Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zderzenie czołowe

Redakcja
Donald Tusk nie musiał podwyższać wieku emerytalnego. Mógł powiedzieć tak: Polska starzeje się w takim tempie, że żaden rząd nie będzie mógł być nadal gwarantem wypłat emerytur.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Trzeba więc pójść tropem reformy Buzka i uznać raz na zawsze, że każdy ma tyle emerytury, ile sobie zebrał w ciągu życia ze składek, a to, kiedy zechce z nich skorzystać, będzie wyłącznie kwestią jego wyboru. W polskim kryzysie demograficznym takie konsekwentne „urynkowienie” emerytur byłoby, owszem, odważne, ale logiczne. Premier mógł przedstawić też inną logikę: w OFE uzbieramy za mało, aby móc mówić w przyszłości o przyzwoitych emeryturach. W takim razie w ogóle nie warto podtrzymywać tego systemu, tylko przyjąć niewielką, równą dla wszystkich i płaconą z podatków emeryturę minimalną. Taki model niedawno sugerowali politycy PiS, ale – jak się zdaje – brak im konsekwencji, aby przedłożyć potrzebne ustawy.

Tusk jednak postąpił jeszcze inaczej. Postanowił przejąć na rzecz zadłużonego po uszy budżetu choć część składek płaconych dotąd do OFE i w ten sposób państwo na powrót wzięło odpowiedzialność za naszą starość. Zresztą ku powszechnemu zadowoleniu. W Europie nie jesteśmy wyjątkiem: lubimy wierzyć, że najłatwiej wyciągnąć pieniądze od rządu, nawet bankrutującego. Jak dotąd tylko Grecy mają okazję, aby odkryć iluzję owej wiary. Ale w polityce jedne decyzje zazwyczaj rodzą niechcianą konieczność dalszych. Rosnącą niespójność i perspektywę ponownego bankructwa państwowego systemu emerytalnego można by jeszcze z biedą ukryć przez rok czy dwa. Ale nie przez następne cztery lata drugiej kadencji Tuska! Za cztery lata byłoby już całkiem jasne, że: po pierwsze – nowe państwowe emerytury są żebracze, po drugie – że mimo to rosną w nieskończoność długi ZUS-u, po trzecie – że spadająca aktywność zawodowa Polaków przekształca „zieloną wyspę” w obszar zagrożony recesją. Bankructwo systemu emerytalnego pod rządami Tuska musiałoby stać się centralną kwestią wyborów 2015 roku. Trzeba więc było działać. Zwłaszcza wobec presji rynków finansowych oraz podjętych zobowiązań z „sześciopaku” i Paktu Euro Plus. Taka jest geneza niezwykłego, drugiego expose premiera Tuska. Niezwykłego, bo poświęconego niemal w całości kwestii emerytalnej, którą w ten sposób sam premier zdefiniował jako główne wyzwanie dla swojej drugiej kadencji.

Od tej chwili było jasne, że Tusk musi się zderzyć z PSL-em. Zderzenie czołowe nastąpiło właśnie w ostatni wtorek, gdy Tusk i Pawlak zerwali rozmowy i odwołali konferencję prasową. Dla PSL zaczęła się gra o status i polityczną powagę partii i jej prezesa. Od dłuższego czasu wystarczy słuchać posła Kłopotka, by wiedzieć, że PSL-owi nie odpowiada polityka Tuska w sprawie katastrofy smoleńskiej, Niemiec, Kościoła, Unii Europejskiej, kryzysu fiskalnego, konfrontacji z PiS-em i postawienia Kaczyńskiego przed trybunałem. Że nie podziela też expose co do emerytur wiejskich, mundurowych i sędziowskich. Krótko mówiąc – że PSL nie zgadza się z rządem niemal w niczym, ale jak przychodzi co do czego głosuje w zasadzie jak trzeba, zgodnie z logiką tzw. przystawki. Jeśli więc PSL zostałoby zlekceważone także w sprawie, której Tusk przypisał numer 1 w hierarchii ważności, to Pawlak stałby się ostatecznie figurantem, a stronnictwo bezideową i apolityczną spółką, zapewniającą na każdych warunkach posady swojej nomenklaturze. Ludowcy nie mogli więc nie pójść na tę wojnę.

Rozsądek podpowiadałby, że Tusk wie o tym i tak opracował taktykę, aby umożliwić PSL-owi wejście w spór, wywołanie napięcia i kompromis. Być może tak właśnie jest i obserwujemy jedynie polityczne theatrum, o znanym – w każdym razie premierowi – finale. Tym bardziej że warunki stawiane przez PSL są racjonalne: tzw. emerytury cząstkowe mają mieć pokrycie w składkach, a nagradzanie kobiet, które – mówiąc językiem Pawlaka – „zaangażowały się w budowę liczebności następnych pokoleń”, też jest logiczne, skoro to demografia jest przyczyną całego kłopotu. Ale nie sposób wykluczyć także hipotezy całkiem odmiennej. Od jakiegoś czasu Tusk wyraźnie ulega skłonnościom bonapartystycznym i testuje granice osobistej władzy. Takim testem była głośna i nieudana próba ominięcia konstytucyjnych wymogów utworzenia rządu po wyborach, arbitralne jednoosobowe decyzje w sprawie umowy ACTA, Paktu Fiskalnego czy wojny z biskupami. Jeśliby premier Tusk faktycznie mniemał, iż jego wola bezwarunkowego podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat z istoty nie podlega kompromisom, to Polskę czekałby dłuższy kryzys polityczny, zaś samego Tuska – poważne rozczarowanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski