Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znak miłości

Redakcja
Fot. Piotr Subik
Fot. Piotr Subik
Krzyż ma sześć metrów wysokości. Drewniany i z metalową tabliczką głoszącą, że znajdujemy się na placu, na którym ma stanąć kościół pod wezwaniem błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. O krzyżu głośno ostatnio nie tylko w Stalowej Woli. Bo prezydent miasta, Andrzej Szlęzak, robi wszystko, aby go usunąć. O sprawie mówiło nawet Radio Watykan.

Fot. Piotr Subik

Osiedle Młodynie, pomiędzy ulicami: KEN, Okulickiego i Jana Pawła II, jedno z najmłodszych w Stalowej Woli. Spółdzielcze, zaczęło powstawać w latach osiemdziesiątych. Mieszkańcy to ludzie około czterdziestki, pięćdziesiątki i następne pokolenie. Bloki, obok ruchliwa szosa, podstawówka, liceum, boisko, za ulicą - supermarket. Krzyż stoi w tzw. lasku; dookoła młode sosny i brzozy; piach i wydeptane ścieżki.

Zaczęło się to wszystko 27 lutego br., od drogi krzyżowej, największej w historii Stalowej Woli.

Dziesięć tysięcy wiernych,

dziesięć kilometrów i pięć godzin wędrówki od stacji do stacji, choć pogoda była nie najlepsza, leżał śnieg. Szli pracownicy Huty Stalowa Wola, ich rodziny, szli mieszkańcy miasta. Padał właśnie Zakład Zespołów Mechanicznych, spółka-córka HSW, zatrudniająca tysiąc osób: ograniczano czas pracy, mówiono o zwolnieniach grupowych.

Na czele kroczył biskup pomocniczy diecezji sandomierskiej ks. Edward Marian Frankowski. Modlili się o lepsze czasy.

Osiedle Młodynie, stacja IX: Jezus upada po raz trzeci. "Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie...". Krzyż już stał, trzeba go było poświęcić. Bp Frankowski powiedział: "Naród nasz, polski naród, kiedy był w sytuacji bardzo ciężkiej, kiedy nie miał sił sam powstać, trzymał się krzyża i z Jezusem podnosił się z upadku".

I to właśnie wtedy Andrzej Szlęzak, prezydent Stalowej Woli, poczuł, że krzyżem tym, jakby obuchem, dostał w łeb: - To było jak strzał zza węgła; w cywilizowanym społeczeństwie nie robi się takich rzeczy.

Z procesją nie szedł, by nie sankcjonować łamania prawa: wiedział, że wierni będą się modlić pod krzyżem, który stanął bez zezwolenia na miejskiej działce. Kiedy kilka miesięcy wcześniej trwały rozmowy z biskupem Andrzejem Dzięgą, obecnie metropolitą szczecińsko-kamieńskim, na temat nowych świątyń w Stalowej Woli, nikt nie wspominał o planach postawienia krzyża.

Dlatego Szlęzak zarzucił Kościołowi komunistyczne metody - bo komuna nie szanowała prawa własności - biskupów nazwał "bolszewikami w sutannach", a usunięcie krzyża stało się dla niego sprawą honoru. O bp. Frankowskim, w jego mniemaniu głównym sprawcy zamieszania, kapłanie "S", zasłużonym dla Stalowej Woli na równi z Eugeniuszem Kwiatkowskim, twórcą Centralnego Okręgu Przemysłowego, mówi teraz wprost: - To partyzant, któremu nie powiedziano, że się wojna skończyła i nadal wysadza pociągi. Nauczył się za komuny budować kościoły po kryjomu i chce wciąż to robić. Ręka była szybsza od głowy.

Miniony piątek, południe: os. Młodynie wygląda jak wymarłe. Czasem ktoś przemknie przez lasek na skróty; ktoś pije wino w krzakach.

Krzyż stoi, jak stał,

pod nim kwiaty: sztuczne i prawdziwe, palą się znicze. - Nieraz był już przechylony, bo się z nim siłowano - żali się Lucjusz Nadbereżny. Nadbereżnego spór o krzyż oburzył po trzykroć: jako radnego, najmłodszego wiekiem w Stalowej Woli; jako członka PiS, a przede wszystkim, i może najbardziej, jako katolika. Ma przez to urwanie głowy: a to dzwoni Radio Maryja z prośbą o wypowiedź na antenie, a to antyklerykałowie męczą go na Gadu-Gadu, ślą wyszukane groźby.

Z oświadczenia Lucjusza Nadbereżnego, 16 listopada: "Niewyobrażalnym staje się sytuacja, w której w świetle prawa ma zostać usunięty poświęcony krzyż. Sytuacja ta wpisuje się w ogólnoeuropejską walkę z symbolami wiary".

Do wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który wieszanie krzyży w szkołach uznał za nielegalne, odwołali się w połowie listopada także biskupi i księża diecezjalni - w liście do wiernych. Przypomnieli m.in. słowa papieża Jana Pawła II: "Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym (...). Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka".

Ten list prezydent Andrzej Szlęzak porównał do wystąpień Goebbelsa, ministra propagandy III Rzeszy. Oznajmił wszem i wobec: "Kłamstwo, obrzydliwa manipulacja, próba wpłynięcia na emocje prostych ludzi! Te dwie sprawy nijak się mają do siebie! Są krzyże w szkołach, urzędzie, w moim sekretariacie - i nikt ich nie zamierza zdejmować. Mnie jest obojętne, co stoi na tej działce - czy krzyż, czy coś innego. Mnie chodzi o to, że w sposób karygodny naruszona została własność miasta. Kto nabałaganił, powinien posprzątać".

Ks. Michał Szawan, rzecznik diecezji, nie ukrywa: - W wielu miejscach Polski na terenach samorządowych czy państwowych stawiane są krzyże, często bez zezwolenia, ale żadna władza nie dąży do ich usunięcia, a nawet dba o nie. A tu, niestety, ma miejsce sytuacja odwrotna. To spektakularne wydarzenie, tym bardziej bolące, że dzieje się w mieście, które było i jest mocno związane z wiarą i krzyżem.

Wszak w czerwcu 1999 r. podczas wizyty w Sandomierzu Jan Paweł II mówił o Stalowej Woli: "Bogiem silna". Dlatego

wśród mieszkańców zawrzało,

na prezydenta zewsząd sypią się gromy. Niektórzy mówią o nim: "awanturnik", jak działacze "Solidarności" z HSW; inni: "niezrównoważony". Sam o sobie: "gruby, łysy, ale uczciwy" - tak się reklamował przed wyborami w 2002 r. I wygrał. Związany w przeszłości z ZChN, Stronnictwem Narodowo-Demokratycznym, Przymierzem Prawicy, wreszcie z PiS, skąd odszedł - jak sam twierdzi, albo został wyrzucony - jak chcą inni, gdy przed ostatnimi wyborami do samorządu wszedł w sojusz z SLD.

Absolwent KUL, kiedyś dziennikarz "Naszego Dziennika". Nie ukrywa endeckich fascynacji. Gdyby miał wstąpić do partii teraz, byłaby to UPR, najbliższa mu ideowo. Choć wychowany w religijnej rodzinie, w kościele nie bywa. Chce zostać posłem.

Sprawa krzyża to nie pierwsza, którą wzbudził kontrowersje i stała się głośna w całej Polsce. Maj br., prezydent zapowiada, że miasto nie wesprze pieniędzmi podatników koszykarskiej "Stali" Stalowa Wola, dopóki będą tam grali obcokrajowcy. Koniec lipca: zwraca się do wojewody, by zwolnił go z obowiązku włączenia syren w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie chce przy okazji kontroli systemu alarmowania czcić klęski Polaków. Kilka tygodni temu: zapowiada prywatyzację przedszkoli. Miasta, twierdzi, nie stać na dokładanie grubych milionów. Mówi tak: - Mickiewicz, Chopin nie chodzili do przedszkoli, a byli wielcy. Chce ze Stalowej Woli uczynić ośrodek akademicki, wspiera KUL.

Krytykuje Piłsudskiego, chwali Dmowskiego. Likwiduje Straż Miejską. Opieprza ministerialnych urzędników, interlokutorom lubi rzucić: "Walcie się w blat!". - Humbug, humbug i jeszcze raz humbug - nie wątpi Janusz Kotulski, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej. A Andrzej Kaczmarek, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemia Sandomierska NSZZ "Solidarność", dorzuca: - Zawsze był osobowością, indywidualistą, chodził swoimi ścieżkami. Walka z krzyżem to jeden z elementów jego polityki; wie, że zyskuje w oczach przeciwników kleru czy zwolenników SLD.

