Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodzieje nut

Redakcja
Pirackie nagranie jest owocem przestępstwa, dokładnie tak samo jak kradziony samochód

PAWEŁ GZYL

PAWEŁ GZYL

Pirackie nagranie jest owocem przestępstwa, dokładnie tak samo jak kradziony samochód

Na przełomie lat 80. i 90. bazary i chodniki przy ruchliwych przejściach ulicznych w polskich miastach pełne były handlarzy sprzedających tanie kasety magnetofonowe, zawierające skopiowane nagrania mniej lub bardziej popularnych zachodnich wykonawców. Procederem tym zajmowały się rodzime manufaktury, produkujące ogromne ilości towaru, który rozchodził się jak ciepłe bułeczki.

Sytuacja ta spowodowała szybką reakcję zachodnich koncernów płytowych, które po przełomie politycznym w 1989 r. były zainteresowane wejściem na polski rynek. Kiedy ich przedstawicielstwa otworzyły swe biura w Warszawie, pojawiło się lobby, które postanowiło ukrócić piracki proceder przynoszący im ogromne straty. W efekcie 4 lutego 1994 r. Sejm uchwalił Ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Na jej podstawie za rozpowszechnianie utworów muzycznych bez zgody autora grozi kara grzywny lub pozbawienia wolności od 3 do 5 lat, a za ich utrwalanie lub zwielokrotnianie - grzywna lub więzienie od 2 do 3 lat.
   Z bazarów, chodników i sklepów muzycznych szybko zniknęły nielegalne kasety, a manufaktury zajmujące się ich produkcją zostały zamknięte.

Na lewo bez konkurencji

   Gwałtowny rozwój elektronicznych technologii sprawił, że najpopularniejszym nośnikiem dźwięku stała się wkrótce płyta kompaktowa. Łatwość jej nagrania i powielania spowodowała, że rozmaite giełdy niespodziewanie zapełniły się nowym pirackim towarem. Mimo kiepskiej poligrafii i nieco gorszej jakości dźwięku, nielegalnie wyprodukowane kompakty znalazły wielu nabywców - magnesem była cena w granicach 12 - 15 zł za egzemplarz. Te same płyty, ale dostępne legalnie w sklepach muzycznych, kosztowały znacznie więcej - od 40 zł (w połowie lat 90.) do 60 zł (obecnie).
   Nic dziwnego, że giełdy są oblegane przez sprzedających i kupujących. Zadziałało najzwyklejsze prawo rynku - młodzi ludzie wolą zrezygnować z ciekawej szaty graficznej i nieco lepszego dźwięku, którym wyróżnia się legalny produkt, i kupić za cenę jednej oryginalnej płyty trzy lub cztery pirackie.
   - Przyczyn popularności nielegalnych kompaktów jest wiele - wyjaśnia Andrzej Kozłowski, specjalista od piractwa fonograficznego w Związku Producentów Audio-Video (ZPAV). - Najważniejszą z nich jest różnica w cenie między płytą w sklepie i na giełdzie. Ale to nieuczciwa konkurencja - kradzione zawsze jest tańsze. Do zainteresowania młodzieży "piratami" przyczynia się również postępujące ubożenie społeczeństwa - każdy oszczędza na czym się da. Niestety, w naszym kraju pokutuje nikła świadomość faktu, iż kupując nielegalną płytę uczestniczymy w przestępczym procederze. Nie ma u nas szacunku dla własności intelektualnej - nie potrafi się zrozumieć, że zakup pirackiego krążka to to samo, co zakup kradzionego obrazu.
   Wśród melomanów funkcjonuje opinia, że za rozwój piractwa fonograficznego odpowiedzialne są wytwórnie płytowe, które zawyżają ceny legalnych płyt.
   - Zdajemy sobie z tego sprawę - tłumaczy Robert Siewierski, dyrektor handlowy Sony Music Polska. - Dlatego robimy wszystko, aby zmniejszyć ceny naszych płyt: staramy się obniżać koszty produkcji - wynajmujemy tańsze studia na nagrania, skromniejsze hotele dla artystów oraz zamawiamy mniej kosztowne okładki. Ograniczamy promocję w mediach, a nawet namawiamy artystów do zmniejszania swych tantiem. To wszystko możemy czynić wyłącznie w przypadku rodzimych twórców, z zagranicznymi gwiazdami nie ma dyskusji. Ceny zachodnich płyt są kalkulowane w Polsce tak jak na całym świecie. Co jakiś czas organizujemy akcje promocyjne, w ramach których obniżamy ceny naszych starszych wydawnictw o niemal 40 proc. Niestety, klienci nadal narzekają.
   Fonograficzne złodziejstwo to proceder zorganizowany. Tłocznie płyt znajdują się przede wszystkim za naszą wschodnią granicą - na Ukrainie, Białorusi, Litwie, w Rosji, a nawet w Chinach. Stamtąd kompakty przemycane są w kontenerach i tirach do Warszawy, gdzie znajduje się centrum dystrybucyjne nielegalnych wydawnictw. Do stolicy przyjeżdżają drobniejsi handlarze z Krakowa, Poznania lub Gdańska. Skuteczne omijanie celnych i policyjnych kontroli wskazuje na to, że tą działalnością zajmują się zorganizowane grupy przestępcze, które można oskarżyć nie tylko o łamanie prawa autorskiego, ale także o przemyt. Udział nielegalnych produktów w ogólnym rynku sprzedaży płyt w Polsce jest ogromny - zdaniem ZPAV waha się w granicach około 30 proc.
   - Piraci okradają nie tylko autorów, wykonawców i producentów nagrań - wyjaśnia Kozłowski. - Cierpi na tym również skarb państwa: przecież przestępcy nie odprowadzają podatków. Według naszych wyliczeń, straty w 2001 r. można oszacować na 71 mln dol.

Antypiracka koalicja

   Ustawa o prawie autorskim z 1994 r. miała kilka poważnych słabości. Aby policja mogła ścigać nielegalnych producentów i dystrybutorów, z wnioskiem o popełnieniu przestępstwa musiały występować organizacje zrzeszające autorów i producentów - ZAIKS lub ZPAV. Co więcej - ustawa chroniła ich prawa tylko 20 lat wstecz. Ta ostatnia luka sprawiała, że nagrania powstałe przed 1974 r. mógł wyprodukować każdy. W efekcie kioski zapełniały się dziwacznymi wydawnictwami, zawierającymi płyty, na których znajdowały się nagrania klasyków muzyki rozrywkowej z lat 50. czy 60. - Elvisa Presleya, The Beatles, The Rolling Stones, Czerwonych Gitar czy Czesława Niemena - w konkurencyjnej cenie 10 - 12 zł.
   Na taki stan rzeczy nie mogli patrzyć obojętnie przedstawiciele zachodnich koncernów płytowych, rodzime wytwórnie i sami artyści. Kiedy zawiodły apele do uczciwości kupujących, postanowiono stworzyć grupę nacisku na polityków. W liście otwartym do Sejmu i Senatu RP, podpisanym przez polskie gwiazdy piosenki oraz ZPAV i Stowarzyszenie Autorów ZAIKS, napisano: "Uczciwy człowiek nie kupi samochodu, jeśli podejrzewa, że jest to samochód kradziony. A jednocześnie uczciwy człowiek często kupuje pirackie płyty i kasety - nie widzi w tym nic złego, ba, cieszy się, że kupił taniej niż w sklepie! A przecież kupił taniej tylko dlatego, że pirackie nagranie jest owocem przestępstwa, dokładnie tak samo jak kradziony samochód".
   W wyniku nacisków artystyczno-producenckiego lobby Sejm uchwalił 9 czerwca 2000 r. poprawki do obowiązującej ustawy. W efekcie dziś prawa autorskie chronione są przez 70 lat od czasu śmierci autora lub wykonania utworu, kiedy autor jest nieznany, a prawa producenckie - 50 lat. Co więcej - obecnie policja może ścigać piratów nie tylko na wniosek ZPAV, ZAIKS, STOART (Związek Stowarzyszeń Artystów Wykonawców) lub kancelarii adwokackiej, ale również z oskarżenia publicznego, czyli "z urzędu" wobec tych, dla których nielegalny proceder jest stałym źródłem dochodów.
   - Tak skonstruowane prawo odpowiada rozwiązaniom funkcjonującym w krajach należących do Unii Europejskiej - podkreśla prof. Janusz Barta z Katedry Prawa Autorskiego w Uniwersytecie Jagiellońskim. - Teraz musimy tylko dołożyć starań, aby wzrosła świadomość społeczna regulacji funkcjonujących w tym zakresie. Polacy muszą zrozumieć, że prawo autorskie jest tym samym, co prawo własności.
   Poprawki w ustawie sprawiły, że z kiosków zniknęły tanie płyty z nagraniami klasyków muzyki rozrywkowej, a na bazarach i giełdach coraz częściej zaczęły pojawiać się kontrole policji. Według danych Komendy Głównej, w 2000 r. oskarżono 1381 piratów i zarekwirowano 300 tys. nośników dźwięku (CD, kaset i CD-R), a w 2001 - oskarżono 1600 osób i zabezpieczono 900 tys. nośników.
   - Niestety, zwiększenie efektywności działań policji nie przynosi wymiernych efektów w postaci spadku ilości nielegalnych płyt na rynku - wyjaśnia osoba z Komendy Głównej pragnąca zachować anonimowość. - Przede wszystkim kary, które zakłada ustawa, są za niskie - większość sędziów rozstrzygających w sprawach o łamanie prawa autorskiego decyduje jedynie o przepadku mienia oskarżonego i wyznaczeniu grzywny. Czy kara w wysokości 500 czy 1000 zł może być dla pirata dotkliwa? Przecież odrobi on tę stratę w ciągu jednego dnia.
   - Znam tylko trzy osoby, które zostały skazane na więzienie za piractwo w ubiegłym roku - _twierdzi Andrzej Kozłowski ze ZPAV. - _To prawdziwi recydywiści: byli przyłapywani na nielegalnym handlu co najmniej pięć, sześć razy.
   Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości, za złamanie przepisów Ustawy o prawie autorskim w 1999 r. zostało skazanych na więzienie 14 osób, a w 2000 r. - 18.
   - Z przemytem pirackich płyt nie radzą sobie nasi celnicy - podkreśla pracownik ZAIKS pragnący zachować anonimowość. - Są takie urzędy celne, które dzielnie walczą z tym procederem, ale są takie, które przepuszczają kolejne transporty nielegalnych nagrań. I nie ma na to rady.

Sieciowi przestępcy

   W ostatnich latach pojawiła się możliwość kompresji i przesyłania danych audio przez Internet w postaci plików MP3. Niczym grzyby po deszczu zaczęły powstawać kolejne witryny, z których można było ściągnąć, a potem przegrać na twardy dysk w komputerze i płytę CD-R dowolną ilość nowych lub starych nagrań. Najpopularniejsza okazała się amerykańska witryna Napster, której użytkownicy mieli dostęp do plików MP3 zapisanych na dyskach ich komputerów i mogli je ze sobą swobodnie wymieniać.
   Taki bezpłatny przepływ muzyki wywołał sprzeciw największych wytwórni płytowych na Zachodzie i w rezultacie działań prawnych Napster został zamknięty, ale na jego miejsce powstało wiele innych witryn, które zaczęły prowadzić identyczną działalność.
   W Polsce ściąganie muzyki z Internetu jest coraz popularniejsze. - Jeśli ktoś robi to tylko na własny użytek, nie jest to traktowane jako przestępstwo - wyjaśnia Andrzej Kozłowski ze ZPAV. - Jeśli jednak kopiuje pliki MP3 na CD-R i sprzedaje je potem na giełdach - łamie prawo autorskie i podlega takiej samej karze jak tradycyjni piraci.
   Z danych Komendy Głównej wynika, że nie jest to jeszcze masowy proceder - w 2001 r. skonfiskowano 6 tys. płyt z naniesionymi na nie plikami MP3.
   - Szczerze przyznam, że na razie nie zajmujemy się problemem bezpłatnej dystrybucji "empetrójek" - wyznaje Kozłowski. - Najpierw musimy ograniczyć proceder konwencjonalnego piractwa, dopiero potem zajmiemy się jego nowymi rodzajami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski