Pasjonatowi Dankowice brakuje już tylko punktu do utrzymania się w IV lidze bielskiej
- Muszę powiedzieć, że nieźle zamieszaliśmy w rozgrywkach - przyznaje trener Pasjonata Janusz Marzec. - W pierwszych sześciu kolejkach wiosny zrobiliśmy tylko 6 punktów, co po zsumowaniu jesiennego dorobku dawało nam 17 "oczek". Wszyscy postawili na nas "krzyżyk", ustawiając w jednym szeregu z Lędzinami, Pszowem, Rudą Śląską, czyli przeznaczonymi do spadku. Tymczasem nikt nie zakładał, że pokonamy u siebie Koszarawę, czy na wyjeździe AKS Mikołów, Victorię Jaworzno, Unię Racibórz, czyli konkurencją do walki o utrzymanie. W kolejnych spotkaniach zrobiliśmy 16 punktów - podkreśla Janusz Marzec.
Z matematycznych wyliczeń wynika, że Pasjonatowi wystarczy zdobyć w ostatnich 3 meczach jedynie punkt i utrzymanie ma zapewnione. - Depczące nam po piętach Grunwald Ruda Śląska i Górnik Pszów mogą teoretycznie zdobyć po 6 punktów. Jednak Grunwald w sobotę wyjeżdża do zajmującego 3. miejsce Rogowa natomiast Pszów podejmuje Koszarawę, lidera rozgrywek Na pewno oba zespoły będą zachowywać siły na ostatnie spotkanie, kiedy w Rudzie Śląskiej dojdzie do bezpośredniej konfrontacji między nimi. Zwycięzca zajmie 14. miejsce, czyli będzie walczył w barażach o utrzymanie. Jednak będzie bliski zachowania ligowego bytu, bo ekipy z "ogona" drugiej grupy, w każdej kolejce notują dotkliwe porażki. Nam jednak potrzeba punktu i mamy spokój - podkreśla trener Marzec.
Gdyby jednak Pasjonat zremisował u siebie ze Skoczowem, musiałby w ostatnich spotkaniach zdobyć przynajmniej 3 punkty. - Nie powiedziałbym, byśmy zlekceważyli skoczowian - uważa Janusz Marzec. - Zagraliśmy bez Tomka Bierońskiego natomiast Świderski wyjechał na turniej z żaczkami. Byliśmy zatem osłabieni. Był to mecz z gatunku tych do pierwszego trafienia. Nam się udało i zgarnęliśmy pełną pulę - dodaje trener Marzec.
Zwycięski gol padł w kontrowersyjnych okolicznościach. Goście utrzymywali, że ich bramkarz był faulowany. - Sam byłem bramkarzem, więc po ulewie, jaka przeszła przed meczem nad stadionem, nie odważyłbym się łapać piłki, decydując się na piąstkowanie - wyjaśnia Janusz Marzec. - Golkiper rywali wypuścił piłkę, więc Bieszczad strzelił. Sędzia mógł gwizdnąć drobne przewinienie, ale tego nie zrobił, zachowując się jak angielscy arbitrzy. Zresztą w ostatnich 20 minutach graliśmy w osłabieniu. Rywale mogli to wykorzystać, ale strzałami z dystansu niewiele mogli wskórać - kończy Janusz Marzec.
(zab)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?