W ciągu ostatnich kilku miesięcy koalicja PO-PSL w małopolskim sejmiku dwukrotnie przeżywała kryzys. Pod koniec ubiegłego roku, gdy zmieniano marszałka (Marka Sowę, który został posłem, zastąpił Jacek Krupa) oraz w tym miesiącu, gdy dwójka radnych (Barbara Dziwisz i Kazimierz Czekaj) zagroziła odejściem z klubu PO. Ani razu politycy PiS nie podjęli próby rozmontowania koalicji PO-PSL i przejęcia władzy w regionie.
- Cały czas jesteśmy otwarci na rozmowy o koalicji w Małopolsce. Ze wszystkimi, dla których obecny układ się wyczerpał - podkreśla Andrzej Adamczyk, szef PiS okręgu krakowskiego, minister infrastruktury i budownictwa. Pytany, kiedy zostaną podjęte zdecydowane działania, zaznacza, że nie chodzi o wyrwanie kogoś z PO lub PSL, tylko o pewność, że stworzona koalicja nie będzie chwilowa, lecz dotrwa do końca kadencji sejmiku, a więc przez 2,5 roku.
Lokalni działacze PiS nie kryją, że aktywność ich partii w negocjacjach politycznych jest mizerna. - To zrozumiałe, że premier Beata Szydło i minister Andrzej Adamczyk, którzy są liderami naszej partii w Małopolsce, nie mają czasu na prowadzenie takich rozmów. Ale też nikt nie został przez nich upoważniony do działań zmierzających w kierunku stworzenia koalicji z PSL, które tylko czeka na nasze zaproszenie - opowiada działacz małopolskiego PiS.
- Rzeczywiście, nie widać parcia na takie zmiany - potwierdza dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego przyczyn takiej sytuacji można upatrywać choćby w tym, że obecnym liderom PiS, którzy jeszcze bardziej wzmocnili swoje pozycje w regionie dzięki funkcjom w rządzie, nie zależy na budowaniu wewnątrzpartyjnej konkurencji. Z drugiej strony istnieje też możliwość, że w obliczu „wojny na górze” PiS zwyczajnie nie ma czasu zająć się regionami.
Ale nie da się też ukryć, że trudno wskazać osobę, która mogłaby zostać marszałkiem z nominacji PiS. Nie widać też nikogo, kto by przejawiał takie ambicje. Gdy PO wybierała na marszałka Jacka Krupę, PiS zgłosiło szefa swojego klubu w sejmiku Witolda Kozłowskiego, ale z góry było wiadomo, że przegra głosowanie. Sam kandydat PiS stanął w szranki bardziej z powodu konieczności politycznej niż rzeczywistej chęci objęcia roli gospodarza w regionie.
- Brak takiej osoby pokazuje, jak krótka jest ławka w PiS - ocenia Jarosław Flis. I przypomina, że gdy 1,5 roku temu wybierano w PiS kandydata na prezydenta Krakowa, ostatecznie został nim Marek Lasota, który wtedy był jeszcze radnym sejmiku z PO. I nie miał za bardzo konkurentów w lokalnym PiS. - Nie ma też parcia ze strony młodych, bo zostali wchłonięci do gabinetów ministrów - dodaje dr Flis.
Taka sytuacja jest wygodna dla liderów… PO. Choć partia przeżywa głęboki kryzys, mnożą się spory i konflikty personalne, szefowie partii mogą je ignorować, bo nie ma zagrożenia, że PiS zamierza podkupić niezadowolonych działaczy partyjnych ani ludowego koalicjanta. - Tak możemy dotrwać do końca kadencji i wygląda na to, że nasi liderzy wierzą, iż po raz kolejny jakimś cudem uda im się utrzymać u władzy w Małopolsce - żali się działacz PO.
">Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?