Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrowie Polaków czy zyski kopalń? Oto zasadnicze pytanie do polityków

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
grafika: Wiktor Łężniak
Kontrowersje. Smog duszący przez większość stycznia Kraków i Małopolskę zabił lub wkrótce zabije setki osób i pogorszy stan zdrowia tysięcy kolejnych. Szpitale zapełniły się ofiarami zatrutego powietrza. Władza ma szansę to zmienić. Jeśli znów nie ulegnie węglowemu lobby.

Od wtorku codziennie piszemy o smogu duszącym Kraków i Małopolskę. Dziś czas na podsumowanie i wskazanie głównych winowajców. Otóż od co najmniej trzech lat górnicze lobby blokuje każdą próbę wprowadzania w Polsce norm jakości na węgiel i kotły grzewcze.

PRZECZYTAJ KOMENTARZ MARKA BARTOSIKA: Żaden wiatr smogu nie zlikwiduje

Co z tego, że samorządy, z Krakowem na czele, wydają grube miliony z publicznych funduszy na wymianę starych pieców. Stan powietrza wciąż się pogarsza, a zatruwających atmosferę kopciuchów wręcz przybywa! Kupują je nawet zamożni krakowianie, stawiający domy po 800 tys. zł. Mogą tak czynić z powodu braku norm. Kopciuchy stanowią więc aż 60 proc. montowanych w kraju kotłów. To kuriozum na skalę europejską.

Organizacje zatroskane o zdrowie Polaków walczą o ustanowienie przepisów - choćby takich, jak w Czechach - ale węglowi lobbyści nadal są silniejsi. Chcą, by polskie kopalnie, jako jedyne w Europie, mogły wciąż sprzedawać gospodarstwom domowym zasiarczony i zapopielony urobek. Milion ton mułów i flotów traktowanych na świecie jako odpad nadający się wyłącznie do utylizacji.

Powód jest prosty. Chodzi o wielkie pieniądze - na węglu sprzedawanym drobnym odbiorcom kopalnie zarabiają na czysto około miliarda złotych rocznie. Ale to jedna strona medalu. Druga jest taka, że według resortu zdrowia koszty leczenia chorób związanych z zanieczyszczonym powietrzem w samej Warszawie wynoszą 16 mld zł rocznie. W Krakowie są jeszcze wyższe.

Polskie domy spalają 9 mln ton węgla kamiennego rocznie, czyli według GUS - 13 proc. krajowego zużycia. Emitują przy tym aż 53 proc. pyłów zawieszonych i 87 proc. chorobotwórczych substancji unoszących się w powietrzu. To kilka razy więcej niż wszystkie elektrownie węglowe i fabryki razem wzięte - wynika z oficjalnych danych Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami. Politycy, od prawa do lewa, doskonale o tym wiedzą.

W 2014 r., gdy Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, iż z powodu smogu co roku umiera przedwcześnie 45 tys. Polaków, a małopolskie i śląskie miasta wylądowały na czele europejskiego rankingu miejscowości o najgorszym powietrzu, eksperci alarmowali, że jedynym rozwiązaniem są normy na węgiel. W tej sytuacji kierowany przez Janusza Piechocińskiego (PSL) resort gospodarki zlecił opracowanie norm Instytutowi Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu. Naukowcy zaproponowali, by węgiel spalany w domach, szkołach, szpitalach itp. nie mógł zawierać więcej niż 0,6 proc. siarki i 10 proc. popiołu. Ministerstwo uległo jednak naciskom śląskich i małopolskich kopalń. Przy takich przepisach nie sprzedałyby swego urobku klientom indywidualnym, bo mają węgiel kilka razy bardziej zapopielony i zasiarczony.

- Dobrze, że jestem świeżo po kursie pierwszej pomocy WOŚP, bo dzięki temu uratowałem córkę, która przeszła wczoraj w smogu kilkaset metrów z przystanku i straciła przytomność na schodach domu - opowiada Jan, kierowca busa z podoświęcimskiej Brzezinki.

Smogowe choroby

- Przyjmuję o połowę więcej pacjentów niż zwykle. Zgłosiło się wiele osób, u których leki przestały działać. Mają zaostrzenie chorób - mówi prof. Ewa Czarnobilska, kierownik Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Nie ma wątpliwości, że to z powodu smogu. Sezonowe infekcje też mają cięższy przebieg.

