Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zgodnie z rytmem mody

ANDRZEJ KOZIOŁ
Przekupki nosiły się z krakowska - kolorowo. Panie z miasta były bardziej stonowane. Fot. NAC
Przekupki nosiły się z krakowska - kolorowo. Panie z miasta były bardziej stonowane. Fot. NAC
Ulice to przede wszystkim ludzie, przechodnie, którzy zmieniają się zgodnie z rytmem mody, zgodnie z duchem epoki od wczesnego średniowiecza po XXI wiek.

Przekupki nosiły się z krakowska - kolorowo. Panie z miasta były bardziej stonowane. Fot. NAC

KRAKOWSKIE ULICE. Szarość kufajek i kanadyjek. Żupany, kontusze i karabele. Władysław Kucharski, czyli zwierzyniecki przybysz z XIX stulecia

Cofnijmy się jednak tylko do przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, do czasów ubogich i szarych. Noszono się w nich też ubogo i szaro - jakieś paletka w jodełkę, przepasane skórzanymi paskami, jakieś kanadyjki, czyli długie brezentowe kurtki z kapturami, z daleka cuchnące gumą. Bereciki z antenkami na czubkach głów. Skórzane pilotki. Watowane kufajki, które kiedyś widziałem nawet w Teatrze im. Słowackiego. Kufajki, nowiutkie, świeżo wyfasowane z magazynu, zajmowały kilka rzędów, kilka krech szarzyzny przecinających kremowo-złotą salę. Zderzenie miało być symboliczne - oto klasa robotnicza wkracza do świątyni sztuki. A klasa robotnicza wyglądała tak, jakby nie wiedziała, dokąd ją zaprowadzono. Kufajkowi widzowie gapili się na balkony, na plafon, na kurtynę Siemiradzkiego, zachowując pełną skupienia powagę - jak w kościele.

Było szaro, a przecież tylko nieco wcześniej Boy wspominał dawne czasy, przeciwstawiając im lata trzydzieste, jego zdaniem skromne i demokratyczne:

Dziś kobieta w swoim grzybku na głowie, w swoim burberry, urąga kaprysom aury, zawsze może być wdzięcznie i schludnie ubrana, ładnie obutymi nóżkami przebierając po gładkim asfalcie. Dziś moda jest demokratyczna, na miarę ludzi pieszych i tramwajów. Ale jeszcze za moich czasów mody były tworzone dla dam jeżdżących karetą, a przejmował je potulnie gmin chodzący na nogach. Wyobraźcie sobie ciężką suknię do ziemi, olbrzymi kapelusz z rozmaitymi kukuryku, strusiami, kolibrami, winogronami, całe wiszące ogrody na głowie, nogi w kaloszach, z których się przez kilka miesięcy nie wyłaziło dla straszliwego błota...

Im dalej w przeszłość, tym egzotyczniej, tym barwniej. Nieoceniony Ambroży Grabowski pilnie zanotował śmierć ostatniej krakowskiej mieszczki noszącej złocistą czapeczkę:

Dnia 27 maja 1855 roku na Piasku naprzeciw okien teraźniejszego mojego mieszkania umarła staruszka, matka garbarza, która już prawie ostatnia z dawnych mieszczek krakowskich nosiła do śmierci złocistą czapkę i odziewała się jubką z białym futrzanym kołnierzem, a takiego ubioru używały wszystkie rękodzielniczki. Teraźniejsze garbarki, krawcowe i tak dalej tylko już noszą czepki, z bukietami sztucznych kwiatów około gęby - i są to prawdziwe ogrody chodzące.

Mamy więc już kapeluszowe kwietno-owocowe ozdoby opisane przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego...

W latach pięćdziesiątych od jodełkowej, berecikowej, kanadyjkowej ulicznej szarzyzny odbijali panowie w sutych futrach, odróżniały się panie w karakułach nadgryzionych przez czas i przez mole, w kapelusikach z czarnej słomki - bywalcy "Noworola", słynnej kawiarni w Sukiennicach i "Antycznej" na A-B, czyli niegdysiejszej cukierni Maurizia.

I jeszcze jeden rodzaj przechodniów wyróżniał się na szarej ulicy lat pięćdziesiątych. Bikiniarze, zwani też dżolerami lub bażantami.

Bikiniarz - wraz z kułakiem, spekulantem, brakorobem, nie wspominając o dywersantach - był przedmiotem nieustannej propagandowej agresji. Śpiewano o nim złośliwe piosenki, pisano satyryczne wiersze:
Spodnie wąskie niczym   gacie,

  tłusta plama   na krawacie...

Rzeczywiście, bikiniarz - na krakowskim Zwierzyńcu dżoler lub po prostu dżolo - nosił obcisłe spodnie, przykrótkie, żeby było widać kolorowe skarpetki, rzecz niebywałą w czasach, kiedy skarpetki były przeważnie koloru skarpetkowego, trudnego do określenia, buro-ziemiście-szarego. Do tego buty na bardzo grubej podeszwie, zwanej słoniną i rzeczywiście słoni-nowatej, białej i połyskliwej. Do tego marynarka z wywatowanymi ramionami, bardzo kolorowa. No i odpowiednia fryzura, włosy przylizane układające się w mandolinę lub - jak mówili inni - w kaczy kuper...

Jeszcze dzisiaj od czasu do czasu można jeszcze zobaczyć czamary, kontusze, żupany, czapy zawiesiste z trzęsieniami, wysokie buty, srogie karabele. Noszą się tak, ale wyłącznie od święta, kurkowi bracia. Jednak, jak pisała Beata Biedrońska-Słotowa, specjalistka od spraw kontuszowych, ich stroje

są już bardzo odległą i mocno przestylizowaną repliką dawnego polskiego ubioru szlacheckiego.

Niegdyś, w XIX stuleciu, nawet na początku XX wieku, staropolskie stroje stanowiły ozdobę wszelkich uroczystości, także prywatnych. A jeszcze pod koniec XVIII wieku było tak malowniczo! Karol Estreicher tak pisał w 1787 roku:

Byłbyś wówczas wyszedł na ulicę, ujrzałbyś gęsto tu i ówdzie przy kontuszu a żupanie karabelę i pas lity, czuprynę podgoloną i wąs sumiasty. Ba! Znajdowałeś i harcap omączony pudrem, opleciony taśmami, pozostawiający na haftowanych plecach znamię bytności swojej. Przesuwali się i tureccy kupcy przy zawojach i pludrach szerokich. Nie brakło też i fircyków miejskich, przystrojonych z niemiecka we fraki zielone, niebieskie, fioletowe - Bóg wie jakie, ze złotymi lub perłowymi guzami, w amarantowe i czarne, złotem haftowane kamizole, w obcisłe spodnie, jedwabne pończochy i trzewiki ze sprzączkami z drogich kamieni (...). Niewieści strój równie był rozmaity. Nic teraźniejszego to wieku wymysł zaczesywanie włosów po chińsku. Tylko że je podtrzymywano opaskami z kamieni drogich, przetykano kryształowymi śpilkami. A stroje mieszczek naszych? Czepiec i spódnica od sukni kapały złotem, bogate hafty w palmy nie zastanawiały oswojonych z tym widokiem.

Odeszły kontusze, pozostały tylko na portretach, między innymi Mikołaja Zyblikiewicza, prezydenta Krakowa, pędzla Jana Matejki, ocalały nazwiska krakowskich krawców - Zarzyckiego i Lipczyńskiego - specjalizujących się w szyciu ubiorów kontuszowych. Jednak na krakowskich ulicach, jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, można było spotkać niezwykłą postać, niskiego człowieka z długimi siwymi włosami, z twarzą piękną, senatorką, ubranego niezwykle - w czamarę i spodnie wpuszczone w wysokie buty. Kiedy siwowłosy człowiek w każdą niedzielę ruszał ze swojego mieszkania przy ulicy Stachowicza w stronę kościoła Norbertanek, wydawał się przybyszem z innego świata, z dalekiej przeszłości, z XIX stulecia. Nazywał się Władysław Kucharski, był krawcem, kurkowym królem. Przeżył 106 lat spoczął, jak przystało mieszkańcowi Półwsia Zwierzynieckiego, na salwatorskim cmentarzu.
Nie on jedyny wyróżniał się ubiorem podczas niedzielnej mszy w kościele przy ulicy Kościuszki. Kompletnym krakowskim strojem, z biczem korali na szyi, zadawała szyku żona ostatniego przewoźnika wiślanego, który za złotówkę przewoził płaskodenną łodzią mieszkańców Półwsia na prawy brzeg. W krakowskich strojach - i to nie tylko w Boże Ciało, podczas sypania kwiatków, ale także w zwyczajną niedzielę - paradowały dziewczynki.

I jeszcze dzisiaj kobiecy strój krakowski całkiem nie zaginął. Kiedy w Boże Ciało ze Skałki na Rynek podąża procesja - jedno z najbarwniejszych widowisk Krakowa! - idą w niej starsze panie w haftowanych gorsetach, w kwiaciastych spódnicach. A gdy przyjdzie 24 grudnia, nie tylko dzień Wigilii, ale także imieniny Adama, kwiaciarki z krakowskiego Rynku w krakowskich strojach składają kwiaty pod pomnikiem Mickiewicza.

Andrzej Kozioł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski