Przychodzi Jagieliński do Millera
Przychodzi Jagieliński do Millera
Ustaliliśmy, czego chciał szef PLD za poparcie
senackich poprawek budżetowych
(INF. WŁ.) Roman Jagieliński przyniósł premierowi długą listę stanowisk, których zażądał w zamian za poparcie senackich poprawek budżetowych. - Pomysłodawcą szantażu prawdopodobnie nie był szef PLD, lecz Mariusz Łapiński. To była zemsta za wyrzucenie go z rządu, a potem z partii - twierdzą współpracownicy premiera.
Rząd ma teraz nadzieję, że w Sejmie otrzyma wsparcie od... opozycji. Pomoże zapewne również Samoobrona.
- Stanowisko ministra skarbu dla mnie. Krzesło wicemarszałka Sejmu dla Mariusza Łapińskiego. Jeszcze pięć stanowisk wicewojewodów dla PLD. I na koniec posady wiceprezesów w PZU, Grupie Lotos i Orlenie dla moich ludzi - tak, według naszego informatora, wyglądały żądania, które przedstawił premierowi w piątek lider PLD Roman Jagieliński. - Jeśli te warunki nie zostaną spełnione, rząd straci poparcie mojego klubu poselskiego - miał dodać Jagieliński, widząc zdziwioną twarz premiera.
Szef Partii Ludowo-Demokratycznej idąc do Leszka Millera był pewien wygranej. Przed chwilą, po niemal dwóch latach nieustannych negocjacji i rozmów, zebrał wokół siebie 15 posłów. Z jego kołem poselskim zjednoczyło się niewielkie ugrupowanie założone przez kilku byłych posłów Samoobrony. Dzięki temu stał się języczkiem u wagi i bez jego pomocy mniejszościowa koalicja parlamentarna nie była w stanie przeprowadzić przez Sejm rządowych projektów ustaw.
Jagieliński i jego ośmiu posłów współpracowało z rządem od 14 marca - od czasu gdy z koalicji odszedł PSL. Za pomoc jego partia otrzymała do obsadzenia pięć stanowisk wicewojewodów i jedną funkcję wiceministra spraw wewnętrznych i administracji. Liczył, że teraz, gdy stworzył klub parlamentarny, będzie mógł dostać znacznie więcej. Jednak przeliczył się. - Miller jest w stanie znieść wiele, ale nienawidzi, gdy ktoś mu coś nakazuje - _mówią ci, którzy znają premiera. - Szef rządu pokazał swojemu gościowi drzwi - opowiadają współpracownicy premiera.
Jagieliński pytany o to przez dziennikarzy zaprzeczył i stwierdził, że nie szantażował premiera żądaniem kolejnych stanowisk w zamian za głosy swoich ludzi w Sejmie. - Chciałem rozmawiać tylko o koalicji _- zapewniał.
Salon odrzuconych
Roman Jagieliński wszedł do Sejmu z listy SLD. Startował z Sojuszem w koalicji jako szef mało liczącej się Partii Ludowo-Demokratycznej. Był jedynym członkiem tego ugrupowania, który dostał się do Sejmu. Z Klubu Parlamentarnego Sojuszu odszedł, gdy tylko zaczęła rozpadać się Samoobrona. Przygarnął pierwszych wyrzuconych z Samoobrony - Józefa Głowę i Krzysztofa Rutkowskiego. W ten sposób zebrał minimalną liczbę osób, która pozwala założyć koło poselskie. Potem, gdy tylko ktoś odchodził lub był wyrzucany z jakiegoś klubu, natychmiast dostawał telefon z propozycją przystąpienia do PLD. Z biegiem czasu PLD zaczęło rosnąć w siłę. Do klubu wstąpił m.in. Andrzej Jagiełło (jeden z głównych bohaterów "afery starachowickiej") oraz kilku kolejnych posłów wyrzuconych z Samoobrony. - Jagieliński miał obsesję założenia koła poselskiego. Strasznie się starał, żeby zgromadzić wokół siebie co najmniej 14 posłów. Obiecywał złote góry w zamian za przystąpienie - opowiada jeden z parlamentarzystów, który nie przyjął propozycji szefa PLD.
Odwet "barona"
Jagieliński dopiął swego, gdy z Klubu Parlamentarnego SLD wyrzucono w połowie grudnia Mariusza Łapińskiego.
Już kilka godzin po tym, gdy były minister zdrowia został usunięty z szeregów Sojuszu, reporter "Dziennika" spotkał go w sejmowej restauracji z Romanem Jagielińskim. - To chyba naturalne, że w sytuacji gdy spotykam Mariusza Łapińskiego, rozmawiałem z nim o tym, co się stało - oświadczył wówczas Jagieliński. Przyznał także, iż nie wyklucza przyjęcia do swojego klubu parlamentarnego byłego działacza SLD.
Od tego czasu Łapiński spędzał bardzo dużo czasu w kuluarach sejmowych. W tzw. dolnej palarni - spotykał się z posłami niezrzeszonymi i członkami tzw. sejmowego planktonu, czyli działaczami małych kół poselskich. Rozmowy trwały godzinami. Mówił głównie Łapiński.
Politycy Sojuszu nie mają wątpliwości, że to on stoi za buntem Jagielińskiego. - Łapiński oczarował Jagielińskiego, tak jak potrafił przekonać nas na spotkaniach rządu do swoich idei - przyznaje jeden z ministrów. - Nie wiem, czy w piątek Jagieliński przyszedł w swoim imieniu czy też jako przedstawiciel Łapińskiego? On sobie nie zdaje sprawy z jednego. Jeśli przestanie być potrzebny Mariuszowi do jego planów, to Łapiński bez najmniejszych skrupułów zostawi go i pójdzie sobie dalej - ocenia jeden z najbliższych współpracowników Millera.
- Łapiński zachował się niewybaczalnie. To tak, jakby człowiek zwolniony z posady poszedł skopać z zemsty swojego szefa. On mógł pokazać nam, co myśli głosując przeciwko innym rządowym projektom. Wolał jednak rozwalić budżet. Zapomniał, że dzięki Millerowi dostał się do Sejmu, rządu, a potem zaczął kierować mazowiecką organizacją Sojuszu - mówi Piotr Gadzinowski, były kolega Łapińskigo z mazowieckiego SLD
Sojusz przygotował już także karę dla Łapińskiego. W piątek w nocy wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami ustalił, że jeśli do Sejmu trafi zapowiadany przez opozycję wniosek o postawienie Mariusza Łapińskiego przed Trybunałem Stanu, wówczas SLD poprze tę inicjatywę. Oficjalnie pytany o tę sprawę Miller tylko szeroko się uśmiecha. Sekretu z tego nie robią inni działacze Sojuszu.
Z niewielką pomocą opozycji
- Liczę, że opozycja poprze nasze projekty w Sejmie - przyznał Leszek Miller podczas dyskusji z Radą Krajową SLD o planie wicepremiera Jerzego Hausnera. Sam plan został przyjęty bez najmniejszych zastrzeżeń. Zdecydowanie więcej kontrowersji wywołała weryfikacja w szeregach Sojuszu. Bezpardonowo zaatakowano ministra sprawiedliwości. - Przedłuża się śledztwo w sprawie Starachowic. Zbigniew Sobotko nie może się ciągle oczyścić z zarzutów - atakował Jerzy Dziewulski
Najczęściej jednak rozmawiano o buncie Jagielińskiego. - Ta koalicja została zerwana. W poniedziałek dojdzie do odwołania Pawła Dakowskiego, wiceministra spraw wewnętrznych i administracji oraz pięciu wicewojewodów z PLD - zapowiedział szef MSWiA Józef Oleksy.
Niespodziewanie Jagieliński zaczął rezygnować ze swoich żądań. - Jestem gotów rozmawiać o poparciu planu Hausnera, ale pod warunkiem, że politycy PLD nie stracą swoich stanowisk - oświadczył dziennikarzom. Politycy Sojuszu wzruszali ramionami słysząc te propozycje. - Niech spada na drzewo - stwierdził Krzysztof Janik pytany, czy dojdzie do rozmów z Jagielińskim.
Poza Platformą Obywatelską, która jeszcze w piątek w nocy zapowiedziała, że jest skłonna poprzeć plan Hausnera, rząd może liczyć na cichą pomoc Samoobrony. Ugrupowanie Andrzeja Leppera zazwyczaj pomaga rządowi podczas najważniejszych głosowań.
JAN OSIECKI
JagielliŃski: - BĘdĘ rozmowy
W środę Federacyjny Klub Parlamentarny (FKP) zadecyduje o możliwościach dalszej współpracy z SLD - poinformował PAP w wczoraj szef klubu, Roman Jagieliński.
- Obserwuję zmiękczenie ze strony SLD - powiedział Jagieliński PAP. Przewodniczący FKP podkreślił, że "jest szansa powrotu do normalnych rozmów".
Jagieliński podkreślił, że FKP poprze rząd w głosowaniu nad tzw. planem Hausnera. - Zgadzamy się z kierunkiem działania zawartym w planie - powiedział.
Lider FKP nie wykluczył przedterminowych wyborów w sytuacji, kiedy program Hausnera nie znajdzie poparcia w Sejmie. - Nie może istnieć formuła rządzenia, jeśli to nie będzie służyć państwu - oświadczył.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?