Może dlatego - a może aby po prostu walczyć o poszanowanie prawa, prezydent skierował do sądu wniosek przeciw ks. Jerzemu Warchołowi, proboszczowi parafii pw. Opatrzności Bożej, na której terenie postawiono sporny krzyż (ks. Warchoł nie chce rozmawiać: - Mam ważniejsze sprawy na głowie). Prezydent Szlęzak żąda w pozwie natychmiastowego zaniechania łamania prawa, czyli usunięcia krzyża z osiedla Młodynie.

Tyle że, jak uznaje nadzór budowlany - krzyż to nie samowola budowlana. Gdyby stał przy drodze, owszem, ale przecież stoi w samym środku osiedla. Wyższy Sąd Administracyjny w Rzeszowie, do którego trafiła skarga Szlęzaka, jeszcze się nie wypowiedział. Nie było też rozprawy przeciw ks. Warchołowi.

Komitet obrońców krzyża

nie sformalizował się, podobnie jak komitet przeciwników. Tych drugich trudno znaleźć. Osoba zorientowana: - Nie chcą się wychylać, boją się Kościoła! To "niema większość", niespecjalnie aktywna. Choćby mieszkańcy osiedla: niekoniecznie chcą mieć kościół pod oknami; do trzech innych dziesięć, piętnaście minut stąd piechotą - i to niezbyt szybkim krokiem. To oni wieszali na krzyżu klepsydrę: "Z głębokim żalem żegnamy śp. LASEK. Zmarł tragicznie w imię ludzkiej próżności. Pamięć o nim zawsze będzie w naszych sercach".

Albo ci, którzy zniszczyli kapliczkę, co stanęła obok krzyża podczas peregrynacji MB Częstochowskiej w cudownym obrazie - wiosną tego roku: polali ją łatwopalnym płynem, został tylko popiół; wcześniej pisali nań: "Bóg umarł", "CHWDP", namalowali męskie genitalia. Albo przewracali kwiaty i znicze. Albo zlali krzyż świńską gnojowicą. Lucjusz Nadbereżny: - Brało mnie na wymioty, smród był przeokropny. Ktoś wiedział, co robi. Ale wytrwale się modliliśmy.

Rzucano też wiernym petardy pod nogi, wulgarnie wyzywano. - Jakby prezydent nie nagłośnił sprawy, nikt by się krzyżem nie interesował. A tak wandale mieli pożywkę - ocenia Andrzej Kaczmarek.

Niektórzy sądzą, że nie chodzi o sam krzyż, lecz o ziemię pod nim. Ponoć warta 1,5 mln zł - choć wycen nie było; ponoć planowano tu budowę domów mieszkalnych. I kościół krzyżem chciał ją zarezerwować pod świątynię: obiecaną, choć bez potwierdzenia w papierach, za poprzedniego prezydenta Alfreda Rzegockiego.

Tyle że do budowy kościoła, wcale nie przesądzonej, daleka droga. Nie ma nawet mowy o zmianie przeznaczenia terenu: Szlęzak zablokował procedurę. Nie o świątynię więc teraz chodzi, lecz o krzyż - tak tłumaczy ks. Michał Szawan: - Kościół broni go, bo został postawiony jako znak miłości do Boga.

I nie przez biskupów, lecz przez wiernych z okolicy.

Chciał to prezydentowi uświadomić bp Krzysztof Nitkiewicz, od lipca ordynariusz sandomierski, przedtem dyplomata w Watykanie; zaraz po konsekracji poprosił o spotkanie. - Od początku byliśmy gotowi do dialogu, na ten dialog ciągle jesteśmy otwarci. I mamy nadzieję, że prezydent weźmie pod uwagę uczucia religijne wiernych ze Stalowej Woli - mówi ks. Michał Szawan. Jednak prezydent Szlęzak się zawziął; krytykuje postawę kurii: - Narobili głupot, brak im odwagi, żeby się przyznać, więc brną dalej i dorabiają sprawie gębę.

I dodaje: - Nie jestem wrogiem Pana Boga, nie jestem wrogiem Kościoła katolickiego. Ale dopóki nie ustanie łamanie prawa, żadnych rozmów nie będzie. Wiceprzewodniczący Janusz Kotulski, wyraźnie zniesmaczony: - Trzeba rozmawiać, a nie wywoływać wojny religijne, które mnie katolikowi i moim przyjaciołom ateistom nie są do niczego potrzebne.

Piotr Subik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski