Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Zgiełk” zaczął się w Zakładowym Domu Kultury Huty im. Lenina

Anna Piwowarczyk
Zespół Kolorowy Jazz: na fortepianie Józef Krzeczek, przy mikrofonie Jerzy Lepa, ok. 1956 – 1957.
Zespół Kolorowy Jazz: na fortepianie Józef Krzeczek, przy mikrofonie Jerzy Lepa, ok. 1956 – 1957. FOT. WŁASNOŚĆ: JERZY LEPA
Historia. Wszyscy chcieli grać. I być wolni. Bo jazz i rock’and’roll to muzyka wolności, muzyka, która dawała swobodnie oddychać. A tego było potrzeba, także – a może przede wszystkim – właśnie w Nowej Hucie.

Lata 50. w Polsce to rozkwit szeroko rozumianej kultury. Początkowo nieśmiało za siermiężnego stalinizmu, po śmierci komunistycznego tyrana nastał czas odwilży, która przyczyniła się wybuchu literatury, malarstwa i muzyki nowej generacji.

Także w Nowej Hucie, mieście, w którym dotychczas nie było miejsca na intelektualne rozrywki, dano szansę na kulturalny rozwój.

Wyjście z podziemia
Zaczyna się od Zakładowego Domu Kultury Huty im. Lenina. Władze centralne, razem z władzami dzielnicy i całego kombinatu postarały się o to, aby krzewieniem kultury wśród nowohucian zajęła się rzesza specjalistów. Są wśród nich plastycy, muzycy, tancerze … Władza chce, by kulturę finansować i to w szerokim zakresie.

Jednym z przybyłych do pracy w ZDK-u jest Stanisław Florek, pochodzący z Kresów instruktor kulturalno- -oświatowy. Przy jednoczesnym tworzeniu podwalin kulturalnego życia na terenie nowohuckiego kombinatu Stanisław Florek uczy się w średniej szkole muzycznej w klasie wokalnej i zdając maturę w liceum plastycznym. Studia wyższe podejmuje na krakowskiej Akademii Muzycznej.

Jazzem jest zafascynowany od zawsze. Jako uczeń szkoły muzycznej miał okazję zetknąć się z muzycznym towarem ze „zgniłego Zachodu”. W 1953 roku, po śmierci Józefa Stalina, „katakumbowy jazz” – jak nazywano nurt w ponurych czasach – ma w końcu okazję wyjść z podziemia. Powstają pierwsze grupy jazzowe, odbywają się pierwsze koncerty, w 1956 roku ukazuje się pierwszy numer miesięcznika „Jazz”…

W wyniku nawiązania kontaktu z krakowskim klubem jazzowym Helikon, w listopadzie 1955 roku, w Domu Młodego Robotnika przy osiedlu Stalowym odbywa się pierwszy nowohucki koncert jazzowy. Dwa lata później Stanisław Florek powołuje do życia Nowohucki Jazz Klub – początkowo z siedzibą w Domu Młodego Robotnika, potem przeniesioną do Ogniska Młodych ZMS przy dawnym osiedlu A-25, żeby w końcu na stałe, w 1958 roku, osiąść w legendarnym klubie „Violinka”.

Odpowiedni wystrój kawiarni jazzowej nadaje miejscu charakteru, przyczyniając się tym samym do coraz liczniejszych jam-session z udziałem gwiazd muzyki jazzowej. Miejsce znane wąskiemu gronu miłośników muzyki, przyciągające takie postacie, jak Andrzej Kury­lewicz, Jan „Ptaszyn” Wróblewski, Krzysztof „Komeda” Trzciński czy Andrzej Trzas­kowski, staje się inspiracją dla tych, którzy pragną jednego – chcą grać.

Mocne uderzenie
Do takich należy Józef Krzeczek. Do Nowej Huty przyjeżdża ok. 1953 roku, wraz z rodzicami, którzy przyjechali do pracy w nowo powstającym mieście. Swoją muzyczną karierę rozpoczyna w 1955 roku w Domu Kultury Budowlanych na osiedlu Willowym, w zespole akordeonistów Andrzeja Żelaznego.

Gra nie tylko na akordeonie, ale także na fortepianie, co wychodzi mu znakomicie. Nieprzeciętny talent pozwala mu w tym samym roku zadebiutować na Festiwalu Młodzieży w Warszawie. Rok później, w 1956 roku przy Domu Kultury Budowlanych, zakłada swój pierwszy zespół jazzowy – Kolorowy Jazz. Jazz-band zgłasza się do konkursu solowych instrumentalistów oraz zespołów rozrywkowych i jazzowych Polski południowej zorganizowanego przez „Echo Krakowa” i Polskie Radio Kraków.

Kolorowy Jazz przechodzi do finału konkursu i tak zaczyna się droga do kariery Józefa Krzeczka, który już wkrótce objawia się jako muzyczny fenomen, będący na ustach wszystkich, dla których muzyka stanowi odskocznię od codziennej szarzyzny „ludowej demokracji”.

Finał konkursu ma miejsce w styczniu 1957 roku w Filharmonii Krakowskiej. Kolorowy Jazz zajmuje w nim trzecie miejsce, a gra zespołu nie umyka uwadze nawet takim sławom dziennikarskim, jak założycielowi „Przekroju”, Marianowi Eile, który na tychże łamach bardzo przychylnie odnosi się do gry nowohu­ckiego zespołu.

Sukces odniesiony w konkursie przyczynia się do niezwykłej popularności bandu w Nowej Hucie. Młodzi muzycy stają się niekwestionowanymi idolami dla swoich rówieśników z dzielnicy.

Zaczynają grywać w Domu Młodego Robotnika czy Ognisku Młodych ZMS, tam, gdzie do niedawna wstęp mieli tylko najlepsi. Początkowa fascynacja jazzem powoli zmierza w kierunku rock and’rolla. Podczas jednego z jam-session Józef Krzeczek poznaje Przemysława Gwoździow­skiego, saksofonistę grupy Czerwono- -Czarni, jednego z pierwszych zespołów bigbitowych w Polsce.

W styczniu 1961 roku, po koncercie w Hali Garaży w Nowej Hucie, saksofonista proponuje Krzeczkowi dołączenie do zespołu w roli pianisty. 22-letni Józef Krzeczek pozostaje w zespole do 1965 roku – w wyniku nieporozumień wewnętrznych między innymi muzykami – pełniąc praktycznie od początku swojej działalności w Czerwono-Czarnych funkcję kierownika muzycznego najsłynniejszych ówcześnie polskich bigbitowców.

Wkład Krzeczka w brzmienie muzyczne zespołu jest niepodważalny. Po latach mówi się, że to właśnie Józef Krzeczek przestawił na nowe tory polską muzykę młodzieżową lat 60. Spontaniczność, entuzjazm i muzyczna radość to elementy wcześniej w muzyce rozrywkowej nieznane. Dodatkowo Krzeczek, dzięki swojemu muzycznemu wykształceniu, jest darzony niezwykłym szacunkiem i respektem wśród innych muzyków, szczególnie jazzmanów, którzy początkowo nieufnie i z odrobiną wyższości patrzą na młodych chłopców, grających „mocne uderzenie”.

Rytm, swing i bunt
Poza działalnością w zespole Czerwono-Czarni Józef Krzeczek jest kompozytorem tworzącym piosenki dla wschodzących lub błyszczących już gwiazd polskiej estrady.

W 1965 roku, kiedy odchodzi z zespołu, w ankiecie miesięcznika „Jazz”, piosenka „O mnie się nie martw”, której kompozytorem był Krzeczek, zostaje wybrana na najlepszą piosenkę roku. Jej wykonawczynię, Kasię Sobczyk uznano za najlepszą piosenkarkę, a sam autor został wybrany najlepszym kompozytorem roku.

Dzięki aranżacjom piosenkarza Macieja Kossowskiego cała Polska poznała takie piosenki, jak „Agatko, pocałuj”, „Szkolny bal” czy swoisty hymn ówczesnego pokolenia – „Dwudziestolatki”.

Moda na bigbit na dobre opanowuje smutny, stłamszony przez komunistyczne władze kraj. Nawet część służalczych wobec reżimu dziennikarzy stwierdza, że nie można ignorować tak szeroko odbieranego zjawiska, jakim jest muzyka niosąca „mocne uderzenie”.

Krzeczek, wielokrotnie pytany, czy nie czuje, że zdradza jazz, stwierdza, że bigbit ma rytm i swing, którego nie brakuje także w jazzie. Jak sam powtarza, nie czuje, że wyłamuje się ze swoich korzeni, a do nowego nurtu wniósł świeżość, talent kompozytorski i niespotykany wcześniej warsztat instrumentalny.

W podobnych czasie, kiedy rozwija się kariera Józefa Krzeczka, w świetlicy XII Liceum Ogólnokształcącego grupa zafascynowanych muzyką jazzową i bigbitową chłopców wspólnymi siłami powołuje pierwszy w historii Nowej Huty zespół bigbitowy – Biała Gwiazda, z Jerzym Ochońskim jako liderem.

Grupa cieszy się ogromną popularnością na terenie dzielnicy, głównie za sprawą cyklu zabaw młodzieżowych, podczas których, za sprawą inicjatywy „otwartego mikrofonu”, chętni do towarzyszenia zespołowi na scenie mogą zaśpiewać razem z muzykami największe przeboje ówczesnego okresu.

Popularność zdobywa także inny bigbitowy „band” – Ametysty – między innymi z nowo­hu­cianinem Tadeuszem Gogo­szem na gitarze basowej i Andrzejem Ibekiem na klarnecie. Zespół przekształca się w późniejszą grupę Szwagry, której kierownikiem literackim i artystycznym zostaje Wiesław Dymny.

W 1970 roku Andrzej Ibek zakłada z Ewą i Aleksandrem Bemami jazzową grupę Bemibek, w której na gitarze gra także Gogosz. Utalentowani muzycy nawiązują współpracę m.in. z Tomaszem Stańko i Wojciechem Wagle­wskim.

Tymczasem to w Nowej Hucie powstają bigbitowe Ryszardy i ma swój początek jazzowe Laboratorium…

To wszystko jedni z wielu prekursorów polskiej muzyki jazzowej i rock’and’rolla, bez których aranżacji rodzima muzyka rozrywkowa nie zrobiłaby tylu milowych kroków, jakich udało się nam dokonać.

Wszyscy w tamtych czasach chcieli grać. I być wolni. Bo jazz i rock’and’roll to muzyka wolności, muzyka, która dawała swobodnie oddychać. A tego było potrzeba, także – a może przede wszystkim – właśnie w Nowej Hucie.

Tekst powstał w oparciu o archiwalne materiały fanów jazzu i bigbitu w Nowej Hucie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski