MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Boniek: Blattera mało kto akceptuje

Sebastian Staszewski Polsat Sport, polsatsport.pl
Zbigniew Boniek nie głosował na Seppa Blattera, bo prezydent FIFA złamał dane ludziom słowo
Zbigniew Boniek nie głosował na Seppa Blattera, bo prezydent FIFA złamał dane ludziom słowo SZYMON STARNAWSKI
Rozmowa. W FIFA trwa One Men Show. Wszystko zaczyna i kończy się na Seppie Blatterze - mówi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek.

Jest Pan zaskoczony wyborczym triumfem Josepha Blattera, który na kolejne cztery lata rozsiadł się w fotelu prezydenta FIFA?

Nic a nic. Po pierwsze: wiadomo, że Blattera nie jest łatwo pokonać; po drugie: w FIFA rządzi demokracja, a większość to kraje afrykańskie i azjatyckie, które - jeśli Blatter wygrywa - mają określone korzyści. Trzecia sprawa jest taka, że Europa, która chciała zmian, przedstawiła kandydata, który o futbolu nie wiedział zbyt wiele.

Książę Ali Bin al-Hussein Pana nie przekonał?

No wie Pan, jego potencjał nie rzucał na kolana.

Federacje europejskie, o których Pan wspomniał, a które chciały zmian, odbiły się od ściany, mimo iż w futbolu znaczą najwięcej. Dlaczego?

Europa faktycznie znaczy najwięcej, ale głównie ekonomicznie i prestiżowo. Jeśli chodzi o głosy, ma ich niewystarczająco i oczywiście uważam, że powinna mieć więcej do powiedzenia. Inna sprawa, że Europa wciąż nie mówi jednym głosem.

Może brakuje jej silnego lidera? Kiedy Pan zaczynał prezesurę w PZPN, związek był organizacją, która również potrzebowała gruntownych przemian, reform, także wizerunkowych. Czy jest dziś ktoś, kogo stać na wprowadzenie w FIFA nowych, transparentnych rządów?

Wszystko można odmienić, ale jeden człowiek nie jest w stanie tego zrobić. Chce Pan porównywać FIFA do PZPN? Proszę bardzo. Twarz i wizerunek człowieka, który promuje pewne przedsięwzięcie, są ważne, ale do zmian potrzeba sztabu ludzi, planów, polityki. Boniek ma idee, ale Boniek się konsultuje, Boniek rozmawia, dyskutuje. Resztę realizują jego ludzie czy związki wojewódzkie, bo nic się nie zmieni tylko dlatego, że Boniek jest Bońkiem. W FIFA natomiast trwa One Men Show. Wszystko zaczyna i kończy się na Blatterze. Jestem przekonany, że on chciałby zrobić jeszcze wiele rzeczy, ale nie jest już akceptowany przez nikogo, oprócz tych, którzy oddają głosy w sali.

Może Blatter jest po prostu niepokonany i zrezygnuje dopiero, kiedy FIFA mu się znudzi?

Aby pokonać Blattera trzeba używać potężnych armii. W każdym jego geście widać, że mówi: "FIFA to ja". On ją kocha, popiera, lubi, pewnie siedzi tam w sobotę, niedzielę, w święta. Chce tam zostać i na razie mu się to udaje.

W tak trudnej sytuacji jak dziś, nie był chyba nigdy.

To prawda. Przed nim najtrudniejsza kadencja w jego życiu. Lata lecą, energii coraz mniej, a problemów coraz więcej. Kiedy FBI się za coś zabiera, to nie zostawia tego w połowie drogi. Jak zabrali się za Armstronga, to skończyło się skandalem i tu może być podobnie. Kłody pod nogami pana Blattera dopiero wylądują. Jako członek FIFA chciałbym, aby ta organizacja budziła szacunek i zaufanie, ale wszyscy wiemy, że tak nie jest. Mówią, że FIFA jest skorumpowana, dokumenty zbierają się w teczkach. Sam Blatter nie ma jednak wciąż zarzutów…

On cały czas stara się wszystko tłumaczyć. Próbuje to robić w każdym wystąpieniu. Jako ojciec "rodziny" jest za nią odpowiedzialny. W tym gadaniu nie widziałem jednak żadnego pozytywnego programu na przyszłość, a jedynie odbijanie zarzutów, które stawia świat zewnętrzny. W FIFA zaczęła się permanentna gra w obronie - aby jakoś dociągnąć do końca. Jeśli chcesz zwyciężać, musisz jednak atakować. Z obrony może wyjść co najwyżej bezbramkowy remis, a remis w tym wypadku to brak rozwoju.

Uważa Pan, że burza dopiero się zaczyna? Mistrzostwa świata w Rosji i Katarze budzą coraz więcej negatywnych emocji.

Te dwa mundiale wciąż będą budzić kontrowersje. Blatter po cichu dążył do tego, aby turnieje rozegrano właśnie w tych dwóch krajach, a nikt nie był w stanie temu zapobiec. Dlaczego? Moje zdanie w tej kwestii się nie liczy.

A może powinno? To political fiction, ale gdyby Pana przyjaciel, prezydent UEFA Michel Platini dał Panu wsparcie i zaproponował start w wyborach na prezydenta FIFA to…

Chyba Pan źle spał. Polityka piłkarska i FIFA w ogóle mnie nie interesują. Ja jestem człowiekiem, który lubi jechać o 7 rano na Stadion Narodowy i pół godziny spacerować po trawie sprawdzając, czy jest gotowa. Lubię wybrać się na mecz juniorów, na niższe ligi. Do polityki się nie nadaję. Mogę to wykluczyć jednoznacznie. Ewentualnie biorę pod uwagę, że kiedyś mógłbym zasiąść w Komitecie Wykonawczym UEFA. Tam są trochę inne zadania.

Nie głosował Pan na Blattera. Dlaczego?

Z prostej przyczyny: złamał dane ludziom słowo. I to wypowiedziane w sposób oficjalny!

Chodzi Panu o to, że na Kongresie FIFA w 2011 roku ogłosił, że zaczyna się jego ostatnia kadencja?

Powiedział wtedy: "Tu już nic się nie zmieni. Mam 74 lata i kończę moją misję". A jak kończyła się kadencja, zmienił zdanie i stwierdził, że jego mandat wygasa, ale misja - nie. W końcu oświadczył, że jest do dyspozycji. Miał odejść, a właśnie rozpoczął piątą kadencję. Kiedy coś się obiecuje, należy dotrzymać słowa. Teraz Blatter stracił dobrą okazję, aby odejść.

Czy jego pozostanie będzie miało wpływ na polski futbol?

Dla nas nie ma wielkiego znaczenia, czy prezydentem będzie Sepp Blatter czy książę Ali Bin al-Hussein. Na koniec jest to oczywiście system naczyń połączonych i wszyscy muszą iść w tym samym kierunku, a jeżeli jeden element zaczyna funkcjonować fatalnie, to zaczyna się efekt domina, ale my nad Wisłą żadnych ruchów tektonicznych nie odczujemy.

Sukcesem Blattera jest zwycięstwo w kolejnych wyborach FIFA, a zwycięstwem Bońka jest finał Ligi Europy?
To sukces nas wszystkich - PZPN, kibiców. Każdy Polak pozytywnie nastawiony do życia powinien czuć dumę z tego, jak zorganizowaliśmy ten mecz. Teoretycznie odpowiadała za to UEFA, ale za każdym razem, gdy pojawiał się jakiś problem, ludzie z federacji zwracali wzrok w stronę pracowników PZPN. Mówili: "help, help". Mogę powiedzieć, że to my wykonaliśmy gros roboty. W Zurychu Platini złożył mi nawet gratulacje i powiedział, że to był najlepiej zorganizowany mecz w ostatnich dziesięciu, piętnastu latach.

Kiedy pojawiła się informacja, że Warszawa zorganizuje finał LE, a Pan zaczął mówić o tym jako o sukcesie, pojawiły się głosy, że zamiast myśleć o rozwoju naszej piłki, zajął się Pan organizacją eventów: wspomnianego finału, mistrzostw Europy U-21…

Głosy? Ile? Cztery, pięć. To desperacki głos kilku wilków w puszczy. Czy normalni ludzie kręcą nosem, kiedy organizujemy poważne imprezy? To może zaraz zacznijmy narzekać, że w Polsce będą mistrzostwa Europy w siatkówkę, w piłkę ręczną. To jest retoryka sfrustrowanych ludzi.

Narzekać na pewno nie może Grzegorz Krychowiak, który nie tylko wygrał Ligę Europy, i to w Warszawie, ale nawet zdobył bramkę w wielkim finale!

W takich momentach jesteśmy dumni z naszej polskości. Grzegorz był jednym z najlepszych piłkarzy w tym meczu. Dzięki zwycięstwu Sevilli lepiej w piłkę grać nie będziemy, ale zaczną nas szanować. Przy stole nie będziemy dalekimi krewnymi, ale równymi tym największym. To naprawdę istotne.

Murawa, po której biegali piłkarze Sevilli i Dnipro, zostanie na Narodowym do 13 czerwca?

Tak. Na spotkanie z Gruzją piłkarze wyjdą na świetnie przygotowaną płytę.

Czyli nie ma obaw, że murawa będzie w takim stanie, jak podczas finału Pucharu Polski?

To niemożliwe, aby w XXI wieku wszyscy musieli chuchać i dmuchać na trawę. Stadion Narodowy ma chęć, aby zrobić wszystko dobrze, my płacimy ogromne pieniądze, a na końcu wszyscy drżą o to, czy płyta będzie nadawać się do grania. To niepoważne! Nie możemy pokazywać światu, że mamy stadion za kilka miliardów, a na nim jest pastwisko. Tylko się tym ośmieszamy. Dlatego wyciągniemy wnioski i wierzę, że takie sytuacje, jak z finału Pucharu Polski, się nie powtórzą.

Jak istotne będzie dla nas spotkanie z Gruzją?

To mecz klucz. Jeśli nie wygramy, to wkopiemy się w tarapaty. Gruzja to nie jest zespół na poziomie Liechtensteinu czy Gibraltaru. Co prawda to drużyna od nas słabsza, ale taka, która potrafi kontratakować, ma dobrych napastników. Czasami wychodzą jej wielkie mecze, potrafią napędzić stracha faworytom. To, co było w Tbilisi, a więc wygrana 4:0, musi zniknąć z naszych głów. Piłkarze powinni wyobrazić sobie, że grają nie z Gruzją, a z Niemcami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski