Fot. tomasz Gzell (PAP)
Był mistrzem dla wielu kolegów młodszego pokolenia, m.in. Wojciecha Malajkata i Zbigniewa Zamachowskiego, którzy zawsze mówili o nim i jego totalnym aktorstwie z podziwem, uznaniem i ciepłem.
- Największym i niewybaczalnym moim grzechem, było przerwanie gry na skrzypcach. A grałem dobrze, nawet koncertowałem, odnosiłem pierwsze sukcesy, bo ćwiczyłem po czternaście godzin na dobę. Może nawet zostałbym drugim Paganinim, gdyby nie opętała mnie kolejna pasja - szermierka - powiedział mi podczas naszego spotkania.
Był rodowitym krakowianinem, który po ukończeniu krakowskiej PWST i debiucie w 1960 r. w Teatrze im. J. Słowackiego w "Sławnej historii o Troilusie" związał losy z Krakowem na dwanaście lat. W "Słowaku" pozostał do 1964 r. Kolejną jego sceną był Stary Teatr, gdzie zagrał m.in. tytułową rolę w "Fantazym", Hrabiego Henryka w "Nie-Boskiej komedii", Bałandaszka w "Onych", Wierszynina w "Trzech siostrach". Zasłynął z postaci Leona w "Matce" i Scurvego w "Szewcach" - spektaklach Jerzego Jarockiego, które stworzyły wielkość Walczewskiego. Był niekwestionowaną gwiazdą krakowskich teatrów, również kabaretu Jama Michalika. W Krakowie po prostu chodziło się "na Walczewskiego.
W 1972 r. przeniósł się do Warszawy, występując najdłużej w Teatrze Dramatycznym - trzydzieści lat, a także w Ateneum i Studio. Jarocki obsadził go w "Królu Learze", Gustaw Holoubek w "Hamlecie", a Krystian Lupa w "Wymazywaniu". Walczewski niezwykle też cenił pracę z Jerzym Grzegorzewskim.
Był niezapomnianym Gospodarzem w filmowym "Weselu" Wajdy, czołowym aktorem wszystkich filmów Piotra Szulkina, ale potrafił także zaistnieć w komediach: "Vabanku 2" i "Kingsajzie" Juliusza Machulskiego.
Zagrał w wielu znakomitych filmach, a największą popularność przyniosły mu kreacje w "Ziemi obiecanej" Wajdy (1975 r.), "Śmierci prezydenta" Jerzego Kawalerowicza (1977 r.), "Dolinie Issy" Tadeusza Konwickiego (1982 r.) i "Cudzoziemce" Ryszarda Bera (1986 r.).
Lubił też pracę w sitcomie "13 posterunek" i drażnił go ironiczny stosunek wielu widzów do tego serialu. - Dla Marka aktorstwo jest namiętnością. Ma nieprawdopodobnie fantastyczną wyobraźnię, niezwykle rozwinięte poczucie abstrakcji i humoru - mówił o swym przyjacielu i profesorze Wojciech Malajkat. - Wojtkowi namalowałem obraz, który wisi w salonie państwa Malajkatów. Jeszcze kiedyś kupię skrzypce i znów zacznę grać. Ale Paganinim już nie zostanę - wyznał mi na zakończenie naszego spotkania w warszawskiej kawiarni. Potem nagle wstał i wyszedł.
Jolanta Ciosek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?