Ludzie skarżą się na zaostrzenie astmy oskrzelowej (duszności, kaszel napadowy, suchy), ale również zaostrzenie atopowego zapalenia skóry (u dzieci wypryski alergiczne na odsłoniętych częściach ciała, szczególnie na policzkach), zapalenie spojówek, do tego - katar, również u osób nieuczulonych, jako efekt drażniącego działania pyłów. Dochodzą do tego dużo częstsze zapalenia dróg oddechowych.

Potwierdza to Natalia Adamska-Golińska, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. - Obserwujemy wzrost zachorowań na schorzenia dróg oddechowych. Na szpitalnym oddziale ratunkowym przyjmowanych jest m.in. więcej dzieci z zapaleniami krtani, oskrzeli czy płuc. I tak jest każdej zimy.

Krakowski Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II jest w pełni obłożony. Pod opiekę lekarzy trafiają m.in. pacjenci z zaostrzonymi objawami przewlekłej obturacyjnej choroby płuc.

Normy są konieczne!

Dyżurujący przy szpitalnym łóżku córki Jan, podobnie jak wielu sąsiadów, też ma problemy z oddychaniem, zwłaszcza wieczorami. Niemal wszyscy sąsiedzi palą węglem, przeważnie kiepskiej jakości. Polska jest jedynym krajem Europy, w którym nie ma na to paliwo żadnych norm jakościowych, a w składach opału można kupić muły i floty traktowane w cywilizowanym świecie jako odpady. Kupuje je i spala co dziewiąte gospodarstwo w Polsce.

Dotychczasowe programy walki z tym zjawiskiem, polegające głównie na dotowaniu przez samorządy i państwo wymiany starych kopcących pieców na nowe, są kosztowne i kompletnie nieskuteczne. - Wymieniamy za grube pieniądze parę tysięcy trujących kotłów, a ludzie montują w tym czasie kilka razy więcej nowych kopciuchów - mówi Andrzej Guła z Krakowskiego Alarmu Smogowego. Tak jak inni eksperci jest w stu procentach pewien, że to się nie zmieni, dopóki używanie kopciuchów nie zostanie, wzorem innych krajów, zakazane i rząd nie wprowadzi jednocześnie sensownych norm jakości węgla.

- Musi temu towarzyszyć kompleksowy program wsparcia dla osób najbiedniejszych. Trzeba im pomóc ocieplić domy oraz wymienić kotły i instalacje, bo nie będzie ich stać na przejście na lepszej jakości węgiel lub inne źródła energii - zastrzega lider KAS.

- To paradoks, że w Polsce zużywa się tyle węgla, a jesteśmy ostatnim krajem unijnym, w którym nie ma norm jakości tego paliwa - zauważa dr Daria Kulczycka, ekspert Konfederacji Lewiatan. Przypomina, że o wprowadzeniu norm mówi się od lat. I wszystkie próby zostały utrącone przez węglowe lobby. Najodważniejszą podjął w 2014 r. resort gospodarki kierowany wówczas przez Janusza Piechocińskiego z PSL.

- Tak naprawdę nie chodziło o zdrowie Polaków, tylko o wyeliminowanie z rynku węgla rosyjskiego, którego import wtedy rósł - przypomina ekspert. Na północ i wschód kraju trafiało nawet 8 mln ton zza Uralu, gdy całe polskie zużycie to 72 mln ton. Gospodarstwa domowe spalają 9 mln ton.

- Nasze kopalnie twierdziły, że węgiel z Rosji jest zasiarczony i zapopielony, więc wprowadzenie norm jakości wydawało się świetnym sposobem na zablokowanie importu. Okazało się jednak, że rosyjski węgiel jest lepszy od większości naszego - mówi dr Kulczycka.

Piechociński zlecił opracowanie norm jakości - ściśle związanemu z branżą górniczą - Instytutowi Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu. - Prikaz mieliśmy jasny: zablokować Ruskich. Okazało się to jednak niemożliwe - wspomina pracownik instytutu.

- Nie ma takich parametrów technicznych, które pozwoliłyby wyeliminować węgiel rosyjski, nie uderzając w polski surowiec - tłumaczył dr hab. Piotr Sobolewski, szef IChPW.

Węglowe lobby górą

Instytut opracował normy ekologiczne dla węgla spalanego w gospodarstwach domowych, szkołach i szpitalach. Zaproponował, by paliwo takie nie mogło zawierać więcej niż 0,6 proc. siarki i 10 proc. popiołu. - Przy wyższych normach będziemy się nadal truć - wyjaśniał Sobolewski, zastrzegając, że gorszej jakości węgiel będzie można nadal bez problemu sprzedawany elektrowniom, ciepłowniom, fabrykom, bo one mają filtry wychwytujące siarkę, pyły i inne zanieczyszczenia.

Tłumaczył, że wprowadzenie norm leży w interesie górnictwa. - To jest walka o być albo nie być węgla. Jeśli nie wprowadzimy norm jakości, to więcej miast pójdzie w ślady Krakowa i zakaże palenia węglem w domach. Jeśli węgiel nie będzie spełniał norm, za kilka lat społeczeństwo kopnie go w d… - przekonywał na portalu WysokieNapięcie.pl.

Kiedy jednak resort przedstawił projekt rozporządzenia zawierającego proponowane przez instytut normy, w kopalniach zawrzało. Najsilniej protestowały położone na pograniczu Śląska i Małopolski zakłady Tauronu („Janina” w Libiążu i „Sobieski” w Jaworznie) oraz lubelska Bogdanka. Lament rozległ się też w podoświęcimskim „Piaście” (w Bieruniu) oraz lędzińskim Ziemowicie.

- Najbardziej zdziwił nas protest Tauronu, bo teoretycznie koncern ten posiada własne kopalnie po to, by zaopatrywać w węgiel swoje elektrownie i elektrociepłownie, jak Jaworzno III, Łaziska, Łagisza, Siersza. Nic by na normach nie stracił; wszystkie te zakłady mają filtry i mogłyby dalej palić gorszym węglem - opowiada nam były pracownik resortu.

Brudny interes

Okazało się jednak, że Tauron oferuje część urobku indywidualnym odbiorcom i dobrze na tym zarabia. Ceny węgla dla zawodowej energetyki, ustalane w wieloletnich kontraktach, w oparciu o ceny światowe, oscylują wokół 100-150 zł za tonę (czyli często poniżej kosztów wydobycia), tymczasem ceny najgorszych sortów dla gospodarstw domowych zaczynają się od 200 zł. Tzw. sortymenty średnie „chodzą” po 500 zł, a za grube - kostkę czy orzech - trzeba zapłacić 650 zł.

„Jeśli proponowane w rozporządzeniu normy wejdą w życie, to węgiel z zakładów Tauron Wydobycie zostanie praktycznie w całości wyeliminowany z rynku” - napisał do ministerstwa ówczesny prezes spółki. Identyczny wydźwięk miały pozostałe protesty.

Czy PiS sobie poradzi?

Minister Piechociński dał za wygraną i wybrał... smog. Żeby chronić zarobek kopalń, resort zaproponował, by węgiel dla odbiorców indywidualnych mógł mieć 1,2 proc. siarki i aż 50 proc. popiołu! Z tego samego powodu utrzymał możliwość sprzedaży gospodarstwom domowym najgorszych sortów, w tym tzw. mułów, odpowiedzialnych za jedną trzecią trucizn w polskim powietrzu.

Walka o cywilizowane normy jakości węgla trwa. Rząd PiS wyrzucił do kosza pomysły poprzedników i od ponad roku pracuje nad własnymi. Jak informuje biuro prasowe Ministerstwa Energii, projekt rozporządzenia o normach jakości węgla ma być gotów do końca marca, a „obrót węglem nie spełniającym tych norm stanie się niemożliwy”.

Jakie to będą normy? Nie wiadomo. Kiedy wejdą w życie? Najwcześniej „w sezonie grzewczym 2017/2018”. Ekolodzy obawiają się jednak, że pod wpływem lobby węglowego ministerstwo ograniczy się do podzielenia węgla na kilkanaście grup w zależności od wielkości ziaren. Mariusz Kozłowski z resortu przekonuje jednak, że pod uwagę wzięte zostaną także „właściwości chemiczne, m.in. zawartość siarki, kaloryczność, zawartość części lotnych”.

Równocześnie podległe wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu Ministerstwo Rozwoju opracowuje normy na kotły. Prawdopodobnie piece ładowane ręcznie nie będą mogły emitować więcej niż 60 mikrogramów pyłu na metr sześcienny, a automatyczne - 40 mg. W praktyce w sprzedaży zostałyby tylko niskoemisyjne kotły najwyższej, tzw. V klasy.

- Jesteśmy zdeterminowani, by to rozporządzenie przygotować jeszcze w tym roku i jak najszybciej wprowadzić w życie - zapewnia Jadwiga Emilewicz, wiceminister rozwoju rodem z Krakowa.

Współpraca Iwona Krzywda

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski