Ks. Krzysztof Mądel SJ: SŁOWO NA NIEDZIELĘ
To spotkanie miało wyglądać zupełnie inaczej. Oni znali Go od dziecka i mieli za swojego, więc nie potrzebowali cudów ani uzdrowień. Przywykli do Niego tak, że teraz bez trudu mogli dostrzec każdą różnicę. On również ich znał, modlił się za nich, wiedział, że czekają na innego Mesjasza niż ten, który naprawdę miał do nich przyjść, ale byli blisko, znacznie bliżej niż ci, którzy nie chcieli czekać. Chciał im wyjaśnić, że wcale nie muszą szukać daleko.
Dla uczniów to miała być ostatnia lekcja przed rozesłaniem na misje. Widzieli cud na weselu w Kanie i tłumy zasłuchane w przypowieści, asystowali przy uzdrowieniach, słyszeli krzyk zła ustępującego z sumień i ciszę po nagle zakończonym sztormie, więc teraz przyszedł czas na spokojną rozmowę. Jezus zabrał ich w rodzinne strony, do niewielkiego Nazaretu, gdzie mógł bez trudu rozmówić się z każdym. Chciał im pokazać, jak można mówić o zbawieniu najbliższym.
Niestety, nawet tu zdziwienie wzięło górę nad chłodnym rozumem, ba, okazało się mocniejsze od starych przyjaźni. Na wieść o tym, że na Mesjasza nie trzeba już czekać, bo właśnie przyszedł, mieszkańcy Nazaretu zaczęli się przyglądać Jezusowi ze zdziwieniem, które zupełnie wytrąciło ich z równowagi. Marek używa tu czasownika ekplésso, który obejmuje bardzo różne stany emocjonalne, od łagodnego zdumienia aż po nastroje bliskie paniki. Łukasz bardzo dokładnie opisuje narastanie tego specyficznego zdumienia, które końcem końców Jezus mógł przypłacić życiem. Zgorszeni mieszkańcy Nazaretu chcieli go zrzucić ze skały. Najbardziej ich zdumiało jednak nie to, że Jezus przedstawił się im jako Mesjasz zapowiedziany przez proroka Izajasza, ale przede wszystkim to, że zaczął porównywać ich zdumienie do buntu, który niszczy wewnętrzny spokój potrzebny modlitwie i w konsekwencji oddala od Boga. Mieszkańcy Nazaretu poczuli się podwójnie obrażeni. Po pierwsze, za to, że Jezus do nich przyszedł tak zwyczajnie jak zawsze, bez żadnych cudowności, a po drugie, dlatego że spodziewał się po nich więcej niż od innych. Dziwili się tak, jakby nie chcieli być jego rodakami, sąsiadami zza płotu, najbliższą rodziną, a tęsknili za czymś wielkim i spektakularnym, nad czym można by się wzruszyć, westchnąć i zapomnieć.
Jezus także się temu wszystkiemu dziwił, ale inaczej niż oni. Marek używa tu czasownika thaumádzo, w którym nie brak życzliwości i admiracji. W rodzinnym Nazarecie spotkał starych znajomych rozżalonych teraz niczym wygnańcy z raju. Tęsknili jak wszyscy za Bogiem i jego Mesjaszem, ale woleli go mieć na dystans jak nieziemską zjawę. Bali się pomyśleć, że może być tak blisko jak ten, którego znali z sąsiedztwa, z rozmów i modlitwy, a nawet z tej samej piaskownicy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?