśmy się na każdym meczu, czy to w Mościcach, czy na wyjeździe oraz na innych imprezach w Europie, na jakie jeździliśmy.
 Na pierwszy mecz do Torunia z Apatorem przyleciał awionetką wspólnie z Gertem Handbergiem, Perem Jonssonem. - Wpadł do parkingu, nawet nie patrzył na tor, tylko zapytał, jakie są warunki - wspomina kierownik sekcji Unii, sędzia żużlowy Tomasz Proszowski, który opiekował się nim podczas każdego spotkania. - Poprawił tylko coś przy sprzęcie, wsiadł na motocykl i przegrał jeden bieg z "Długim" Perem.
 Tydzień później zjawił się w Mościcach, na meczu z Yawalem, jednak bez swojego słynnego zielonego kombinezonu, ponieważ cały jego bagaż zaginął gdzieś na lotnisku. W pożyczonej "skórze" podbija serca tarnowskiej publiczności i prowadzi zespół do wygranej. Takich momentów, w historii startów Unii, było jeszcze kilka. Oddajmy głos Tomaszowi Proszowskiemu. - Na próbie toru w Lublinie przed meczem z Motorem zatarł mu się silnik i nie miał rezerwowego sprzętu. Wziął więc "osiołka" od będącego na rezerwie Grzegorza Mroza. W pierwszym starcie jechał fantastycznie. Prowadził bardzo pewnie z będącym wówczas w wybornej formie Hansem Nielsenem i dopiero defekt łańcucha odebrał mu pewne punkty. W kolejnych wyścigach również na tym motocyklu jechał bardzo dobrze.
 Profesjonalizm Anglika widać było na każdym kroku: - Prowadził bardzo szczegółowe notatki - mówi Proszowski. - Na jakim torze jeździł, na jakiej nawierzchni, jak miał przygotowany silnik, jakie przełożenie. Ponieważ sprzęt miał w Tarnowie, więc kilka dni przed meczem wysyłał do klubu faks, w którym pisał, jak mechanicy mają przygotować mu silnik. Jechaliśmy na jeden z meczów wyjazdowych; nie chcę w tej chwili mówić gdzie i Simon napisał, że jeden z zawodników powiedział mu, żeby na ten tor użyć jednej z części, która jest w "szkółkowej" jawie 897. Ta "magiczna" drobnostka miała tak zmienić charakterystykę silnika, że będzie bardzo dobrze pracował na tym torze. Oczywiście nie pomylił się.

Derby w Rzeszowie

 Najbardziej chyba jednak utkwił w pamięci kibicom mecz derbowy w Rzeszowie. Spotkanie zaplanowano na godzinę 11.00 (!!!). Tarnowianie czekali na Wigga do ostatniej chwili, bo ten dzień wcześniej jeździł w Niemczech i musiał w ciągu 11,5 godziny przejechać ponad 1000 kilometrów. Anglik wpadł na stadion tuż przed upływem czasu zezwalającego na zgłoszenie do startu. Przebrał się obok samochodu i z marszu wykonał próbę toru. Następnie już w pierwszym wyścigu "wykręcił" długo nie pobity rekord obiektu. Zdobył 13 punktów i poprowadził zespół do prestiżowego zwycięstwa 48-42. Znów Tomasz Proszowski: - Po meczu, kiedy wszyscy byliśmy przygotowani do wyjazdu ze stadionu, on nadal stał w parkingu rozdając dzieciom autografy. Powiedziałem więc, żeby się pakował, bo jedziemy na wspólną kolację. A on odpowiedział: - Poczekajcie, ja tu jeszcze pracuję. To jest moja popularność za wasze pieniądze. Zobacz, to są dzieci, które jeszcze przychodzą na mecze za darmo. Ale żeby za parę lat przyszły i zapłaciły za bilet, muszą teraz czuć się docenione i ważne. Kiedy zakochają się w żużlu, wówczas przyjdą na stadion i przyprowadzą swoje dzieci. Wtedy klub będzie miał pieniądze, żeby mnie zatrudnić. Jeżeli jednak zostaną dziś odtrącone, nie przyjdą. Nie będzie kasy w klubie, a więc ja i moi koledzy nie zostaniemy zatrudnieni i nie będziemy mieli z czego żyć.
 Po raz ostatni w Tarnowie wystąpił 11 października 1992 r. Na zakończenie sezonu Unia zmierzyła się z Apatorem Toruń. W meczu był remis 45-45, a nasz bohater zdobył w sześciu biegach 14 punktów i 2 bonusy.

Nowotwór

 Na początku 1999 roku startuje w zawodach z cyklu Masters Series w Australii. Niespodziewanie zaczynają się kłopoty zdrowotne. Dostaje ataków epilepsji. Musi wycofać się ze sportu, także uprawianych dla własnej przyjemności sportów wodnych i jazdy na nartach. Wraca do Europy.
 28 marca w Oxfordzie, dzień po meczu Anglia - Polska na Wembley (1-3) odbywa się wielkie pożegnanie Mistrza z torem. Są najlepsi zawodnicy, przyjaciele i wierni kibice. Wygrywa wówczas Greg Hancock. Ale to nie jest ważne. Ważna jest atmosfera, jaką wszyscy stworzyli, startujący, przyjaciele i kibice, którzy oklaskiwali i podziwiali go przez lata. Zawody obserwował również wielki sympatyk sportu z Tarnowa Krzysztof Jakubek: - Po imprezie każdy, kto chciał, mógł do Simona podejść i złożyć mu życzenia, wręczyć upominek. Chętnych było wielu. Kiedy przyszła moja kolej, przypomniałem mu się, przekazałem życzenia od kibiców z Tarnowa, był mile zaskoczony. Prosił, żeby pozdrowić wszystkich, którzy o nim pamiętają.
 Miał szansę na kolejne tytuły i medale. Niestety, wspaniała kariera została brutalnie przerwana. Ostatnie dwa lata walczył z chorobą. W kwietniu lekarze wydali wyrok: nowotwór i maksymalnie 30 dni życia. Był wśród nas 7 miesięcy dłużej. Zmarł rano, 15 listopada, dokładnie miesiąc po swoich 40. urodzinach. Uroczystości pogrzebowe z udziałem najbliższych przyjaciół z toru i rzeszy fanów odbyły się w miniony poniedziałek (27 XI).
 Niestety, Simon nie będzie mógł już opowiadać swoim przyjaciołom w Tarnowie o swoich sukcesach i planach. Wszystkim, którzy go znali i podziwiali pozostały tylko wspomnienia i zdjęcia. Zdjęcia zawsze uśmiechniętego Wiggiego, z pucharem ligi brytyjskiej założonym odwrotnie na głowę, jadącego na torze w przebraniu pluszowego niedźwiedzia czy karmiącego z butelki Martina Dugarda.
 Taki pozostajesz w sercach i pamięci wszystkich.

PAWEŁ PAWŁOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski