Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zembaty

Redakcja
Kiedy zadzwoniła do mnie panienka z Polskiej Agencji Prasowej i powiedziała, że umarł Maciek, przez moment nie uwierzyłem, jakąś chwilę łudziłem się, że mistrz czarnego humoru robi mi kawał, aby tym sposobem dowiedzieć się, co o nim myślę. Niestety, to żart nie był.

Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI

 "Z naszej półki biorą” – powiedziałby w tym momencie Jaś Himilsbach, a Janek Kaczmarek dorzuciłby "Przeniósł się do Krainy Wiecznych Chałtur”.

Odnoszę wrażenie, że kiedy umiera wesołek, robi się podwójnie smutno, a kiedy jest to wesołek specjalizujący się w makabreskach, żal robi się do kwadratu i jest – "jak kondukt w deszczu pod wiatr” wedle słów Jeremiego Przybory. Ale może się mylę.Może Jeremi, Jonasz, Agnieszka, dwaj wspomniani Jankowie, Jacek (Janczarski) i Andrzej (Waligórski) czekają na chmurce w delegacji powitalnej śpiewając "Walc żałobny Szopena” największy przebój Maćka, bisowany w finale Opola 1971 bodajże 7 razy.

 

Po raz pierwszy zetknąłem się z jego nazwiskiem, próbując wstąpić do uniwersyteckiej "Sigmy”, była tam wywieszona mapka życia artystycznego na uniwersytecie, z tak kultowym miejscem jak "bagienko Zembatego”. Nie wiedziałem, kto zacz, ale wkrótce jakaś dziewczyna przybliżyła mi jego sylwetkę nucąc "A uszy miał ogromne muskularne”. W "Egidzie”, w której debiutowałem, Basia Krafftówna śpiewała przerażającą "Imogenę” i nie sposób było nie zapytać, kto odważył się napisać coś takiego o dziewczynie, która obcina sobie głowę i nadaje ją za pośrednictwem poczty. Wkrótce o autorze zrobiło się głośno, był tryumf w Opolu, pojawiły się "czarne wodewile” w radiu, kiedyś zajrzałem na nagranie do Janusza Bogackiego, komponującego muzykę do moich piosenek – nagrywał z Zembatym "Płyty nasze i naszych przyjaciół” i tam poznałem Macieja osobiście. A potem spotkaliśmy się, jak to ludzie uprawiający podobne poletka. A to skaperował moją stodolaną gwiazdę Elę Jodłowską do swego "Dreszczowiska” – pamiętam premierę w kawiarni "Nowy Świat”, a to ja, jako kierownik Redakcji Audycji Rozrywkowych Trójki, podpisywałem na antenę jego pisaną z Janczarskim "Rodzinę Poszepszyńskich”. Były wspólne występy estradowe, ostatnio, jakiś rok temu u Marka Majewskiego, przyjazna rywalizacja "60 minut” ze "Zgryzem” (choć mój magazyn był tygodnikiem, a jego miesięcznikiem) wreszcie wspólna afera – "Zakazane Piosenki”, czyli "Festiwal Piosenki Prawdziwej” w hali Olivii w Gdańsku, upalnego lata 1981 roku, na który jako pomysłodawca i organizator zaprosił mnie z całą "Sześćdziesiątką”. Miał to być w stanie wojennym jeden z powodów mej "niezdolności do pracy w jednostce zmilitaryzowanej”.

Wspominam Macieja jako człowieka wielkich nie do końca zrealizowanych możliwości. Porzucił czarny humor, kiedy był w Polsce największym i praktycznie jedynym jego piewcą. Po udanym serialu "7 życzeń” jakoś nie poszły następne, pisał ciekawe opowiadania, ale z niewiadomych powodów nie oddał się prozie.

Bywał znakomitym satyrykiem (przykład "Sejm kalek”), ale ciągnęło go do poetyckiej ballady. Żył ostro i szybko. Ciągle szukał. Czy znalazł?

Pociągały go jakieś klimaty azjatyckie, zupełnie mi obce, wiecznie eksperymentował, męczyły go utarte koleiny. Miał za to szczęście do partnerów, wspomniałem o Bogackim czy Janczarskim. Ostatnia moja rozmowa z Jackiem dotyczyła właśnie Zembatego – mój kolega z ITR–u martwił się jego zdrowiem, twierdząc, że musi się Maćkiem opiekować i tylko nawiasem wspomniał o swojej ciężkiej grypie – "omal nie umarłem”...

Zembaty przeżył go o dziewięć lat. Szkoda, że muszę pisać o tym w czasie przeszłym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski