Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złoty w globalnym kasynie

Redakcja
Na pytanie, kto i dlaczego spekuluje polską walutą, odpowiedź jest banalna: "Spekulują spekulanci, bo chcą zarobić". Takim komentarzem opatrzył analizę wydarzeń na walutowych rynkach jeden z ekspertów dużego portalu finansowego. Gdy z nim rozmawialiśmy, był nieco poirytowany szukaniem kolejnych spiskowych teorii mających wskazać i obwinić "finansowych terrorystów" atakujących pieniężne fundamenty naszego kraju.

Nie boimy się ataku spekulantów, gdy złoty znajdzie się w kursowym korytarzu ERM2 - deklarują przedstawiciele resortu finansów. Ataki spekulacyjne mamy odpierać z pomocą Europejskiego Banku Centralnego. Gdy w 1992 roku Soros atakował funta, Anglicy prosili o pomoc Bundesbank, ale ten dbał raczej o stabilność marki...

Pół roku temu dolar i frank szwajcarski kosztowały ledwie po dwa złote, a oficjalne komunikaty bankowych analityków wróżyły dalsze, systematyczne umocnienie złotego. Właściciele firm zabezpieczali się niezrozumiałymi instrumentami pochodnymi, nazywanymi opcjami. Młodzi Polacy marzący o własnym "M" brali kredyty walutowe na zakup lokum. To też była spekulacja - w finansach nazywa się ją z angielska "carry trade" - czyli strategią polegającą na zadłużaniu się w walucie o relatywnie niskiej stopie procentowej (frank) i inwestowaniu w instrumenty o potencjalnie wysokiej stopie zwrotu (w tym przypadku - drożejące nieruchomości).
Wreszcie bańka pękła - w ciągu zaledwie kilku miesięcy nieruchomości zaczęły tanieć, a kurs dolara wzrósł o prawie 100 proc., euro o 50 proc., zaś franka szwajcarskiego o niemal 70 proc. Dlaczego? Dlatego, że światowy kryzys spowodował ucieczkę od niepewnych złotych, forintów, koron i powrót do "pewnych" dolarów. Także dlatego, że na osłabienie złotego grały wielkie instytucje finansowe (przyznał się Goldman Sachs). W dużym uproszczeniu wygląda to tak - w klimatyzowanych budynkach wielkich banków, niemal biurko w biurko, siedzą młodzi ludzie podzieleni na dwie drużyny: analityków i dilerów. Ci pierwsi "generują" komunikaty np. o złotym, który w ciagu najbliższego roku "umocni się do niespotykanego poziomu". Ci drudzy składają zlecenia kupna i sprzedaży, niekiedy jakby na przekór oficjalnym rekomendacjom. Dla dilera liczy się prowizja i zadowolenie klienta, który powierza bankowi pieniądze, a nie taki czy inny poziom kursu walutowego w tym czy innym kraju.
Jeśli więc ktoś z uporem będzie pytał: kto i dlaczego spekuluje polską walutą, cierpliwie odpowiadamy: spekulują spekulanci, którzy chcą zarobić...
Na śliskim parkiecie
Międzynarodowy rynek walutowy jest doskonale zorganizowany, działający "w czasie rzeczywistym", ale nie jest przejrzysty. W handlu walutami wszystko jest poufne. Nawet rządy i banki centralne, planując interwencje, nie informują o nich lub blefują. Tymczasem wielkie banki inwestycyjne potrafią zgromadzić fundusze większe niż rezerwy walutowe niejednego państwa. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku większość transakcji walutowych służyła zgromadzeniu środków na inwestycje w realnej gospodarce - to była po prostu wymiana pieniędzy, aby coś zbudować, za coś zapłacić. Dzisiaj szacuje się, że ponad 90 proc. transakcji na rynkach walutowych to czysta spekulacja. Dodatkowo każdego dnia przez rynki walutowe przechodzą setki miliardów dolarów! Nic dziwnego, że spekulacyjny atak walutowy na niejeden kraj zakończyłby się głębokim osłabieniem waluty, spadkiem siły nabywczej obywateli, a nawet niepokojami społecznymi. "Finansowy terroryzm" byłby możliwy, gdyby nie fakt, że na żądzę zysków jednych spekulantów odpowiadają inni, równie spragnieni bogactwa. Kurs walutowy w najbardziej dramatycznych momentach gwałtownie rośnie lub spada, aby po jakimś czasie równie raptownie odbić w przeciwną stronę. Historia pokazuje, że nie tylko słabsza gospodarczo Polska może stać się obiektem ataku...
Człowiek, który złamał Bank Anglii
Październik 1990 roku. Wielka Brytania przystępuje do ERM (Exchange Rate Mechanism). Z angielska ten system nazywają "snake" - wąż ("wąż walutowy"). Dużo później powstanie system ERM2, do którego już tej wiosny może zostać wrzucona złotówka. To już jednak inna historia...
Przystąpienie Wielkiej Brytanii na początku lat 90. do "walutowego węża" niosło zobowiązania. Rząd brytyjski miał odtąd prowadzić określoną politykę monetarną - tak, aby kurs funta w stosunku do walut innych państw uczestniczących w systemie wahał się w paśmie nie większym niż 6 proc. Odniesieniem była niemiecka marka. Funt wszedł do ERM z kursem 2,95 marki. Brytyjczycy mieli więc interweniować, gdyby funt osłabł do 2,778 marki. Finansowi spekulanci najwięcej zyskują, gdy docierają do poufnych informacji. Tym razem informacja nie była poufna i brzmiała: Anglicy będą sprzedawali waluty, które mają w rezerwie, aby utrzymać kurs funta na określonym poziomie. Nie ma lepszych wieści dla kogoś, kto dysponuje wielkimi pieniędzmi i doświadczeniem. Wszystkim tym dysponował człowiek, o którym się powiada, że "mówi, co innego niż myśli i robi, co innego niż mówi"...
W 1992 roku George Soros, a dokładniej jego znany już na świecie fundusz inwestycyjny "Quantum", zaczyna obracać funtami. W tym samym czasie, nie wiadomo skąd (być może na zamówienie Sorosa) pojawiają się analizy i rekomendacje sugerujące przewartościowanie funta. "Quantum" wrzuca na rynek wielkie ilości funtów. Bank Anglii, aby ratować walutę, zaczyna sprzedawać marki i kupować funty. Marki były rezerwami walutowymi Banku Anglii. Rezerwy walutowe - to już wiemy - stanowią gwarancję stabilności rodzimego pieniądza...
Rano, 16 września 1992 roku, aby zapobiec osłabianiu rodzimego pieniądza, Bank Anglii ogłasza podwyżkę stóp procentowych (z 10 do 12 proc.), a pamiętajmy, że brytyjska gospodarka znajdowała się w fazie spowolnienia. Nie pomogło - wieczorem Bank Anglii kapituluje i ogłasza, że występuje z systemu ERM. Kurs funta zostaje zdewaluowany do 2,2 niemieckiej marki.
Co wtedy robi George Soros? Odkupuje mocno przecenione funty, spłaca zaciągnięte wcześniej kredyty i na koniec wszystkich tych walutowych transakcji zostaje mu jeszcze równowartość dobrego miliarda dolarów. Zaś Anglicy środę 16 września 1992 roku zaczynają nazywać "czarną środą", bo rezerwy walutowe Anglii zostały uszczuplone o połowę. George'a Sorosa wszyscy nazywają "człowiekiem, który złamał Bank Anglii". Po wielu latach przeciwnicy integracji europejskiej z Wysp Brytyjskich, jakby na przekór, zaczynają używać terminu "biała środa". Wystąpienie z węża walutowego, szok po spekulacyjnym ataku i dewaluacja funta, zapoczątkowały okres prosperity na Wyspach, choć podobno spekulacyjny atak kosztował Anglików 3,5 mld funtów.
Atak na rubla
Początek sierpnia 2008 roku. Kryzys finansowy rozlewa się po świecie, ale pęczniejące po czasie surowcowego boomu rezerwy walutowe Rosji sięgają prawie 600 mld dolarów amerykańskich. Jednak rosyjski rząd już przeczuwa, że surowce w czasie gospodarczego załamania to przekleństwo - ich cena gwałtownie spada, a budżetowe wydatki z rozpędu skrojone są na czasy prosperity. Na razie - w sierpniu 2008 roku - za dolara płaci się ok. 23 rubli i tylko wtajemniczonym przychodzi do głowy, że właśnie rozpoczyna się czas konsekwentnej, pełzającej dewaluacji rosyjskiej waluty. Luty 2009 roku. Agencje informacyjne grzmią: "Rosja nieskutecznie próbuje bronić rubla". Tylko od początku stycznia do 6 lutego rezerwy walutowe Rosji miały zmaleć z 426 mld do 383,5 mld dolarów. Odniesieniem dla kursu rubla jest koszyk walutowy złożony z dolara i euro. Na początku lutego za dolara trzeba zapłacić już ponad 40 rubli, a świat finansów mówi otwarcie, że spekulanci wyciągnęli z Rosji ponad 200 mld USD rezerw walutowych.
Interwencje nie zatrzymały pełzającej dewaluacji rubla. Nie brakuje nawet głosów, że komuś w Rosji zależało na takim obrocie sprawy. Mówi się, że to sam bank centralny Rosji sfinansował część spekulacyjnych ataków, udzielając pożyczek krajowym instytucjom. Te pieniądze, zamiast trafić do gospodarki, zostały wykorzystane na gry obstawiające osłabienie rubla. Szacuje się, że Centralny Bank Rosji w tym roku wykorzystywał nawet miliard dolarów dziennie dla podtrzymania kursu rubla, który i tak nieustannie spadał. Ktoś skutecznie wyprowadził miliardy dolarów walutowych rezerw...
W ciemnym korytarzu
Luty 2009 roku. Rząd Donalda Tuska stoi przed trudnym zadaniem obrony złotego, którego kurs sięga dna, czyli poziomu, z którego startowaliśmy po wejściu do UE. Pomagają europejskie pieniądze - te same, które przez kilka lat były głównym czynnikiem umacniania się złotego. Gdy na rynek trafia spora ilość euro, za które ktoś chce kupić złote, proste prawo popytu i podaży umacnia wartość naszego pieniądza. Tak stało się i tym razem. Tradycyjnie - nie dowiedzieliśmy się, ile euro rząd wymienił. Tajemnica...
Jednocześnie rozpoczynają się negocjacje w sprawie szybkiego wejścia Polski do systemu ERM2, który miałby poprzedzać ostateczne przyjęcie wspólnej waluty. Nie boimy się ataku spekulantów, gdy złoty znajdzie się w kursowym korytarzu (możliwe zmiany to plus/minus 15 proc.) - deklarują przedstawiciele resortu finansów. Ataki mamy odpierać z pomocą ECB (Europejski Bank Centralny). Gdy w 1992 roku Soros atakował funta, Anglicy prosili o pomoc Bundesbank, ale ten dbał raczej o stabilność marki...
Na razie wśród bankowych dilerów i analityków powtarzana jest plotka, że kilka londyńskich banków, przy pomocy polskich pośredników, kupuje czerwcowe opcje typu "put" na kurs euro/złoty z tzw. kursem wykonania 3,90 zł. Mogłoby to oznaczać, że banki chcą zabezpieczyć (w przypadku umocnienia złotego) zyski z posiadanych już opcji przeciwnych typu "call", wystawionych latem ub.r. przez polskich eksporterów - uważaja analitycy.
Na pytanie, kto i dlaczego spekuluje polską walutą, odpowiedź jest banalna: "Spekulują spekulanci, bo chcą zarobić"...
Jacek Świder

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski