Edward Madejski pojechał na turniej we Francji jako bramkarz... bez przynależności klubowej. Już nie był graczem Wisły, jeszcze nie był zawodnikiem Garbarni. Niemal 2 lata wcześniej, solidaryzując się z ukaranym odusnięciem od gry kolegą z drużyny Antonim Łyką (w nocy przed meczem z Dębem Katowice bawił się w tanecznym lokalu), napisał o zwolnienie z Wisły, a potem zaczął trenować w Garbarni. Po jakimś czasie zarząd wybaczył balującemu pomocnikowi, ale nie świetnemu bramkarzowi, który ostatni mecz w Wiśle rozegra ponad pół roku przed inauguracją MŚ.
Brak ligowego ogrania zapewne nie pozostał bez wpływu na jego występ przeciwko „Canarinhos”. Ci zaś – wobec absencji Argentyny i Urugwaju – bronili honoru Ameryki Południowej i byli uważani za jednych z faworytów turnieju.
_– Nie zakwaterowano nas w Strasbourgu, tylko w odległym o 40 km Solingen. Zdaje się, że nie było miejsc w hotelach. A Brazylijczycy przebywali we Francji już od miesiąca. Podobno, kiedy robili wewnętrzne sparingi, to słynny Leonidas grał na obronie, żeby zmylić obserwatorów. A najchętniej trenowali przy __drzwiach zamkniętych _– wspominał po latach na łamach „Tempa” Madejski.
Mecz odbył się w Strasbourgu na Stade de la Meinau, tym samym, na którym w 1970 roku rozegrane zostało dodatkowe spotkanie między Górnikiem Zabrze a Romą w półfinale PZP (po dogrywce było 1:1, losowanie wygrała polska drużyna). Sędziował 33-letni Szwed Ivan Eklund, który potem poprowadził finał Włochy – Czechosłowacja. Był to jedyny arbiter główny w MŚ przed i po wojnie.
Madejskiego trzy razy pokonał Leonidas (najlepszy piłkarz Brazylii do czasów Pelego, późniejszy król strzelców tego turnieju – 7 goli), a dwukrotnie Peracio i raz Romeu. Krakowianin najbardziej zapamiętał celny strzał Peracio na 3:4: – Grałem bez rękawic, jak zresztą zawsze. Silnie uderzona piłka wybiła mi palce, trafiła w poprzeczkę, a zaraz potem odbiła mi się od szyi i wpadła do __bramki.
Były wiślak kilkakrotnie ratował nasz zespół przed utratą kolejnych goli, m.in. po silnym strzale Leonidasa. Brazylijczycy prowadzili do przerwy 3:1. Potem, gdy zaczął padać deszcz, który utrudnił im grę, było 3:3, następnie jednak 3:4. „Biało-czerwoni” uratowali remis dopiero w 89 minucie – po trzecim już golu Ernesta Wilimowskiego; pierwszego zdobył Fryderyk Scherfke z rzutu karnego za faul właśnie na tym pierwszym świetnym napastnika. Było 4:4.
W dogrywce „Canarinhos” znów objęli prowadzenie. – Rzucili się na nas jak charty _– wspominał Madejski. Potem, po „bombie” Nyca (_– Który strzelał od wielkiego święta – podkreślał ekswiślak), piłka odbiła się od spojenia słupka z poprzeczką. W rewanżu Leonidas wykorzystał „prezent” Władysława Szczepaniaka. Nasza drużyna odpowiedziała jeszcze kolejną bramką Wilimowskiego. Na wyrównanie brakło jej i czasu, i sił.
Tych ostatnich też dużo zużyli rywale Polaków. – Brazylijczycy byli później bardzo rozbici i __nie zdobyli mistrzostwa (mieli brąz – przyp.), na __które bardzo liczyli – dodał golkiper.
Madejski miał powód do radości. – Po meczu dostałem znaczek z flagą brazylijską, a od naszego prezesa plakietkę z takim napisem na odwrocie: „Na pamiątkę najdramatyczniejszego meczu w __dziejach PZPN”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?