Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zebrali już prawie 100 tys. zł!

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Bogdan Marszałek
Bogdan Marszałek Fot. Katarzyna Hołuj
Akcja charytatywna. Dziś i jutro jest zaplanowane kolejne granie dla Mateusza z wadą serca. Choć to już nie tylko granie i nie tylko dla niego...

Do turnieju halowej piłki nożnej i maratonu zumby rok temu dołączono bieganie, a w tym roku formuła wzbogaca się o kolejną aktywność - pływanie.

To będzie szósta edycja tej imprezy, a druga pod nazwą Memoriał Charytatywny im. Stacha Cichonia. Nie zmienia się cel i tak jak na początku jest nim pomoc cierpiącemu na wrodzoną wadę serca 10-letniemu Mateuszowi Chrobakowi z Sułkowic.

Tak jak w ostatnich trzech latach, organizatorzy chcą jednocześnie pomóc też drugiej osobie. Tym razem będzie to Bogusław Marszałek z Myślenic, który porusza się na wózku inwalidzkim i potrzebuje pomocy w zakupie platformy przyschodowej, która umożliwiłaby mu wyjście z bloku, w którym mieszka.

Mało jest akcji, które przynosiłyby tak spektakularny efekt finansowy. W ubiegłym roku podczas Memoriału zebrano łącznie ponad 30 tys. zł, a w sumie podczas wszystkich edycji imprezy już prawie 100 tys. zł! Czy w tym roku znów padnie finansowy rekord?

- Jeśli sportowcy coś robią to musi być rywalizacja, dlatego ten wyznaczony ubiegłoroczną akcją próg będziemy chcieli oczywiście przeskoczyć - zapewnia Kamil Ostrowski, pomysłodawca i główny organizator turnieju. Jak mówi, tych, którzy włączyli się do pomocy, a więc np. Wojciecha Cichonia i Mateusza Wiechniaka zna ze środowiska sportowego, w którym sam się obraca.

Oprócz Kamila Ostrowskiego impreza ma jeszcze jednego głównego organizatora - Macieja Jopka. Ten drugi poprowadzi w niedzielę maraton fitness zumba. Ale nie on jeden. Do udziału w akcji zaprosił 15 instruktorów nie tylko z powiatu, ale też spoza niego - z Krakowa, Kielc, Rzeszowa i Bielska-Białej.

To on zapukał do domu Bogdana Marszałka i zaproponował, aby był drugim obok Mateusza beneficjentem tegorocznego Memoriału. - Byłam i jestem nie tylko zaskoczona, ale także wdzięczna za tę propozycję. Za to, że o nas pomyślał. Duże dzięki dla wszystkich organizatorów tej akcji - mówi pani Stanisława Marszałek, mama Bogdana.

Dla rodziców Mateusza ta akcja i hojność myśleniczan to prawdziwy fenomen. - Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc i za życzliwość, z jaką spotykamy się w Myślenicach, nie tylko podczas turnieju, ale też przy okazji zbiórek przy kościołach - mówią Elżbieta i Piotr Chrobakowie.

Nie licząc eliminacji piłkarskich, które już się odbyły i wyłoniły osiem najlepszych drużyn (z dwudziestu czterech, które zgłosiły się do turnieju), Memoriał zacznie się w sobotę od pływania. Organizatorzy krótko instruują w internecie, jak można pomóc. „Wrzuć dowolny datek do puszki, odbierz cegiełkę, kup bilet za złotówkę i płyń dla chłopaków” - piszą dodając, że na wszystkich będzie czekał słodki poczęstunek, a na najwytrwalszych nagrody. Te pływacka część będzie trwała od godz. 14 do 17 na pływalni Aquarius.

Najwięcej jednak będzie działo się w niedzielę. Od rana w hali na Zarabiu będą rozgrywane mecze. Około godz. 15 zaplanowane są piłkarskie finały.

Wcześniej, bo o godz. 13.30 sprzed hali wystartują biegacze. Aby wziąć udział w akcji „Biegaj sercem”, trzeba jedynie wrzucić do puszki minimum złotówkę. Wszyscy uczestnicy otrzymają medale, a dla najszybszych (kobiety i mężczyzny) oraz dla najmłodszego i najstarszego biegacza przewidziane są nagrody.

Na koniec (godz. 17-20) zaplanowano maraton zumby, a jeszcze zanim on się rozpocznie odbędą się licytacje i loteria fantowa. Licytowana będzie m.in. koszulka Kuby Błaszczykowskiego, która w ten sposób po raz drugi ma szansę pomóc potrzebującym. Jej właściciel, który wylicytował ją przed rokiem, postanowił ją ponownie zlicytować.

Będzie też jeszcze jedna koszulka. Jak mówi Kamil Ostrowski „prawdziwa petarda”, jakiej jeszcze nie było w historii tego turnieju. To koszulka z podpisami piłkarzy Barcelony z finału Ligi Mistrzów 2014/2015 z Juventusem. To prezent od byłego zawodnika Orła Myślenice Tomasza Eichlera. Na złożone mu na portalu społecznościowym podziękowania odpisał: „Pamiętajcie, jeden za wszystkich... Cieszę się, że mogłem wziąć w tym udział nawet na odległość, zawsze będę pamiętał skąd pochodzę. Jestem z was bardzo dumny, że udzielacie się tak bardzo społecznie. Trzymam kciuki za Was i za Orzeł Myślenice.

Mateusz opowiada o swoich marzeniach, kiedy będzie dorosły, Bogdan lubi... śląskie przeboje

Pierwszy raz o Mateuszu Chrobaku pisaliśmy w 2009 roku. To wtedy LKS Orzeł po raz pierwszy zorganizował dla niego zbiórkę pieniędzy na leczenie. Minęło siedem lat. Mateusz nie ma już czterech lat, a prawie jedenaście (skończy we wrześniu), ale jego dziecięce marzenie o „naprawie serduszka” ciągle jest aktualne.

Chłopiec urodził się ze złożoną wadą serca i dotychczas przeszedł już kilkanaście operacji oraz zabiegów (w tym trzy na otwartym sercu). To dlatego sprawujący dziś nad nim opiekę w Polsce kardiolog mówi, że Mateusz ma serce jak staruszek. Połatane.

Kiedy byli niedawno u niego na kontroli, nieskory do okazywania słabości Mateusz przyznał się lekarzowi, że czuł się ostatnio źle, było mu duszno, szybko się męczył i miewał zmieniony oddech. Lekarz zalecił odpoczynek. - Tym razem Mateusz nie buntował się. Zawsze pogodny, pełen werwy, teraz leżał i na nic nie miał ochoty. Jakby nie nasze dziecko… - mówi pani Elżbieta, mama Mateusza.

O tym, że serce Mateusza potrzebuje kolejnej operacji rodzice usłyszeli jesienią ubiegłego roku. Podczas kolejnego cewnikowania, okazało się, że zastawka zwapniała i trzeba ją wymienić. Jeśli tylko będzie to możliwe, zastawka ma być implantowana przez tętnicę udową, a więc bez otwierania klatki piersiowej.

Operacja - jak większość, które w swoim życiu przeszedł Mateusz - miałaby się odbyć w Niemczech u prof. Edwarda Malca. Jej koszt to... 45,5 tys. euro. Rodzice Mateusza napisali do NFZ, mając nadzieję, że ten refunduje koszt operacji.

- Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi - mówią. Zostają więc fundacje i zbiórki publiczne. Na razie uzbierali z różnych źródeł ok. 30 tys. zł. 1500 dolarów przekazała fundacja Polish Gift of Life. Trwa też zbiórka na Siepomaga.

Ale jak mówią, zbierać w ten sposób pieniądze jest coraz trudniej, bo muszą się mierzyć z zarzutami, że wielu rodziców bez uzasadnienia wysyła dzieci na drogie leczenie zagranicę, mimo że w Polce leczy się tymi samymi metodami i równie skutecznie.

Równolegle do walki o życie i zdrowie Mateusza prowadzą więc jeszcze jedną, broniąc się przed takimi głosami. - Do dziś dźwięczą mi w uszach usłyszane sześć lat temu tu w Polsce słowa, że Mateusz... nie będzie żył. Jest rok 2016, a on żyje! Był u pierwszej komunii świętej i cieszy się każdym nowym dniem - mówi mama. Jest absolutnie pewna, że tym któremu Mateusz zawdzięcza swoje „drugie” życie jest prof. Edward Malec. To on operował Mateusza zaraz po porodzie, wtedy jeszcze w Krakowie-Prokocimiu. Od kilku lat pracuje jednak w Niemczech.

Mateusz sam niechętnie mówi o chorobie. Na blogu, który prowadzi (Serce dla Matiego) też o niej nie wspomina, pisze za to o szkole, feriach, swoich psach... - Mateusz chce być zdrowy jak koledzy, jak oni ćwiczyć na wf-ie. Ale nie może. Skupia się więc na nauce. Jego pasją są zwierzęta - mówi jego mama. Teraz każdą wolną chwilę chłopiec poświęca sześciu szczeniakom, o które powiększyła się ich domowa psia rodzina. Kiedy dorośnie chciałby zostać weterynarzem.

Ma też inne marzenia, może nietypowe dla 10-latka, ale Mateusz pewnie przez swoją chorobę i to co przeszedł, jest dojrzalszy od rówieśników. W przyszłości chciałby mieć swoją rodzinę. - Mówi głośno o tym, że chciałby mieć kiedyś żonę i dzieci, ale nieraz boi się, że tego nie doczeka - mówi mama Mateusza.

Bogdan Marszałek w maju skończy 39 lat. Urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym, ale był na tyle sprawny, że mógł poruszać się o kulach. Jednak kilka lat temu tak niefortunnie upadł, że uszkodził sobie kręgosłup. W konsekwencji tego nie tylko chodzenie, ale każdy ruch, siedzenie, a nawet leżenie sprawiało mu ból.

Trzy lata temu przeszedł operację, po której ból przestał tak dokuczać, ale żeby nie nadwyrężać kręgosłupa zaczął jeździć na wózku inwalidzkim.

Tym samym stał się zależny od pomocy innych, a przede wszystkim rodziców, z którymi mieszka w jednym z bloków. Choć mieszkają na parterze, to sześć schodów, które dzielą drzwi ich mieszkania od wyjścia z bloku są dla niego przeszkodą niemożliwą do samodzielnego pokonania. Jest to o tyle frustrujące, że sprzed bloku Bogdan może poruszać się już bez niczyjej pomocy. Ma wózek akumulatorowy, którym jeździ.

Na dłuższe wycieczki, np. za Myślenice, wybiera się z tatą. - Mąż jedzie na rowerze i „ubezpiecza” Bogdana, który jedzie swoim wózkiem. Kiedy jeszcze syn chodził o kulach, to miał swobodę. Teraz jest inaczej, ale przecież nie możemy go zamykać w czterech ścianach - mówi pani Stanisława, mama Bogdana.

Nie zawsze jednak tata jest „pod ręką”. Kiedy tata wychodzi, Bogdan zostaje w domu z mamą. - Nieraz syn mówi mi: „Mamo, poszedłbym na pole”, ale muszę mu odpowiedzieć: „Taty nie ma, to co ja sama poradzę?” - zwierza się pani Stanisława. Dodaje, że mają bardzo życzliwych sąsiadów, którzy nigdy nie odmówili pomocy, a wręcz zachęcają, aby pukać, kiedy będą potrzebni, ale sama ma coraz większe skrupuły, żeby z ich pomocy korzystać. Wie, że tak jak jej samej, z biegiem lat sił im ubywa, a wózek z Bogdanem swoje waży.

Rozwiązania, których próbowali, czyli specjalny schodołaz, ani metalowe szyny nie sprawdziły się. Tata Bogdana próbował nawet skonstruować coś wedle własnego pomysłu, ale to też nie zdało egzaminu. Dlatego pozostaje siła mięśni. Tyle, że żeby znieść wózek z tych kilku stopni potrzebne są dwie osoby.

Nadziei na to, że przestanie być ciężarem (i to dosłownym) dla swoich rodziców Bogdan upatruje w specjalnej platformie, którą montuje się na ścianie przy schodach (i rozkłada, kiedy jest używana).

Mama Bogdana dowiadywała się już o koszt takiego urządzenia. To ok. 40 tys. zł. Kwota przerasta ich możliwości finansowe, ale liczą na to, że jej zakup i montaż wesprze Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Złożyli wniosek i czekają na decyzję. Nawet jednak jeśli będzie pozytywna i dofinansowanie będzie, będą musieli zapewnić wkład własny.

Kiedy platforma zostałaby zamontowana Bogdan już z pomocą najwyżej jednej osoby (i to taką nie wymagającą od niej wysiłku) mógłby wydostać się z mieszkania, w którym jak przyznaje czuje się w pewnym sensie uwięziony. Nie mogąc wyjść z domu kiedy chce, wypełnia sobie czas, korzystając z komputera i internetu, lubi też słuchać muzyki, a do jego ulubionych należą śląskie przeboje.

- Wystarczyłoby mi wyjechać choćby przed blok. Może gdybym kiedyś nie chodził i jak niektórzy moi koledzy czy koleżanki od zawsze jeździł na wózku, byłoby mi teraz łatwiej pogodzić się z tą sytuacją, ale ja kiedyś chodziłem - mówi mężczyzna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski